Aktorzy Marek Braun z Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego w Radomiu oraz Rafał Cieluch z Teatru Modrzejewskiej w Legnicy byli gośćmi środowego wydania audycji Radia TOK FM, którą prowadziła Marta Perchuć-Burzyńska.  Temat był oczywisty i związany z pandemicznymi skutkami dla działalności teatrów i sytuacji artystów.

Rafał Cieluch: - W momencie, kiedy spadła na nas pandemia byliśmy po premierze "Fanny i Aleksander" na podstawie filmu Ingmara Bergmana w reżyserii Łukasza Kosa, byliśmy przed festiwalami, wyjazdem do Gruzji, w trakcie przygotowywania kolejnej premiery, czyli w momencie nabierania powietrza w płuca. I nagle dowiedzieliśmy się, że nie będziemy mogli tym teatrem swobodnie pooddychać. Zagraliśmy zaledwie kilka razy "Fanny i Aleksander", a - że powiem tak nieskromnie - zrobiliśmy wspaniały spektakl, byliśmy szczęśliwi, że będziemy mieli okazję się tym chwalić, że będziemy mogli w nim spotykać się z naszą publicznością. I wszystko, co się stało było szokujące i krzywdzące. Zaczęło robić się bardzo smutno. To było podcięcie skrzydeł. Wszystkie plany repertuarowe, premierowe zostały odłożone. A jeśli chodzi o sytuację zamykania, otwierania, to jest wiele sytuacji i decyzji absurdalnych. Trudno się do tego odnieść, bo można wyrażać sądy niesprawiedliwe. Nie potrafię się do tego odnieść, bo czasami są to rzeczy światopoglądowe.

Prowadząca przypomniała, że w ostatnich dniach legnicki teatr zrobił dwie premiery w sieci, w tym polsko-ukraiński projekt, którego Rafał Cieluch był scenarzystą i reżyserem.

Rafał Cieluch: - Pomysł opierał się o chęć opowiedzenia o relacjach polsko-ukraińskich. Liczyliśmy na to, że będziemy mogli to zrobić wspólnie, że będzie szansa się spotkać, że oni przyjadą do nas, a my pojedziemy na Ukrainę. Była też taka cicha nadzieje, że uda się zrobić ten projekt nie online. Niestety, rzeczywistość to zweryfikowała i wszystko sprowadziło się do projektu onlajnowego. Wszystko się pozmieniało i logistycznie, i ideowo, bo zostaliśmy pozbawieni tego elementarnego składnika, czyli spotkania. A to jest podstawa, elementarna sprawa. Musieliśmy się odnaleźć w tym onlajnowym świecie. Reżyserowanie w tej sytuacji jest karkołomne.

Czy realizacje w internecie, spektakle na ekranie komputera, to jest jeszcze teatr?

Rafał Cieluch: - Dla mnie nie do końca. Bo wyjątkowość teatru polega na spotkaniu, to wspólnotowość i obecność widza. Bo widz, nawet jak przychodzi na gotowe dzieło, jest pełnoprawnym współtwórcą spektaklu. To od widza zależy temperatura spektaklu, to jak jest grany. Wyjątkowość teatru polega też na tym, że każdy spektakl jest niepowtarzalny. Każdego wieczora dzieje się inny spektakl, mimo że gramy to samo. To od widza zależy, czy jest ściana, czy coś innego. To się wszystko czuje. Na tym polega magia teatru. Bez tego go nie ma. W sieci to jest coś pomiędzy, co kojarzy mi się z chodziarzem. Jak patrzę na niego to nie wiem, czy on biegnie, czy idzie. Mam wrażenie, że biegnie, a ponoć idzie. Onlajnowość to nie jest film, ale nie jest teatr. Jest trochę teatralności, ale nie jest to filmowe, choć używamy narzędzi filmowych. Ale teatr, który znamy, kochamy, za którym tęsknimy, to go nie ma.

Czy aktorzy odczuli finansowe skutki pandemii, gdy podstawa ich płac jest niska, a zarabia się na graniu?

Rafał Cieluch: - Jeśli chodzi o system wynagradzania, to trzeba tęgiej głowy. Przychodziliśmy do teatru i trafialiśmy w zastany system. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, przyjmowałem tak, jak jest. Nagle okazało się, że wszystko zależy od okoliczności. Teraz mamy rzeczywistość pandemiczną. Jak się miało kilkanaście spektakli, grało się dużo, to zarabiało się dobrze. Ale bywa i tak, że ktoś ma etat w teatrze, a gra mało, na przykład dwa razy w sezonie. I wtedy jego sytuacja przy istniejącym systemie jest dramatyczna. Nie mówiąc już o płaceniu stawek uznaniowo. Nie wiem, jaki powinien być system, który zadowoliłby wszystkich i był sprawiedliwy. Nie tylko w momencie pandemicznym. Teraz dużo się mówi o etatowcach i freelancerach. Kto ma lepiej. Mamy etaty, to sytuacja trochę lepsza. Wiążemy się na niskim etacie, ale jesteśmy w konsekwencji mniej dyspozycyjni, bo musimy liczyć się z repertuarem teatralnym. Nie możemy intensywnie brać udziału w serialu, w filmie, w projektach gościnnych, za co są niezłe pieniądze. Przy freelancerstwie ta furtka jest bardziej otwarta. To jest to ryzyko. To jest jednak bardzo skomplikowane. Każdy może mieć własne zdanie na ten temat i mogą się one różnić. Trzeba o tym myśleć, dyskutować.

Prowadząca zapytała o plany, w tym reżyserskie.

Rafał Cieluch: - Ma nadzieję, że mam jeszcze wiele kilometrów do przejścia na drodze aktorskiej. O reżyserii teatralnej zawsze myślałem. Ale, tak na marginesie, warto zastanowić się nad konkursami dyrektorskimi, bo widzimy, co się dzieje. Ile fantastycznych scen i teatrów zostało zniszczonych przez to, w jaki sposób wybiera się dyrektorów. Nad tym warto myśleć, nad kryteriami, nad konkursami.

Posłuchaj całości nagrania. Jest TUTAJ!

(Marta Perchuć-Burzyńska, "Aktorzy Rafał Cieluch i Marek Braun o sytuacji teatrów publicznych", https://audycje.tokfm.pl, 25.11.2020)