Kamza zaskakuje niczym specjalista od suspensu. Kiedy widz nabiera przekonania, że ogląda historię bezpieczną w swej lekkości, reżyser doprowadza do tragedii. „Zanim chłodem powieje dzień”  jest pełno- i wielowymiarowym dramatem. Duża w tym zasługa naprawdę dobrze grających aktorów, którzy znowu sprostali wcale niełatwemu zadaniu współtworzenia żywej tkanki spektaklu. Pisze Katarzyna Gudzyk.


„Zanim chłodem powieje dzień” zaczyna się bardzo przyjemnie. Oto w niewielkiej miejscowości o charakterze letniskowym grupa młodych ludzi wyprawia imieniny swej byłej nauczycielce. Są przyśpiewki, picie piwa, wspominki. Maciej (Mateusz Krzyk) został księdzem, Anita robi karierę w biznesie (Magda Biegańska), Maja (Magda Drab) przyjechała z Anglii, a Alina (Magda Skiba) próbuje swoich sił w fotografii. Wszyscy są zadowoleni z życia i świetnie się bawią. Nawet Pani Danka (Joanna Gonschorek) jakby odmłodniała i przeżywa właśnie swoją drugą miłość.

Ten sielski obrazek, jak każda fotografia, ma jednak także swój negatyw. Okazuje się bowiem, że wszyscy skrywają jakieś tajemnice. Pani Danka przed laty miała romans z ojcem księdza. Maja i Oliwia (Katarzyna Dworak) mają za sobą nieciekawą przeszłość, Alina jest żoną lubiącego wypić Kazka (Bartosz Bulanda), a ksiądz szamoce się między miłością do Boga a namiętnością do kobiety. We wsi, gdzie wszyscy żyją życiem innych, naprawdę niewiele trzeba, aby doszło do nieszczęścia.

W sztuce Pawła Kamzy do tragedii doprowadza jedna rozmowa… Kilka pochopnie wypowiedzianych zdań staje się zarzewiem dramatu. Główna bohaterka (Alina) sprowokowana przez koleżankę składa doniesienie do prokuratury o molestowanie. Pomówiony o czyn zostaje ksiądz Maciek. Historia, której konstrukcja przypomina wzmianki z tabloidów, ma jednak swój drugi wymiar. Rzeczywisty dramat bohaterów rozgrywa się w sferze uczuć. Do głosu dochodzą bowiem dawne fascynacje, niewygasłe emocje i namiętności. Nagle wszystko co nieświadome nie może być już skrywane. Alina chce walczyć o szczęście i prawdziwą miłość. Maciek, szargany wątpliwościami i poczuciem winy, przeżywa kryzys wiary. Tragiczny finał dopełnia się za sprawą ludzkiej zawiści i małostkowości.

Podobno inspiracją dla spektaklu była historia, którą Paweł Kamza wiele lat temu zasłyszał od swojej matki. Dramaturg podejmuje temat obecny w przestrzeni publicznej. Nie szuka jednak taniej sensacji ani skandalu. Stawia raczej pytania natury filozoficznej. Punktem wyjścia do jego rozważań o miłości staje się biblijna „Pieśń nad pieśniami”, ale także doktryna Akwinaty i myśl świętego Augustyna.

„Zanim chłodem powieje dzień” to również przyczynek do rozważań na temat stylu życia. Kamza, który jest pasjonatem fotografii, nie tylko buduje spektakl jako sekwencję zdjęć, ale także prowokuje widza do refleksji, jak bardzo stabloidyzowało się jego życie. Czy jest już tylko zlepkiem przypadkowych informacji, faktów, zdarzeń, czy może jednak nadal jest w nim miejsce na samodzielne myślenie.

„Zanim chłodem powieje dzień”, choć zapowiada się raczej jako historia bezpieczna w swym banale, jest pełno- i wielowymiarowym dramatem. Duża w tym zasługa naprawdę dobrze grających aktorów, którzy znowu sprostali wcale niełatwemu zadaniu współtworzenia żywej tkanki spektaklu.

(Katarzyna Gudzyk, „Fotografie tragiczne w skutkach”, TR Konkrety, 10.12.2014)