6 grudnia na Przystanku Piekary odbyło się spotkanie z autorem książki „Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta” Janem Mencwelem oraz debata pt. „Zielone miasto”, w której udział wzięły radne oraz radni miasta Legnicy: Aleksandra Krzeszewska, Karolina Jaczewska-Szymkowiak oraz Piotr Niemiec.
Punktem wyjścia do rozmowy na temat zieleni oraz miast przyjaznych mieszkańcom była książka Jana Mencwela wydana przez Krytykę Polityczną. Czy Polacy, jak zostało napisane na tylnej stronie okładki wydawnictwa, rzeczywiście kochają beton i nienawidzą drzew? Zdanie autora publikacji jest zgoła odmienne.
Zaskoczyło mnie w jak wielu miejscach te decyzje, żeby wyciąć drzewa, wcale nie podobają się ludziom. Po wydaniu książki i wszystkich spotkaniach, które odbywam nie mogę powiedzieć, że Polacy nienawidzą drzew i chcieliby, żeby miasta były zabetonowane. Właśnie jest odwrotnie. Gdzie się nie pojedzie bardzo wiele osób zainteresowanych jest tym, żeby drzew było jak najwięcej, żeby zmieniać przestrzenie na bardziej zielone.
Naturalne, zielone przestrzenie wspólne w miastach pełnią nie tylko funkcje estetyczne i rekreacyjne, ale również wymiernie wpływają na poprawę warunków życiowych ludzi.
Drzewa pełnią mnóstwo pożytecznych funkcji w mieście – począwszy od tego, że pochłaniają dwutlenek węgla, filtrują powietrze przyjmując toksyny, które inaczej dostałyby się do naszych płuc, latem schładzają nam miasta, pomagają nam podczas nawalnych deszczy, zapobiegając zalewaniu - wyliczył autor "Betonozy".
W tym kontekście drzewa i inne przestrzenie zielone mogą być traktowane jako inwestycje. Jak zauważa jednak Mencwel w swojej książce – „Jeden duży buk produkuje tyle tlenu, ile mniej więcej 1,7 tysiąca dziesięcioletnich, małych buków”. Te słowa są dowodem na to, że inwestycje w nową zieleń, to zbyt mało. Należy dostrzegać i chronić stare miejskie (i nie tylko) nasadzenia, które mogą realnie łagodzić skutki zachodzących zmian klimatycznych. W polskich miastach zauważa się jednak zdecydowany trend ku betonozie i błędnie rozumianym „rewitalizacjom”.
W kilku miejscach udało mi się spotkać z urzędnikami, ale nikt nie chciał rozmawiać pod nazwiskiem, bo najczęściej, jeśli już ktoś się decydował na rozmowę, to były to osoby nie do końca zadowolone z tych decyzji. To co słyszałem najczęściej, to że trzeba było wydać pieniądze i faktycznie nie było to przemyślane, ale była dotacja i trzeba było ją wydać.
Ofiarami takiego sposobu zarządzania zieloną przestrzenią miejską są nie tylko stare drzewa, ale również mieszkańcy poszczególnych miejscowości. Jakie rozwiązanie tej sytuacji proponuje Mencwel w swojej książce?
Aby ten łańcuch odwrócić, kluczowe są dwa inne jego ogniwa: politycy i mieszkańcy. Ci pierwsi zasadniczo zrobią to, do czego mieszkańcy ich zobligują. Muszą tylko czuć, że ludziom faktycznie na czymś zależy i że od tego mogą zależeć ich głosy w wyborach.
W podobnym tonie wypowiadali się uczestnicy debaty „Zielone miasto”, a w szczególności Karolina Jaczewska-Szymkowiak, podkreślająca, że miejscy politycy są przedstawicielami swoich wyborców, należy zatem uważnie wybierać ludzi, którym przyznaje się mandat, by móc później oczekiwać interwencji w ważnych dla siebie kwestiach. Radna podkreśliła również wartość społecznego zaangażowania i partycypacji w sprawy miasta oraz fakt, że Przystanek Piekary może stanowić platformę wzajemnego poznania i wysłuchania mieszkańców oraz ich przedstawicieli w Radzie Miasta.
Osiedle, czyli miasto powinno realizować potrzeby mieszkańców, ale jeżeli ci mieszkańcy nie wyjdą z domów, nie poznają sobie, to nie będziemy mieli okazji was wysłuchać, dowiedzieć się czego potrzebujecie. Dlatego marzy mi się, żeby takich Przystanków było jak najwięcej. My jesteśmy przedstawicielami mieszkańców.
Książkę Jana Mencwela nabyć można na stronie wydawnictwa Krytyki Politycznej.
fot. Karol Budrewicz
Konrad Pruszyński