Trzeba, zdaje się, myśląc o Płaksach Hanocha Levina, które po czerwcowej premierze wracają w nowym sezonie na scenę legnickiego THM, zacząć od ustalenia, co może znaczyć według autora komedia? Recenzja Adama Kowalczyka.
To przecież, co potocznie nazywane jest komedią, co jako komedia jest zazwyczaj przedstawiane, jako komedia zapowiadane przez telewizję, kino, do czego nawykła widownia teatru – różni się od pojęcia o komedii izraelskiego dramaturga.
Krańcowo.
Fliselinowe szpitalne…
…zielone fartuchy czekające na każdego z widzów na krzesełku mogą wydać się jakimś wesołym przebraniem, zapowiedzią zabawy, pozorem zabezpieczenia, tym, co izoluje i gwarantuje dystans – czyli rozrywkę.
Ale widownia reaguje śmiechem na słowa zaledwie, zdania, rzadziej na sytuacje, a już niewyobrażalnie trudno odpowiedzieć rozbawieniem na tę artystyczną figurę, jaką są Płaksy w całości.
Płaksy bowiem to my – wszyscy żyjący. W rzeczywistości – oczekujący śmierci
z uczuciem grozy
tych, którym to się również stanie,
ale jeszcze nie teraz, nie im,
nie im, komuś innemu
Dlatego reżyser Łukasz Kos w cenie biletu zaordynował nam, widzom – kostiumy pacjentów.
Płaksy – to my.
Umierającym…
…w szpitalnym łóżku w Kalkucie pacjentom personel zapragnie
umili
czas tragedią:
„Cierpienia Agamemnona i jego śmier
„
Sanitariusz (Mateusz Krzyk) zawiadamia przy tym konających:
Dzieją się w niej straszne rzeczy,
co przypomną wam wasze położenie.
I bez zwłoki (hm…) rozpoczyna się inscenizacja krwawego dramatu według Ajschylosa. Inscenizacja, dodajmy – środkami dostępnymi w szpitalu, w którym, z niedostatku, umierających składa się po trzech w jednym łóżku.
W Kalkucie nie ma dosyć łóżek – wyjaśnia Starsza pielęgniarka.
Między wzniosłością tragedii antycznych bohaterów i nędzą tej szpitalnej umieralni zaczyna się więc wytwarzać jakaś niebywała przepaść.
Rozdziela ona języki, pojęcia, sytuacje, postacie. Odmienność jest również w środkach.
W mitycznej przestrzeni tragedii Ajschylosa – Klitajmestra (także Starsza pielęgniarka – Małgorzata Urbańska) to klasyczna heroina, więc – poza, gest, kostium, słowo – gra efektowna, władcza i wspaniała. Jej patos stanie się przesadą, która w drugiej części inscenizacji zadziwi samego Ajgistosa. Agamemnon (Bogdan Grzeszczak), choć zwycięzca – zmęczony, odmieniony, skażony śmiercią i wojną wódz. Stary człowiek, któremu ciąży wigor żony oraz branka spod Troi – Kasandra
wieszczka – możliwe, dziwka – zapewne.
W rzeczywistości szpitala zaś mamy Starego konającego i Nowego konającego (Ewa Galusińska i Anita Poddębniak – panie z przyklejonymi brodami) cisnących się na jednym łóżku ze Zramolałym staruszkiem (Paweł Palcat) chrapiącym pomiędzy nimi. Jednak mimo tego rozziewu między ich sytuacją i inscenizowanymi zdarzeniami konający poddają się antycznej historii urzeczeni biegiem akcji tragedii.
Zapominają się nawet na chwilę, komentując wydarzenia w nieodparcie śmiesznym streszczeniu:
STARY KONAJĄCY Nie rozśmieszyła mnie ta komedia.
Ten gadu gadu,
a potem staje i nagle pada.
NOWY KONAJĄCY A potem ten drugi gadu gadu
i ta weszła i gadu gadu
STARY KONAJĄCY Wtedy ona do niego gadu
a on jej na to gadu gadu.
NOWY KONAJĄCY A ona na to gadu.
STARY KONAJĄCY A on jej na to gadu.
NOWY KONAJĄCY A wtedy przyszedł ten i gadu.
a ona mu na to gadu,
a on na to gadu
i ona mu gadu gadu.
STARY KONAJĄCY Wtedy ona weszła…
NOWY KONAJĄCY Ale przedtem ona mu gadu
a ta odpowiedziała gadu,
STARY KONAJĄCY Prawda, i tamta gadu gadu
i ta odpowiedziała gadu.
NOWY KONAJĄCY Tak, ten mówił i tamten mówił,
wszyscy mówili, a potem sobie poszli.
To jest ostatni moment (ewentualnie) na śmiech w tej komedii.
Przed drugą jej częścią zatytułowaną Śmierć.
Stary konający, choć łagodniej niż porąbany siekierą Agamemnon, umrze, a Nowy konający odkryje, że to medycy są widzami i świadkami śmierci prawdziwej – pacjentów składanych po trzech w jednym łóżku. A nie odwrotnie:
Jak żeśmy się nie połapali:
to wy, a nie my jesteście widzami.
Pokazywana pacjentom…
…tragedia okaże się opowieścią o nich samych, tylko przerysowaną – udrapowaną i postawioną na koturnach.
Zaznaczający się pozorny dystans między wzniosłym (Mykeny) i nędznym (Kalkuta) zniknie, i prawdziwa śmierć przejdzie przez salę szpitalną – nieuchronna i tajemnicza.
Motyw oczekiwania na śmierć powtórzy jeszcze pod koniec Sanitariusz w monodramie wykoncypowanym podczas grania trupa Strażnika. Po wyniesieniu zwłok Starego konającego odegra przed stłoczonymi na łóżku przeraźliwie przygnębiający monolog Konia stojącego przed chatą człowieka, co ściąga skórę z koni, który zakończy się słowami:
nasze życie dobiega końca w płaczu i siwym włosie,
a co jest za tym to wielka tajemnica.
Nowy konający weźmie rangę zmarłego Starego Konającego, trzecie miejsce w łóżku zajmie Nowo przybyły konający, a Młoda Pielęgniarka, która grała też Kasandrę, zamknie całość, mówiąc
Jakimi pajacami wszyscy jesteśmy!
Niech kto spróbuje powiedzieć, że się nie zgadza. Taka to komedia.
Wydaje się, że zacytowane powyżej streszczenie inscenizacji ożywionych nieco (hmm…) Konających można rozpoznać jako ironizowanie samego Levina pod adresem formatu dramatu niezdolnego do wstrząśnięcia widzami. Takiego, który można sprowadzić właśnie do gadu gadu na inne gadu gadu, wchodzenie i wychodzenie:
ten mówił i tamten mówił,
wszyscy mówili, a potem sobie poszli.
Tu, w szpitalu w Kalkucie Konający mogą zejść lub odejść, lecz na pewno nie wyjść, a ich rozmowy, w których słychać strach albo zachwyt gmeraniem godzinami między palcami stóp, biegną wspomnienia lub brzmią strofy prostych piosenek – są żegnaniem się z życiem.
To i cóż, że w jego najniższych rejestrach; na łóżku spotkali się przecież trzej złodzieje, ludzie nikczemni, podłego stanu, lecz przecież ich miłość życia i przerażenie śmiercią są tak samo silne jak i u literackiego Agamemnona.
Wariant gadu gadu pojawi się również w kwestii Ajgistosa, gdy skamieniały będzie przyglądał się Klitajmestrze wymachującej siekierą:
Stoję zaskoczony twoim językiem,
nie tylko walisz, ale i opisujesz.
Zaskakująca jest ta chwila dystansu do dziejącej się właśnie zbrodni. Skupienie na wypowiadanym tekście. Zauważenie słów.
Takie odczarowanie…
…iluzji czy raczej pokazywanie, jak jest ona wytwarzana, zaordynowano zresztą w Płaksach już na początku. Anna Sienicka (Nowo Przybyły Konający) wykonała rolę Prologa nieprzewidzianą przez Levina i przemówiła do widzów, uprzedzając o krwi, lecz nieprawdziwej – zupełnie tak samo, jak zrobi to Sanitariusz przed rozpoczęciem inscenizacji.
Przykleiła sobie potem wąsy, które zamieniły ją w Pomocnika sanitariusza.
Podobnie było i w innych miejscach akcji, kiedy nawet nie usiłowano naśladować rzeczywistości, czyli iść za tekstem Levina.
W tym Łukasz Kucharzewski (Ajgistos) w ukręconym z ręcznika turbanie na głowie wytwarzał chyba najsilniejsze komiczne impulsy na scenie. Krew rąbanego Agamemnona na przykład wyciskał z plastikowych butelek, jakie zwykle stoją w fastfoodach na stołach: żółtej i czerwonej (musztarda i keczup). Przechadzał się po scenie z wzniesionymi ramionami jak artysta cyrkowy pobudzający widownię do aplauzu po udanym numerze.
Odległe od tragicznych zdarzeń gesty niweczące zarówno wrażenie okropności zdrady Klitajmestry i morderstwa czy politowanie dla Konających jak i pozostałe dezorientujące gry aktorów z widownią (przed spektaklem oraz pomiędzy częściami komedii) – to nietrzymanie napięć i stylów, ich zmiany i zwroty dają efekt niezwykłego, niebezpiecznego, ale swobodnego żonglowania sprawami wielkimi i małymi.
Pancerze i hełmy wykonane z niebieskich termoforów nie chcą zgodzić się z profilem greckiego mitycznego herosa. Innym przykładem mogłaby być jedna króciutka kwestia Ewy Galusińskiej (Nowy konający) niezapisana w tekście Levina.
Gdy Sanitariusz, który gra martwego już Strażnika, użala się nad sobą:
Tfu, leżę na ziemi,
jak przejechany pies, co za śmierć,
jaka rola, jakie życie,
Nowy konający zaprasza go do uginającego się pod ciężarem trzech pacjentów łóżka.
Po czym wszyscy dobrą chwilę chichrają się i akcja staje.
Czyta się o takich psikusach aktorów tu i ówdzie; ten wic doskonale zagrał z ironizowaniem i stałym demobilizowaniem wszystkich możliwych współczuć, litości, empatii czy żalów odbiorców.
Widzowie…
…więc w THM przebrani w zielone fartuchy także nie mogą czuć się bezpiecznie, bo tu także niezupełnie wyłącznie dla pełni zabawy – obsługa widowni została przebrana za pielęgniarki.
Innymi słowy – jedni pacjenci oglądają, jak innym pacjentom pokazywana jest pewna historia o umieraniu, aby przypomnieć im ich położenie. Taka to komedia.
Rzecz jasna, żeby Płaksy – tę szaloną hybrydę obsłużyć – aktorzy muszą porządnie umieć w granie.
To nie raz i nie sto już powiedziano o legnickich artystach. Że co jak co, ale to – gra!
Płaksy z Legnicy…
…są czwartą już realizacją Łukasza Kosa, nie licząc trzech czytań. Po raz drugi jest to Levin, przy czym ten poprzedni (Wszyscy chcą żyć) był czytany w streamingu podczas kowidowego zamknięcia, więc teraz, już bez tekstów w rękach i gry do kamery mogliśmy zobaczyć aktorów na żywo w fantastycznym widowisku, któremu przewodziła niezwykła Małgorzata Urbańska jako Stara Pielęgniarka/Klitajmestra.
Przejmująca. Zapewniam.
(Adam Kowalczyk, „Płaksy to my”, https://www.gazetapiastowska.pl/, 18.10.2024)