Ten jogurt z taniego dyskontu jest jak kotwica, która trzyma ją w starym świecie, jednocześnie jest jej jedynym pożywieniem w tym zupełnie nowym, ale nie różniącym się wiele świecie. Scena jedzenia tego jogurtu niesie niesamowity ładunek emocjonalny, będąc jednocześnie strasznie absurdalną, powodującą nerwowe chichoty i niepokój, spowodowany wyrwaniem widza z komfortu ustalonych ról i udawania. No i przede wszystkim, tę scenę dźwiga znakomicie Aleksandra Listwan i jest to chyba najlepsza scena całego spektaklu. Pisze Michał Franczak.

Jędrzej Piaskowski i Hubert Sulima zainspirowani Chłopkami Joanny Kuciel-Frydryszak, na legnickiej scenie stworzyli, kampową czarną komedię, którą ja wczoraj podczas premiery miałem przyjemność oglądać. Co więcej, w cenie jednego dostajemy w zasadzie dwa różne spektakle, przedzielone przerwą.

W pierwszej części autorzy ekstrapolują wątki z Chłopek na współczesną korporację, szukając przyczyn dzisiejszej sytuacji w opowieściach o naszych babkach. I trzeba powiedzieć, że te poszukiwania były bardzo owocne i ta ekstrapolacja wychodzi znakomicie. Śmiesznie jest tylko z pozoru, a wspomniana scena jedzenia jogurtu wybija z głowy resztki pozorów komediowych. Przywracają je natomiast dwie, zupełnie nierealne sceny o zmianie, o przebudzeniu, o odwróceniu ról, które dokonuje się bardzo rzadko i prawie nigdy się nie udaje, i o którym opowiadał kilka lat temu zupełnie inny spektakl legnickiego teatru. Tak, scena zemsty na Basi od razu przypomniała mi Jakuba Szelę przychodzącego ze śmiercią i turoniem. Zachwyciła mnie ta pierwsza część. Treść Chłopek była w niej obecna nieoczywiście, ale stale.

Druga część zaczyna się od dwóch przewspaniałych odsłon spektaklu o błogosławionej rodzinie założycieli korporacji DżemWar. Potem robi się jednak trochę naiwnie. Autorzy poruszają bardzo ważne i bardzo aktualne kwestie, ale zaproponowane rozwiązanie jest magiczną różdżką, chciejstwem i dziecięcą naiwnością. Nie wnikam w szczegóły, żeby nikogo nie uprzedzać, ale jakby ktoś, po obejrzeniu chciałby się spotkać i zmienić moje zdanie to jestem otwarty. No i największy problem mam z puentą. Bo z jednej strony jest strasznie prawdziwa. Bo rzeczywiście istnieje, taka deus ex machina, która jednym cięciem likwiduje nasze codzienne problemy, bo stawia nas przed takimi, przy których wszystko blednie. Kwestią przeżycia staje priorytetyzacja potrzeb i umiejętność odróżnienia naszej drony od drony szahid. I to zakończenie rzuca widzem mocno o glebę i wyzwala ogromne emocje. Tylko ja nie mogę zrozumieć jego zestawienia z pierwszą częścią, jak gdyby ktoś chciał mi anulować i strywializować emocje i wnioski z części pierwszej. I z tym nie mogę się zgodzić,bo chyba nie o to chodzi, żeby się godzić na poniżanie bo może być gorzej. Jakby ktoś chciał zmienić moje zdanie, to zapraszam do dyskusji.

To tyle o treści, ale robotę robi tu nie tylko dobra adaptacja. Spektakl to znakomita scenografia i stroje oraz świetnie zagrane role. Tutaj szczególnie zachwyca wspomniana Aleksandra Listwan, ale nie tylko. Paweł Palcat stworzył genialną Basię zarówno w czerwonej, jak i białej odsłonie. Arkadiusz Jaskot, również genialna podwójna rola. Jakub Stefaniak, świetna rola Arletki, w dodatku charakteryzacja tak dobra, że kiedy pojawił się na scenie, w pierwszej chwili pomyślałem, że to jakaś mocno pomalowana Katarzyna Dworak. No i na koniec Łukasz Kucharzewski we wspaniałej w każdej scenie postaci Ani Kanapki. Ania Kanapka to najbardziej prawdziwa ze wszystkich postaci a Łukasz Kucharzewski nadaje jej tę autentyczność zachwycająco. Przerażająco autentyczna jest scena po sytuacji z prawnikiem z piętra wyżej, kiedy wszyscy o Ani zapominają i przecież w zasadzie nic się nie zdarzyło, tylko Ania zaspała do pracy, ale to też nie problem przecież. Szczególne gratulacje za piosenkę o kartoflu. No bo jeżeli czegoś mi brakowało w tym spektaklu to śpiewu. Były sceny, które aż się prosiły i krzyczały, żeby zaistnieć w wodewilowym stylu.

Podsumowaując. Nie zawiodłem się, chociaż oglądając zdjęcia i materiały z prób, miałem obawy. Polecam spektakl bardzo gorąco. Jedźcie do Legnicy, bo warto Chłopki zobaczyć. Będzie o nich głośno.

No i warto było pojawić się na premierze, chociażby dla dżemu, produktu korporacji Dżem War, która gościła nas w swoim biurze, tymczasowo przeniesionym na scenę Gadzickiego.

(Michał Franczak, „Mentalność folwarczna w ujęciu współczesnej korporacji”, https://sensu.stricte.net/, 10.11.2024)