O zabrzańskich „Chopcach z Roosevelta” w reżyserii Jacka Głomca pisze Andrzej Lis, członek Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

1.

W Teatrze Nowym w Zabrzu zapowiadała się prawdziwa uczta. Oto za chwilę miała rozpocząć się sztuka o „balu”, o piłce nożnej i o ukochanej drużynie miasta – Górniku Zabrze. W sąsiednich miastach jest wiele utytułowanych i zasłużonych, mogących pochwalić się wspaniałą historią klubów, jak choćby Ruch Chorzów i Polonia Bytom lub grający obecnie w ekstraklasie Piast Gliwice. I za miedzą, w Zagłębiu, legendarne Zagłębie Sosnowiec, a dzisiaj Raków Częstochowa z szansami na mistrzostwo kraju. Ale żadna z tych drużyn nie może się równać z Górnikiem Zabrze, czternastokrotnym zdobywcą mistrzostwa Polski i sześciokrotnym zdobywcą Pucharu Polski. Klubem-legendą.

2.

Scena w scenografii Małgorzaty Bulandy przedstawia wnętrze kopalni. Czarne pofałdowane niczym w wyrobisku pionowe ściany sprawiają wrażenie jakby były usytuowane gdzieś w głębi ziemi. Jednocześnie sięgają sufitu, nie wpuszczają powietrza, duszą. W środku horyzontalnej ściany jest otwór przez który wpada bal, czyli piłka. Tyle, że nie leci do góry, do światła, do życia niczym gołąb, ale spada na podłogę, na scenę. Na jakieś podwórko z trzepakiem. Wokół trzepaka będzie pierwsze boisko. Ale zabrzański spektakl nie jest zbudowany z czerni i szarości. Kolor wnoszą kobiety – babcie (omy), ciocie, dziewczyny w kolorowych sukniach i chustach. Wraz z kolorem wnoszą energię, troskliwość, staranność oraz przede wszystkim pewnego rodzaju niezłomność, siłę charakteru. W pamięć zapadają role Hanny Boratyńskiej, grającej mającą wszystko na głowie Babcię, pełnej dobrej energii Joanny Romaniak i Anny Koniecznej, kruchej i eterycznej jak piórko zagubionego gołębia. Na uwagę zasługuje również Maciej Kaczor, który mógłby zawstydzić niejednego profesjonalnego piłkarza radząc sobie z piłką w iście cyrkowy sposób. I Andrzej Kroczyński, wcielający się w spektaklu w parę postaci, każdej nadając charakterystyczny rys.

3.

Kiedy przez okno w szybie wpada piłka, zaczyna się przedstawienie. Wraz z piłką odzywają się pierwsze dźwięki orkiestry dętej. Dźwięki niby podobne do tych, którymi Śląsk rozbrzmiewa przy okazji najważniejszych świąt i uroczystości górniczych, ale dzięki wprowadzonej przez autora muzyki Bartosza Straburzyńskiego rzadko używanej tubie, brzmiące charakterystycznie i oryginalnie. Jakby dobywały się z otchłani, z wnętrza kopalni. Gra w piłkę i głos orkiestry będą się przeplatać i uzupełniać przez cały spektakl.

4.

Górnik Zabrze jest jednym z najbardziej utytułowanych klubów w historii polskiej piłki nożnej. Jego historia to z jednej strony pasmo tytułów i sukcesów, a z drugiej – anegdot, plotek i ciekawostek. Jak choćby tych z początku lat siedemdziesiątych, kiedy to w sezonie 1969/1970 Górnik zagrał legendarne mecze z AS Romą w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów. Oba szpile (mecze po śląsku) zakończyły się remisem, a o obecności Górnika w finale zadecydował rzut monetą (!). Cała Polska oglądała to zdarzenie przed telewizorami, z których po osiedlach rozlegał się głos niezapomnianego Jana Ciszewskiego. Do tych pełnych dramatyzmu faktów z przeszłości klubu Katarzyna Knychalska, autorka sztuki o Chłopcach z Roosevelta, dodała kilka marzeń dzisiejszych kibiców. Który kibic nie ma bowiem stworzonej w wyobraźni „drużyny marzeń” składającej się z najlepszych piłkarzy danego pokolenia, których chciałby zobaczyć ubranych w koszulki ukochanego zespołu? W drużynie przyszłości stworzonej w spektaklu zagrałby Lewandowski, Milik, Kiwior czy Szczęsny. W „prawdziwej” drużynie gra teraz Łukasz Podolski – mistrz świata z 2014 roku. I to musi kibicom wystarczyć.

5.

Jacek Głomb, reżyser zabrzańskiego przedstawienia, przed laty zrealizował inny spektakl o sporcie – nie o piłce nożnej, ale o cieszącym się niezwykłą popularnością wśród  kibiców żużlu. W Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim wystawił sztukę Iwony Kusiak Zapach żużla(2010) poświęconą mającemu w mieście swój pomnik Edwardowi Jancarzowi. Postaci wielkiej w sporcie i tragicznej w życiu. Tamten spektakl w równej mierze co o Jancarzu, opowiadał o narkotycznym, wciągającym świecie żużlowego toru. W Zabrzu przedstawienie ma bohatera zbiorowego – to klub i budujący go ludzie, ale też miasto, którego współczesna tożsamość jest mocno z klubem związana. Na scenie pojawiają się przedstawiciele wszystkich pokoleń rodzin związanych z drużyną Górnika. Jest więc Oma i zawodnicy, których wspomina się przywołując kolejne legendarne mecze lub wydarzenia i anegdoty o nich. Są trenerzy, działacze, prezesi klubu, ale też przedstawiciele służb specjalnych, szczególnie aktywni w okresie PRLu. Są kibice, z których najwierniejsi poświęcali dla klubu całe swoje zawodowe i prywatne życie. Są też sprawozdawcy, sędziowie i wszyscy inni, którzy chociaż często niewidoczni, to niezbędni dla funkcjonowania tak samej drużyny, jak i pamięci o niej. Pamięci, która w spektaklu skupia się przede wszystkim na latach największej chwały zespołu, kiedy to Górnik Zabrze grał o najwyższe trofea. Nie ma tam wprawdzie wielu z najlepszych w historii klubu, takich jak Kostka, Oślizło, Gorgoń (o którym wzmianka pojawia się jedynie przy okazji meczu z AS Romą), Latocha, Matysik, Lentner czy Florenski, ale wspomina się tych najsławniejszych – Lubańskiego, Pohla czy Szołtysika. Przedstawienie opowiada wprawdzie o dniach chwały, ale także o przeplatających się z nimi wielkich i dramatycznych chwilach słabości graczy, klubu i kibiców.

6.

Na przedstawieniu siedziałem wśród publiczności, dla której Górnik Zabrze z całą pewnością jest czymś więcej niż tylko nazwą jednego z klubów grających w Ekstraklasie. Reagującej żywo, rozpoznającej padające nazwiska, często nawet pamiętającej opowiadane ze sceny anegdotki z czasów własnej młodości. Zakładającej do eleganckiego garnituru czy wieczorowej sukienki szalik klubowy z napisem Górnik Zabrze i nagradzającej artystów owacją na stojąco.

A jednak na koniec należałoby zatrzymać się na chwilę i zapytać, czy w spektaklu tak silnie opartym na nostalgii i dumie – nostalgii za dawną, pełną sukcesów przeszłością ukochanej drużyny i dumie wypełniającej serca oddanych kibiców – udało się twórcom zbudować takie napięcie, wywołać takie emocje, które dałoby się porównać z emocjami na najważniejszych meczach?

Czy to w ogóle możliwe?

fot. Paweł Janicki

(Andrzej Lis, „Ballada o balu, szpilu i teatrze”, https://e-teatr.pl/, 23.01.2023)