Zwrócił mi znajomy uwagę w związku z ostatnim moim (para)teatralnym tekstem (Motywy Juliusza Cezara), że nie wynika z niego jakoby, czy należy, czy nie należy iść. To odpowiadam: do teatru należy. Jest jednak kilka drobnych ale. Główne ale w związku z legnickim Cezarem jest takie, że to nie jest przecież Szekspir. Pisze Adam Kowalczyk.

Dodatek na motywach przy tytule tej zacnej tragedii niczego nie zmienia. Czy podpięcie się pod nazwisko stratfordczyka miało stanowić jakieś zabezpieczenie? Gwarancję, zapewnienie?

Naukowcy…

…od literatury stwierdzają, że obecność humoru w Panu Tadeuszu (na przykład mrówki na pończoszkach Telimeny i cały tego ciąg dalszy) odbiera tekstowi rangę epopei.

Humor? Wykluczone!

Z tekstami trzeba więc, zdaje się – nadzwyczaj ostrożnie, co widać było w Legnicy, gdy wystawiano tu Antygonę, Zemstę, Kartotekę, Momo, Chłopki. To tylko ostatnio.

A teraz Juliusz Cezar.

Mocne wejście na scenę legnicką Błażeja Biegasiewicza było dla niego z pewnością ważnym momentem. Rozumiemy to. Ale dlaczego nie napisze sobie własnych fantazji o manipulowaniu ludźmi, deprawowaniu języka, wpływaniu na tłum, zniekształcaniu, nadużyciach, zakłamywaniu oraz innych operacjach na narzędziach i procesach komunikowania masowego w dobie obecnej?

Jest co czytać…

…przecież w tej sprawie – cała seria publikacji Michała Głowińskiego na przykład (trochę leciwe). Teksty Barańczaka, Bralczyka. Teksty publikowane na portalu Academia.
Albo popisy Michała Rusinka o języku dobrej zmiany, które wspominałem kiedyś w Piastowskiej bez entuzjazmu – by zauważyć to najaktualniejsze.

Choć może ten Rusinek zbyt nasz, tutejszy, a nie taki ogólnościowy, jak proponuje to Biegasiewicz swoim Cezarem.

Finał spektaklu – wskazuje następne ale. Koleje wojny rozpisane na trochę nużące i długawe choreograficzne układy grup aktorów.

Wojny, która nie wyłania zwycięzcy. Pewnie są takie. Ale nie taką pokazał Szekspir.

I legnicki Cezar, który kończy się wizją: wszyscy przegrywają – oddala widza od Juliusza Cezara.
To tak, jakby w świecie miało nie być wartości, o które warto walczyć. Jakby nie było o co się bić.
A przecież tak nie jest. Ani nie było.

Marek Antoniusz…

…ma przecież powody, dla których wzbudza kolejną wojnę i nie są to powody urojone, wydumane.
Są idee, za które ludzie się biją i umierają pod ciosami przeciwnika.
Są idee, dla których rzucają się na własny miecz.

Lecz nie w Cezarze legnickim.

Czy Juliusz Cezar z Legnicy chce powiedzieć, że prawda nie istnieje, lecz wytwarza się tylko jej użyteczne warianty? Albo – warianty, już bez użyteczne, które są jedynie zamętem, szumem, bezsensownym nadmiarem, w którym wszyscy się gubią i zatracają?

Nie przeżyłem…

…tego spektaklu, emocje nie zapłonęły, zostały wypłukane eksperymentami na języku i formie. To kolejne ale.

I ostatnie – o którym pisałem jednak poprzednio. To takie wszędzie i nigdzie, za górami – za lasami, zawsze i nie-wiadomo-kiedy. Zawieszenie w jakimś czasie i jakiejś przestrzeni, które może miało refleksji nad zużywaniem i nadużywaniem języka nadać charakter uniwersalnej. Ale nie nadało.

W jakimś stopniu (przytaczam reżysera z pamięci) jest to teatr opowieści.

Taki właśnie postulowano w Manifeście kontrrewolucyjnym. Pamiętacie Państwo taką wypowiedź?

Jego punkt drugi głosił:
Uważamy, że kryzys odwiecznego modelu opowiadania historii, które zastępuje się luźnymi kolażami obrazów, klisz, performansów, ma fatalne skutki. Uniemożliwia odbiorcy podstawowe reakcje na dzieło: identyfikowanie się z historią, konfrontację postaw. Zrywa więź między teraźniejszością a przeszłością, między pokoleniami i rówieśnikami. Przeciwstawiając się temu, nie wstydzimy się w teatrze emocji: wzruszenia, niepokoju, smutku i radości. Ich związek z opowieścią jest dla nas nierozerwalny. Nie chcemy i nie będziemy tworzyć teatru, który odrzuca i uznaje za banał historie z początkiem, środkiem i końcem, posiadające bohatera i uchwytny rozumowo sens.

I na tym ale można by skończyć.

Jeśli uda się…

…kupić bilet – może warto spróbować, może jakoś da się wciągnąć w ten spektakl.

Nie jest też żadną tajemnicą, że widz może siedzieć sobie na krześle i przyglądać się elektronicznemu przekazowi ze scen legnickiego Juliusza Cezara rozgrywających się gdzieś w zakamarkach pawilonu, w którym mieści się Scena na Piekarach. Może też iść za aktorami, wchodzić w te zakamarki i na żywo oglądać akcję z bliska.

Widziałem to już. Ostatnio w doskonałym (tak!) Bergmanie Łukasza Kosa, tu w Legnicy. Wcześniej – we Wrocławiu, w jakimś poprzednim wcieleniu, dawno.

Chcę powiedzieć, że mam pesel jeszcze z dwudziestego wieku i rzadko już robią na mnie wrażenie takie rzeczy jak zdekomponowana akcja. Po Kantorze? Kubusiu fataliście, który wyglądał jak zabawa w teatr Zawadzkiej z Zapasiewiczem? Po spektaklach z Kalambura albo po tym, co zwoziły teatry z Polski do WspółczesnegoAkt przerywany – co za jazda!

Albo dwie Pułapki (warszawska i wrocławska) jedna po drugiej? Szewcy z Polskiego? Oni?

Tym z Państwa, co mają świeższy od mojego pesel, eksperymentatorium Błażeja Biegasiewicza może wydać się interesujące. Zwłaszcza, że aktorzy nie oszczędzają się (jak zawsze zresztą), widowisko jest wsparte cyfrowo obrabianymi obrazami zapewne z użyciem AI, a preludium z wyimkami tekstów sugestywnie realizowanych twarz w twarz z widzem przez postacie Cezara pozwala zajrzeć im dosłownie – głęboko w oczy.

Trudno wyzbyć się wszakże poczucia, że coś tu jednak nie hasa.

Widmo Juliusza Cezara z obrazami pamięci wyświetlanymi na ekranach? Może być.

Zaimportowana…

…z przeszłości Cezara Kleopatra nieobecna w Juliuszu Cezarze?
Może być, choć wciąż nie rozumiem jej roli.

Może ta niepokojąca myśl, że legnicki Juliusz Cezar, którym reżyser chciał zbadać stan języka jako nośnika prawdy (co jest zadziwiającym zamysłem) – staje się kolejnym wytworem istniejący stan komplikujący bardziej jeszcze.

Powyższa wątpliwość może być chyba wyrażona, choć mogę się mylić, takim oto sposobem:

(Adam Kowalczyk, „O Juliuszu Cezarze dokładniej”, https://www.gazetapiastowska.pl/, 13.04.2025)