TVP po raz kolejny sięgnęła do zasobów Teatroteki i pokazała premierowo 11 stycznia 2022 roku zrealizowany przed blisko pięciu laty spektakl „Porwać się na życie”, którego twórcami jest duet Robert Urbański i Michał Szcześniak, „odpowiedzialny” za zaprezentowane dzień wcześniej w Teatrze Telewizji „Polowanie na karaluchy” Janusza Głowackiego. Pisze Krzysztof Krzak.

Sztuka Roberta Urbańskiego powstała z myślą o konkursie Stowarzyszenia ZAiKS i Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, w którym zwyciężyła. Zanim spektakl trafił na mały ekran zgarnął wiele nagród podczas drugiej edycji Teatroteka Fest w 2018 r.: za tekst dramatyczny (Robert Urbański), reżyserię (Michał Szcześniak), scenografię (Anna Wunderlich), muzykę (Agata Kurzyk), pierwszoplanową rolę męską (Andrzej Mastalerz), otrzymał także Nagrodę Dziennikarzy. Został również uznany za najlepszy konkursowy spektakl telewizyjny podczas Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje 2018, a w następnym  roku otrzymał wyróżnienie Jury Młodych Zielonogórskiego Festiwalu Filmu i Teatru.

Tadek Paprota, główny bohater sztuki, ma pięćdziesiąt lat. Jego dotychczasowe życie nie obfituje – kolokwialnie rzecz nazywając –  w spektakularne wydarzenia, nie mówiąc już o sukcesach. To raczej typowy nieudacznik i życiowy pechowiec, który postanawia, będąc w kwiecie wieku, dokonać czegoś, co dowartościuje jego egzystencję, a nawet całkowicie ją odmieni. Tadeusz porywa się więc na czyn wielce heroiczny, jakim jest (nomen omen) porwanie jego biurowej koleżanki, Karoliny, w której skrycie kochał się od pacholęctwa. W ten sposób chciał uwolnić kobietę od gburowatego, zajętego jedynie swoją karierą zawodową, agresywnego męża Wojtka, który – jak sam przyznaje – przestał lubić żonę i woli towarzystwo kolegów. Tadeusz planuje też z uprowadzoną kobietą rozpocząć wspólne życie, może nawet poza granicami Polski. Oboje chronią się w pustym domu ciotki Tadka i wówczas… do mężczyzny dociera świadomość czynu, którego dokonał oraz konsekwencji prawnych, które może przynieść. Ba, pojawia się u niego również poczucie winy wobec małżonka porwanej, z którym finalnie przyjdzie mu się zmierzyć. W pokonaniu tych obiekcji pomaga mu niespodziewanie porwana koleżanka, która pociesza go, dodaje otuchy, przekonuje, iż nie ma o porwanie do niego pretensji, przeciwnie, jest mu wdzięczna za uwolnienie od uwierającej ją rzeczywistości domowej. I jest otwarta na nowe życie, bo przecież, jak mówi jej koleżanka Iwona, „każdy chciałby mieć jakieś nowe życie, coś zmienić”. Ale bynajmniej nie jest to efektem tak zwanego syndromu sztokholmskiego.

Bo sztuka Roberta Urbańskiego to nie utwór z kategorii: mroczny dramat psychologiczny. To lekko napisana liryczna, z elementami absurdu i dobrotliwego humoru, komedia z czytelnym przesłaniem, że jeśli chcesz coś zmienić w swojej szarej codzienności, zrób to, odważ się, podejmij decyzję, pozwól sobie na choćby odrobinę szaleństwa. Bo warto porwać się na to, by żyć według własnego scenariusza. Tak zrobił  Tadeusz  i – poza wszystkim – stał się inspiracją dla innych, w tym dla przesłuchującego go prokuratora. Przedstawienie w reżyserii Michała Szcześniaka ma żywe, wręcz slapstickowe tempo, dialogi i monologi (często z offu) podawane są przez aktorów w sposób niezwykle naturalny, bez specjalnego podkreślania elementów humorystycznych, trochę tak, jak to się dzieje w czeskich komediach obyczajowych. Andrzej Mastalerz, nagrodzony za „subtelny i wzruszający portret marzyciela – porywacza” na wspomnianym wcześniej festiwalu ma, w tym spektaklu równie znakomitych partnerów w osobach Agaty Kuleszy (Karolina), Izy Kuny (Iwona), Tomasza Sapryka (Wojtek Daszewski) i Andrzeja Konopki (Prokurator). Wszyscy oni stworzyli w tym niespełna godzinnym przedstawieniu wyraziste postacie i zasłużyli na docenienie.

(Krzysztof Krzak, "Porwać, by zacząć żyć", https://teatrdlawszystkich.eu/, 12.01.2022)