Kolejna konferencja prasowa dyrektora Jacka Głomba w Ratuszowej poświęcona sytuacji THM trwała około pół godziny, ale miała postscriptum w postaci maila z biura teatru spowodowanego pytaniem wielokrotnie powtarzanym przez lokalny dziennikariat: to ile tej forsy miałoby być, żeby teatrowi było dość? Pisze Adam Kowalczyk.
List otwarty do Marszałka Cezarego Przybylskiego i Prezydenta Tadeusza Krzakowskiego odczytany przez Jacka Głomba, który miał chyba być clou konferencji, nie wydał się bardziej zajmujący niż powyższe pytanie. Może dlatego, że oratorski czy aktorski dryg dyrektora teatru nie objawił się w tym czytaniu specjalnie silnie.
Może, z drugiej strony, list zdziwił słuchających, bowiem zagrzewał przeciwników do negocjacji. Zaskakujące było wyrażone w liście wezwanie Dogadajcie się! skierowane do stron okopanych na swoich pozycjach od ponad roku i nieskorych zgoła do żadnych ofensywnych ruchów.
Z jednej strony województwo wytwarza pisma (skarga, zapowiedź pozwu), ale do sądu nie spieszy się, jak zapowiedziało. Z drugiej miasto obezwładnia się samo sporem w Radzie Miejskiej o wynajęcie lub niewynajmowanie biegłego prawnika. Czyli o dołożenie większych lub żadnych pieniędzy do klinczu Marszałek-Prezydent.
Takich to przeciwników Jacek Głomb zamyślił swoim listem skłonić do pertraktacji i poniechania tej dziwnej pozycyjnej niby-wojny.
Drugim zaskakującym pomysłem była propozycja tymczasowego (na razie) kontrolowania teatru przez Marszałka, do wyłonienia nowych władz samorządowych w województwie i mieście oraz nowego Ministerstwa Kultury.
W Polsce nie ma tak prowadzonego teatru – zapewnił w liście dyrektor Głomb.
Chciałaby dusza do raju – by można zauważyć – pod skrzydła możnych.
Trzeci temat listu, po apelu i powyżej przedstawionym postulacie – to opis cierpień widzów, niepewności pracowników teatru i strat kultury (jeden z najlepszych teatrów w Polsce, jedna z najciekawszych scen w Polsce): skrócenie propozycji THM z pięciu/sześciu premier do dwu/trzech, odwoływanie rozpoczętych prac. O rozwoju aktorów w ogóle nie ma co gadać.
W tym momencie przypominają się ostatnie teksty dotyczące sytuacji stołecznego Teatru Dramatycznego pod dyrekcją pani dyrektor Moniki Strzępki. Tam po pokonkursowym triumfie i pochodzie kolektywu menad z pozłacaną wulwą, po sporze z Marszałkiem – dochodzi obecnie do zwolnień – radykalnej wymiany zespołu. A opowieści o rozmowach zwalnianych z panią dyrektor Dramatycznego w jej waginecie (to feministyczna nazwa gabinetu dyrektor Strzępki) odsłaniają bezwzględny prokapitalistyczny profil administrowania Dramatycznym oraz prawdziwie dramatyczne sytuacje aktorów.
Koniec przypomnienia.
O teatr legnicki upomną się w końcu ci, którym będzie on potrzebny – to znaczy wygrani w wyborach – i parlamentarnych, i samorządowych.
Trzeba będzie napisać nową umowę interesariuszy, bo tej, której używano dotychczas, chyba nie da się dalej uważać za należycie układającą prawa i obowiązki współprowadzących teatr.
Co ujawnił wyraziście swoją decyzją Prezydent Krzakowski.
List zapewne zadziała słabo. Ale wydaje się też, że nikomu nie zależy na tym, żeby teatr upadł.
Przejdzie na dietę i w 2024 roku nastąpi początek jego dalszej działalności.
Urzędnicy zawsze mają czas – napisał Jacek Głomb w swoim liście.
Sarkastycznie i celnie.
Ale co pan zrobisz – nic pan nie zrobisz.
(Adam Kowalczyk, „Dogadajcie się”, https://www.gazetapiastowska.pl/, 11.11.2023)