W niedzielę na Nowym Świecie na dobre rozpoczął się nowy teatralny sezon. Jak? Premierą spektaklu Lecha Raczaka „Madonna, Księżyc i pies”. Akcja rozgrywa się w rumuńskiej wiosce Baia Luna, przypominającej bałkański kocioł, który lada moment wykipi. Pisze Mateusz Różański.


W ciągu dwóch godzin, które mijają nie wiadomo kiedy, przenosimy się w świat absurdu, świat który z jednej strony śmieszy, z drugiej przeraża, a momentami prowokuje to tego, aby samemu wstać i zabrać głos w dyskusjach mieszkańców Baia Luny. Całość odbywa się w oparach cujki, tradycyjnego rumuńskiego napitku i pośród dymu papierosowego.

Pewnego dnia lotem błyskawicy po wiosce rozchodzi się informacja, że wszechwładni Sowieci planują wysłać w kosmos psa, co ma być tylko preludium przed wysłaniem człowieka na sam Księżyc.  Społeczność za punkt honoru stawia sobie udaremnienie tego planu. Dlaczego? Bowiem, zdaniem jednego z mieszkańców, Dimitru, (w tej roli genialny Grzegorz Wojdon), to właśnie tam przebywa wniebowzięta niegdyś Matka Boża. Brzmi absurdalnie?

To dopiero początek. Baia Luna ma też i swoje ciemniejsze oblicze. W spokojnej do tej pory wiosce dochodzi do morderstwa i to podwójnego. Przerażające z jednej strony i intrygujące z drugiej jest to, że salwy śmiechu wywołane chociażby fantastyczną kreacją Katarzyny Dworak potrafią się w jednej chwili skończyć, gdy uświadamiamy sobie brutalność systemu i taką zwykłą, ludzką bezradność.  

Publiczność nagrodziła artystów owacją na stojąco i niech to posłuży za wystarczającą recenzję.

(Mateusz Różański, „Madonna z „Nju Jorku” i cujka”, Panorama Legnicka, 10.09.2013)