Wśród wyrazów na ka czy ha oraz rubasznych żartów o małym penisie, Katarzynie Dworak i Pawłowi Wolakowi – twórcom „Drogi śliskiej od traw”, najnowszej premiery w Teatrze Modrzejewskiej – udało się powiedzieć o naturze zła więcej niż niejednemu księdzu na rekolekcjach. Spektakl „Droga śliska od traw. Jak to diabeł wsią się przeszedł” recenzuje Piotr Kanikowski.


Wieś, do której przykładają soczewkę, właśnie przeżywa Boże Narodzenie – czas pokoju i miłości. To przeżywanie sprowadza się jednak tylko do rytuałów: opłatka, barszczu, kolęd, pasterki, komunii w kościele. Mimo pozorów duchowej przemiany w mieszkańcach nie przestają buzować stare namiętności: złość, frustracja, nienawiść, pogarda, strach, duma i zła, zaborcza miłość. Ściśnięci, zmuszeni żyć na kupie ludzie, trwają w klinczu, nie mogąc się wyzwolić ani od siebie nawzajem, ani od nierozwiązanych spraw.

Pojawienie się Bogdana (rewelacyjny Rafał Cieluch), który odsiedziawszy wyrok za znęcanie się nad rodziną i nękanie sąsiadów, w tę „cichą noc, świętą noc” wrócił do swoich, działa jak katalizator. Przyspiesza reakcje, zaognia konflikty, wydobywa na wierzch skrywane uczucia. Rozpoczyna łańcuch zbrodni i w finale nikt już nie będzie mógł udawać, że zachował niewinność. Że zło go nie splamiło.

To dotyczy również publiczności. Kilkukrotnie aktorzy zwracają się bezpośrednio do niej, traktując ją jak część wiejskiej wspólnoty, współuczestniczącej w krwawych wydarzeniach i współodpowiedzialnej za doznane krzywdy. To wśród widzów Sołtys (Lech Wołczyk) prowadzi kwestę na pogorzelców, do widzów Bogdan ma pretensje o kłamliwe zeznania w sądzie i widzów bierze sobie na świadków swej udręki. Zabieg zatarcia granic między sceną a widownią nie pozwala na dystans, na komfort podglądacza zwolnionego z etycznych wyborów.

„Droga śliska od traw” ma formę mrocznego thrillera. Jednocześnie przypomina grecką tragedię z bohaterami ściśniętymi jak ryby w sieci, szamocącymi się wściekle w przypisanych im rolach, ale nie potrafiącymi ujść przeznaczeniu. Bogdan może pragnąc dobra ze wszystkich sił, a jednak jego przeznaczeniem jest zbrodnia, odrzucenie i śmierć. Marysia, jego żona, musi żyć z katem, bo tego oczekuje od niej katolicka społeczność. Pawełek (Albert Pyśk) w imię miłości do Sabinki (Magda Biegańska) wyprze się Boga i matki. Strach popchnie ludzi do morderstwa.

Od początku do końca jest w tej wsi Diabeł (świetny, naprawdę demoniczny Grzegorz Wojdon). Przechadza się. Patrzy. Słucha. Czai się za plecami bohaterów. Podczas pasterki najgłośniej śpiewa kolędy i stoi w grupie zdewociałych Mega Bab. Ale to nie on podkłada ogień pod stodołę Jehowych, nie on zabija i nie on nawołuje do linczu. Nie da się na niego zrzucić całej odpowiedzialności za zło, którego jesteśmy świadkami.

Klaustrofobiczna, ciężka atmosfera sztuki Dworak i Wolaka byłaby pewnie trudna do zniesienia, gdyby nie przełamano jej co jakiś czas humorem – rubasznym, pieprznym, ocierającym się o granice dobrego smaku. Ze szczególną gracją rozbroiła tę bombę Zuza Motorniuk (Ola) w przezabawnej scenie zapładniania. Dzięki tym kompozycyjnym chwytom, widz ma chwilę na złapanie oddechu a dramatyczny finał zwala z nóg.

Poza dobrą grą praktycznie wszystkich aktorów, na uwagę zasługuje ascetyczna, pomysłowa, zaskakująca swą funkcjonalnością scenografia Małgorzaty Bulandy oraz muzyka Kormoranów, niekiedy liryczna, niekiedy transowa, pięknie podkreślająca nastrój przedstawienia.

“Droga śliska od traw. Jak to diabeł wsią się przeszedł” to w repertuarze legnickiego teatru trzecia sztuka napisana i wyreżyserowana przez Katarzynę Dworak i Pawła Wolaka – aktorskie małżeństwo. Poprzednie były bardzo dobrze przyjęte przez publiczność i krytykę. Po niedzielnej premierze jestem przekonany, że Teatr Modrzejewskiej ma kolejny hit. Spektakl będzie grany 20 i 22 grudnia (piątek i niedziela) o godz. 19.00. Gorąco polecam nie tylko miłośnikom thrillerów.

(Piotr Kanikowski, „“Droga śliska od traw”. Zło się rodzi, widz truchleje”, www.24legnica.pl, 17.12.2013)