Legnicko-opolski "Król Lear" w reżyserii Anny Augustynowicz z Mirosławem Zbrojewiczem w roli tytułowej, transmitowany ze Sceny Gadzickiego w Legnicy, był (28 listopada) ostatnią prezentacją online w Nurcie Głównym 24. Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku. Jego szef, a także dyrektor Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, prof. Jerzy Limon otrzymał z Danii list-recenzję, którą napisała Krystyna Napiórkowska-Ellehauge.

Zacznijmy od tego, co oczywiste. Jesteśmy w teatrze. Wszystkie role męskie, z wyjątkiem Leara, grają kobiety.  Żartobliwe odwrócenie znanej konwencji teatru elżbietańskiego, który - jak pamiętamy ze szkoły - kobiet nie zatrudniał. W tym żarcie jest metoda. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Anna Augustynowicz (dalej AA) będzie otwierać "Króla Leara" kluczem feministycznym. I tak się w dużej mierze dzieje. Kobiety są do tańca i do różańca, do bitki i do wypitki, do rodzenia też.

Obsada jest duża, ról do odegrania wiele. Ciągła zmiana ról, odrzucanie jednej i wchodzenie w drugą, przechodzenie z  jednej tożsamości w drugą jest osią całej inscenizacji. Lear, który odrzuca wszystkie swoje role - króla, władcy, ojca, etc. - stoi naturalnie w centrum tego procesu. Mój ulubiony przykład tej finezyjnej gry rolami, tożsamościami i płynnością granic między nimi, to postać Błazna. Gra go młodziutka aktorka, studentka chyba jeszcze. Typ lekko androgyne, o cechach dziecka. Chwilami taki trochę Puck ze "Snu nocy letniej", bardziej złośliwy chochlik niż filozofujący błazen. Dorosłe dziecko jako "foil" zdziecinniałego starca Leara wzmacnia dodatkowo to, o czym cały dramat jest, a jest on o odwróceniu porządku rzeczy.

I  dalej, nie wychodząc z roli dziecka, błazen wciela się w Edgara, syna Glostera: dziecko, które przeprowadza ojca przez śmierć (w tej optyce śmierć Kordelii przed Learem, dziecka przed rodzicem, ten naturalny porządek zakłóca). Na koniec Edgar wciela się w Biednego Tomka (ale to akurat jest w oryginale dramatu). Tak wygląda  "przebieranka" Błazna. A jest ich więcej. Przebieranki, inaczej zmiany tożsamości - ultra elżbietański zabieg teatralny - stają się artystycznie bardzo płodne. Na nich  się opiera się  cała konstrukcja inscenizacji (dzieci stają się "rodzicami", kobiety żołnierzami, etc.

Odniesienia do "coraz bardziej otaczającej nas rzeczywistości" uderzające i chyba nie wszystkie od początku zamierzone. "Błyskawice SS-mańskie" można było oślepionemu Glosterowi domalować w ostatniej chwili, ale posłać kobiety na wojnę, to już nie, bo to integralna część całego zamysłu reżyserskiego. "Król Lear", który jest o rozkładzie i rozpadzie królestwa, sztuka w sam raz na nasze czasy. AA świetnie to wyczuła. A Szekspir znowu współczesny.

Krystyna Napiórkowska-Ellehauge