Teatr Modrzejewskiej w Legnicy pokazał pierwszą z dwóch zapowiadanych na listopad premier online. „E-migrant” Martyny Majewskiej jest reklamowany jako spektakl dla młodzieży, ale starszym też dostarczy dużo radości i materiału do przemyśleń. Pisze Piotr Kanikowski.

„Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, stawiać czoło wyłącznie najbardziej ważnym kwestiom, przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to, czego może mnie nauczyć życie, abym w godzinę śmierci nie odkrył, że nie żyłem. Nie chciałem prowadzić życia, które nim nie jest, wszak życie to taki skarb; nie chciałem też rezygnować z niczego, chyba że było to absolutnie konieczne.” – pisał prawie dwieście lat temu Henry David Thoreau, duchowy ojciec anarchistów, w powieści „Walden, czyli życie w lesie”. Już wówczas młodzi buntownicy – rozczarowani cywilizacją, nieufni wobec rodziców, czujący fałsz wypowiadanych przez dorosłych słów „kariera”, „obowiązek”, „posłuszeństwo” – w samotności stawiali sobie samym pytanie o sens życia. Zwracali się ku naturze, instynktownie czując, że tylko tam mogą usłyszeć odpowiedź.

Przywołany wyżej cytat z książki Thoreu stał się mottem spektaklu „E-migrant” według scenariusza i w reżyserii Martyny Majewskiej. Jest też najbardziej ogólnym wyjaśnieniem powodów, dla których Bohater grany przez Aleksandra Kaletę na progu dorosłości pakuje to, co dla niego najważniejsze, i odpływa na samotną wyspę. Jego otoczenie – ksiądz, rodzice, nauczycielka, w której się podkochiwał – nie rozumieją jego decyzji. Traktują ją jak dezercję, dziecięcą fanaberię, wyraz niedojrzałości, braku odpowiedzialności lub tchórzostwa. Chyba tylko starszy brat – pogubiony i emocjonalnie okaleczony, uwikłany w toksyczne relacje – widzi w tej robinsonadzie akt, na który on sam w stosownym czasie nie był w stanie się zdobyć.

„E-migrant” to prosta historia stawiająca pytanie o to, co w życiu naprawdę jest ważne. Jej punktem wyjścia jest zakwestionowanie sensu bycia w wirtualnym świecie. Bohater po nagraniu antytechnologicznego manifestu (z ironicznym wykorzystaniem tricków optyki dostępnych w nowoczesnych smartfonach, tyleż efektownych, co zbędnych) grilluje swą komórkę. Ten symboliczny gest wyrzeczenia się Facebooka, Instagrama i Snapchata jest oczywistym dopełnieniem decyzji o zamieszkaniu na samotnej wyspie. Rychło okazuje się jednak, że nawet po zgrillowanu telefonu ucieczka od cywilizacji w sielską naturę nie ma szans powodzenia. Mam tu na myśli nie tylko pielgrzymki przedstawicieli „cywilizowanego” świata, odwiedzające iluzoryczną samotnię Bohatera, ale też przyjmowane z zakłopotaniem pieniądze od matki czy odgrzany na ognisku domowy obiadek. Życie wymusza takie wstydliwe kompromisy.

Ciekawym przykładem połączenia konformizmu z buntem jest Ksiądz – afirmujący życie luzak paradujący po brzegu jeziora w krótkich spodenkach pod rozpiętą sutanną i zarazem przedstawiciel instytucji wyspecjalizowanej w tłamszeniu młodych umysłów. Ale w zasadzie każda postać w tym, niedługim przecież, spektaklu zapada w pamięć; każda ma w sobie coś niedookreślonego, jakiś budzący ciekawość, wystający poza ramy tej opowieści cień. Aktorzy – Małgorzata Urbańska, Magda Skiba, Bogdan Grzeszczak, Paweł Palcat, Paweł Wolak i Aleksander Kaleta – po mistrzowsku uniknęli pułapki uniwersalizmu opowieści wymyślonej przez Martynę Majewską. Każda z ról w „E-migrancie” mogłaby funkcjonować jako osobna etiuda. Z ogromną przyjemnością przyglądałem się tej robocie. Jest znakomita. Bawi, wzrusza, zmusza do myślenia.

„E-migrant” w reż. Martyny Majewkiej.  Kolejne terminy emisji: 19 i 27 listopada o godz. 19:00 na kanale YouTube.pl/Teatr Modrzejewskiej w Legnicy.

(Piotr Kanikowski, "Ironiczny “E-migrant”, czyli Henry D. Thoreau w praktyce", https://24legnica.pl, 16.11.2020)