W minioną niedzielę 5 czerwca w Teatrze Modrzejewskiej odbyła się debata panelowa pod hasłem „Teatr w sytuacjach granicznych”. W dyskusji będącej częścią Wielkiej Czerwcówki w legnickim teatrze udział wzięli dyrektorzy: Dorota Ignatjew (Teatr Nowy w Łodzi), Iwona Woźniak (Teatr Zagłębia w Sosnowcu), Waldemar Raźniak (Narodowy Stary Teatr w Krakowie) oraz Jacek Głomb (Teatr Modrzejewskiej w Legnicy).

Prowadzący spotkanie redaktor Łukasz Drewniak na samym początku wydarzenia zakreślił ramy dyskusji, w której zjawiska pandemii, wojny, inflacji oraz cenzury zostały zinterpretowane przez uczestników debaty w ujęciu sytuacji granicznej teatru. Jedną z pierwszych poruszonych w rozmowie kwestii był powrót widzów do teatrów po zniesieniu obostrzeń pandemicznych.

- Widz, który wrócił po pandemii na pewno kupuje bilety na ostatni moment – zaczęła Dorota Ignatjew. - Ludzie boją się, że spektakl będzie odwołany. To jest decyzja na ostatni moment. Bywam często w Warszawie. Tam teatry są pełne, czego nie można powiedzieć o Łodzi. Połowa mieszkańców tego miasta w ogóle nie potrzebuje kultury. Jest to miasto dwóch prędkości, dwóch mentalności. Ci co mieli potrzebę przyjścia do teatru, przychodzili mimo wszystkich obostrzeń, ale to tylko procent ludzi.

Zdecydowanie optymistyczniej zabrzmiała z kolei teza Iwony Woźniak, stwierdzającej, że po zniesieniu pandemicznych obostrzeń sprzedaż biletów w Teatrze Zagłębia utrzymuje się na poziomie 85%, a jest to zasługą stałego kontaktu z widzem, utrzymywanego w trakcie ograniczeń wszelkimi możliwymi sposobami. „Ten dialog był na wielu płaszczyznach, a nasze doświadczenie jest bardzo pozytywne” – powiedziała dyrektorka śląskiej sceny.

Z kolei Waldemar Raźniak zwrócił uwagę, że widz dokonuje dziś świadomej selekcji tytułów, co wymaga zmiany sposobu komunikacji oraz promocji nowych propozycji repertuarowych.

- Dawniej można było bardziej liczyć na takiego widza „przechodniego”, który idzie do teatru, bo ma taki nawyk. Trudniej się nam sprzedaje przedstawienia, o których widz nie jest dobrze poinformowany. Dlatego zmieniliśmy formę  komunikacji . Frekwencję mamy prawie zawsze 90% - powiedział szef Starego Teatru.

Dyrektor Modrzejewskiej opowiedział natomiast o trudnym doświadczeniu pandemii w kontekście charakteru legnickiego teatru tworzonego „dla widza i blisko widza”.  

- Pandemia bardzo uderzyła w Polski teatr, a szczególnie w taki teatr, jaki my robimy w Legnicy. Niestety coraz mniej gramy poza siedzibą, bo po pierwsze wszystkie pustostany zabrali deweloperzy, a po drugie wpłynęła na to pandemia i jej obostrzenia. Legnica jest trudnym miastem. Widownia się trochę zmieniła po pandemii. Oczekiwania widza są inne, ale widać też entuzjazm z powrotu. Nie wolno się na widza obrażać, a teatr trzeba robić w porozumieniu z widownią. Myślę, że to nie pandemia jest jednak głównym problemem, a pieniądze i trzeba o tym głośno mówić.

W dalszej części spotkania uczestnicy debaty opowiedzieli o swoich planach oraz wątpliwościach wynikających ze skomplikowanej sytuacji finansowej polskich teatrów, która w najbliższych miesiącach ma się tylko pogarszać. Pikująca inflacja, wzrost poziomu kosztów stałych, widmo utraty lub ograniczania liczebnego zespołów artystycznych polskich scen – między innymi o tym mówili zaproszeni szefowie teatrów z Łodzi, Sosnowca, Krakowa i Legnicy.

Dorota Ignatjew: Pandemia pokazała, że my – twórcy, jesteśmy na samym końcu łańcucha pokarmowego. W najgorszej sytuacji są freelancerzy. Jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Siłą polskiego teatru, również historycznie, jest zespół. Każdy dyrektor będzie chronił zespół, jednak jestem w stanie sobie wyobrazić, że będzie tendencja do tworzenia teatrów impresaryjnych. Mamy nadprodukcję aktorów, reżyserów. Czuje się trochę jak kapitan statku. Wyzwania są ciężkie, ale w tych momentach każdy z nas czuje, że na nim spoczywa odpowiedzialność.

Waldemar Raźniak: Może być tak, że nie wszyscy przetrwają ten czas. Niestety. Nie jest wykluczone, że nastąpi transformacja systemu funkcjonowania kultury, a co za tym idzie, systemu funkcjonowaniu teatrów. Zespół Starego Teatru jest zespołem bardzo skonsolidowanym i wyrazistym również pod względem poglądów na życie społeczno-polityczne. Ludzie przychodzą do Starego nie jako budynku czy miejsca kojarzonego z jednym czy dwójką reżyserów, ale chcą zobaczyć konkretnych aktorów.

Jacek Głomb: Dla mnie zespół to podstawa funkcjonowania teatru. Szczególnie na prowincji aktor to jest element kulturotwórczy. Sytuacja finansowania nas w końcu pożre. Teraz jest tak, że moja główna księgowa wyliczyła stratę pół miliona złotych na kosztach stałych. Nikt nam tych pieniędzy nie da.

Iwona Woźniak: Mamy dużo kodeksów, regulaminów, a pieniędzy mamy już coraz mniej. Myśmy podjęli już decyzję, że w przyszłym sezonie wyprodukujemy tylko trzy spektakle. Ten sezon kończymy z siódmą premierą. Nie martwię się o ofertę – mamy co grać. Gramy zespołowo, więc w naszych obsadach jest od ośmiu do dziesięciu czy dwunastu aktorów. Na przyszły rok mamy jeszcze jakiś pomysł. Co będzie dalej? Nie wiemy. Zastanawiamy się, ile jeszcze to potrwa.

Kolejnym z kluczowych tematów podjętych w dyskusji była kwestia cenzury. Prowadzący Łukasz Drewniak przytoczył głośne przykłady sytuacji znanych z Teatru Słowackiego w Krakowie czy Teatru Żeromskiego w Kielcach, gdzie proponowano odwoływanie dyrektorów tamtejszych scen w związku z realizacją spektakli politycznie kontrowersyjnych. Jeden z parlamentarzystów Solidarnej Polski pisał o premierze kieleckiego teatru, jako o przedstawieniu „godzącym i obrażającym uczucia wiernych i pamięć o zmarłych w katastrofie smoleńskiej”.

Waldemar Raźniak zwrócił uwagę, że teatry funkcjonują dziś w przestrzeni silnie upolitycznionej, w związku z czym trudno, by same instytucje nie miały charakteru zaangażowanego. „Są u nas szalenie kontrowersyjne sceny, ale nie odczuwam próby założenia jakiegoś kagańca. Pytanie czy chcemy wpisać się w pewien polityczny dyskurs czy nie?”

Dorota Ignatjew położyła z kolei szczególny nacisk na kwestię wolności artystycznej oraz odpowiedzialności teatralnych twórców.

- Dla mnie nigdy nie miało znaczenia kto jest organizatorem – zaczęła szefowa łódzkiego Nowego. - Sztuka ma to do siebie, że rodzi się tylko w wolności. Każdy dyrektor ma swój sposób dobierania współpracowników – mam tu na myśli reżyserów. Bardzo długo przyglądam się  ludziom, których zapraszam do pracy na dużej scenie. Jeszcze nigdy przez dwanaście lat nie wtargnęłam do przestrzeni sztuki reżysera. Rozmawiam, ale nigdy nie zdarzyło mi się ingerować w sztukę, bo to jest moja odpowiedzialność kogo zapraszam.

W podobnym tonie wypowiedziała się Iwona Woźniak, podkreślająca, że „przez cztery lata nie zdarzyło jej się ingerować” w pracę reżysera. „Dajmy sobie przestrzeń wolności. To jest ryzyko, ale to jest piękne” – zakończyła.

Jacek Głomb: Wolność i odpowiedzialność to jest podstawa. Przez 28 lat mojego dyrektorstwa w Legnicy nikt nie mówił co mamy robić. Być  może to jest kwestia szczęścia, przypadku, a może przemyślanej strategii. Jestem za dialogiem. Chcę dyskutować, choć nie zawsze jest z kim dyskutować.

W końcówce spotkania rozmowę zdominowały kwestie związane z wojną w Ukrainie oraz możliwego zaangażowania polskich teatrów w tę sytuacje. Wymieniono różne formy pomocy niesionej przez sceny – od zbiórek, przez udostępnienia mieszkań aż po rezydencje artystyczne dla twórców zza naszej wschodniej granicy. Najwięcej jednak znaczyły słowa dyrektora legnickiej sceny, który podkreślił, że „teatr jest niczym wobec wojny.

Pandemia, wojna, inflacja i cenzura – to nie jedyne, ale zdecydowanie pierwszoplanowe wyzwania przed jakimi stoją pracownicy, widzowie oraz szefowie polskich scen teatralnych. Potrzeba niezachwianej nadziei na to, że ważne dla nas instytucje przetrwają ten niezwykle wymagający okres, a wspólnota tworzona przez twórców oraz odbiorców sztuki, poprzez przekroczenie tytułowych „sytuacji granicznych", pozostanie jeszcze bardziej skonsolidowana.

Konrad Pruszyński