“Jestem sygnatariuszką porozumień sierpniowych. To ja zatrzymałam tramwaj. Nie pozwolę się zakrzyczeć” - tak brzmiało wystąpienie w trzydziestą rocznicę powstania Solidarności, które wywołało burzę. Kim jest kobieta, która odważyła się publicznie powiedzieć, co myśli? Zrozumieć H. próbuje Paweł Palcat. Wrażenia z legnickiego spektaklu zaprezentowanego wyjazdowo w sobotę 15 marca na scenie Teatru Starego w Lublinie opisuje Magdalena Kusa.


Na scenie stoi sześć takich samych krzeseł, na których siada tyłem do publiczności szóstka bohaterów ubranych w białe koszule, jeansy i trampki. Aktorzy oglądają film wyświetlany przed nimi na ścianie, przedstawiający część ludzkiej twarzy, głównie usta oraz wąsy, które ktoś podkręca, odkleja i zjada. Następnie pojawia się tekst mówiący o tym, że kiedy kobiety walczą bezinteresownie, mężczyźni oczekują zaszczytów. Film kończy się i wtedy aktorzy się odwracają. Trzy aktorki wstają i zaczynają wygłaszać pamiętne wystąpienie. Mężczyźni siedzą i gwiżdżą. Po chwili nie da się już wychwycić sensu słów, które zostają zakrzyczane.

Wychowała się w wielodzietnej rodzinie. Patologicznej. Patriarchalnej. Ojciec zawsze miał rację, nawet wtedy gdy się mylił. A cierpiały na tym jego dzieci. Ona nie chciała się na to godzić - “nie wezmę na siebie winy za coś, czego nie zrobiłam” - mówi. W domu była jednak traktowana jak popychadło. Dorasta. Pracuje jako kierowca tramwaju. Ludzie narzekają, mówią o strajku w stoczni. Decyduje się zatrzymać pojazd, dalej nie pojedzie. Idzie do strajkujących. Okazuje się, że stoczniowcy dostali podwyżki i kończą strajk. Nie może do tego dopuścić. Zostają podpisane porozumienia. Ludzie wiwatują. Nie trwa to długo. Jest stan wojenny. Kolportuje ulotki. Przesłuchuje ją UB, bije i nakazuje opuścić miasto. Ma raka. Znajduje dobrego męża, chociaż z MO. Zakładają rodzinny dom dziecka. Jest ciężko. Okrągły stół. W Polsce upadł komunizm. Wychowują dwunastkę dzieci. Ale ona ma w sobie siłę. Spektakl kończy nagranie wystąpienia z obchodów trzydziestolecia powstania Solidarności. Słowa: “należy mieć szacunek dla wszystkich ludzi” zapadają w umysł z mocą syreny alarmowej, która jest zwieńczeniem przedstawienia.

Tak w skrócie można przedstawić biografię Henryki Krzywonos-Strycharskiej. Jej imię i nazwisko jednak ani razu nie pada podczas trwania spektaklu. Jest tylko H. w tytule. Dlaczego? Bo jej postać jest tylko jednym przykładów ukazujących walkę kobiet. Walkę prowadzoną często w cieniu mężczyzn z wąsem i we flanelowych koszulach. Z bohaterką może utożsamiać się każda kobieta. H. staje się symbolem everymana czy raczej everywoman, o czym świadczy także wymienność roli głównej bohaterki - na każdym etapie życia gra ją inna aktorka, otrzymując czerwony szal.

Spektakl jest niezwykle rytmiczny i dynamiczny. Całą scenografię stanowi projektor i krzesła, które raz są maszyną, raz tramwajem, innym razem stołem. Przedstawienie jest w zasadzie kolażem krótkich scenek z różnych etapów życia bohaterki, przeplatanych archiwalnymi nagraniami ze strajków w stoczni gdańskiej czy obrad okrągłego stołu, a także wierszykami, np. o stanie wojennym. Każdy z aktorów gra po kilka ról. Wszyscy razem tworzą jeden zgrany organizm, który też może być metaforą idei Solidarności. Choreografia ułożona jest w taki sposób, że ruch aktorów można dokładnie wpisać w precyzyjnie wymierzone takty. Jednocześnie w spektaklu jest duże nasycenie agresją, często padają przekleństwa, które mają uwydatniać realizm sytuacji. A dobór scenek sytuacyjnych jest próbą znalezienia źródła siły i odwagi bohaterki. Bo właśnie na tej sile opiera się cała jej historia. Zupełnie tak, jakby H. nie miała żadnych słabości. Jakby jej kręgosłup moralny zawsze wskazywał tylko dobrą drogę.

"Zrozumieć H." to kolejny, po "Danucie W.", spektakl o kobietach Solidarności, mający pokazywać drugą stronę walki. Tych, którzy walczą i tych, którzy muszą z tym żyć i pozostać cichym bohaterem codzienności. Przedstawienie mogłoby się stać pomnikiem wystawionym na cześć Henryki Krzywonos, gdyby nie to, że jej imię ani razu w spektaklu nie pada, a polityka wcale nie gra w tej inscenizacji pierwszych skrzypiec. Dzięki temu legnicka realizacja ma wymiar bardziej uniwersalny. Staje się opowieścią o mocy, którą odnaleźć może w sobie każdy człowiek.

(Magdalena Kusa, „Ile trzeba siły, żeby zatrzymać tramwaj?”, www.teatrdlawas.pl, 17.03.2014)