Skomponował, a teraz również gra na żywo muzykę do najnowszego spektaklu Teatru Modrzejewskiej w Legnicy - „Komedii obozowej” muzyczno-kabaretowego i słodko-gorzkiego spektaklu z Holocaustem w tle. Za pomocą ciężkich rockowo-punkowych brzmień, przeplecionych z „Niewolniczym tangiem” - tekstem oryginalnie napisanym w Auschwitz i typowo kabaretowymi melodiami, Łukasz Matuszyk muzycznie opowiada o żydowskich artystach z obozu koncentracyjnego w Terezinie. Rozmawia Aneta Młyńska.



Aneta Młyńska: Nieprzypadkowo Łukasz Czuj zaprosił Cię do muzycznej współpracy w „Komedii obozowej”. Przy realizacji jakie spektaklu spotkaliście się po raz pierwszy?

Łukasz Matuszyk: Rzeczywiście, to jest moje drugie artystyczne spotkanie z Łukaszem Czujem. Po raz pierwszy spotkaliśmy się jakieś osiem lat temu przy realizacji spektaklu „Cafe Panika” we Wrocławiu. Łukasz reżyserował ten spektakl w Teatrze Współczesnym, a ja miałem przyjemność grać w nim na akordeonie. Tym razem spotkaliśmy się w Legnicy, na moim gruncie, gdzie całkowicie przygotowywałem spektakl od strony muzycznej, aranżowałem i pisałem.

AM: Jak Zareagowałeś na propozycję stworzenia muzycznej aranżacji do spektaklu o tak trudnej historycznie tematyce?

ŁM: Początkowo w przygotowaniach do spektakli nigdy nie zajmuję się filozofią. Najpierw zawsze chcę usłyszeć co to są za rzeczy, jakie numery muzyczne mam do dyspozycji, jaka jest ogólna linia muzyczna, a potem dopiero powstaje cała konwencja.

AM: „Komedia Obozowa” jest bardzo różnorodnym gatunkowo spektaklem muzycznym. Opowiedz proszę na jakiej zasadzie wybieraliście utwory do poszczególnych scen spektaklu.


ŁM: W okresie intensywnych prac nad spektaklem było z tym bardzo różnie. Przede wszystkim większa część piosenek była w tekście autora – Roya Kifta, Łukasz Czuj dorzucił do tego jeszcze jakieś trzy utwory, do których napisałem muzykę. Potem każdy utwór był już traktowany indywidualnie. Nie ukrywam, że w wielu przypadkach trochę wyprzedzałem realizację spektaklu i nie zbliżając się do tematyki scenariusza przyglądałem się bliżej tylko warstwie muzycznej. Natomiast te przywołane w tekście, oryginalne piosenki, od których powstawały pewne wariacje, to sztuka z najwyższej półki, świetnie śpiewający tenorzy i same piosenki pisane przez wielkich kompozytorów. To bardzo utrudniało moje zadanie, bo oryginał czasami okazywał się tak dobry, że przearanżowanie go wymagało ogromnego wysiłku i nietypowego pomysłu. Dlatego właśnie dla mnie najważniejszy był tutaj skład muzyków – jacy to będą instrumentaliści oraz ilu ma ich być. Natomiast zróżnicowanie muzyczne było założeniem reżysera, a że Łukasz Czuj zostawił mi pełną dowolność, to sobie zaszalałem… (śmiech)

AM: W „Komedii obozowej”, w której muzyka za każdym razem jest grana na żywo, doskonale widać, że cała twoja kapela posługuje się tym samym językiem muzycznym. W jaki sposób dobierałeś kompanów do gry?

ŁM: Faktem jest, że jeśli chodzi o muzyków, to nie miałem wielkiego dylematu – po prostu zaprosiłem do współpracy swoich najbliższych przyjaciół. To znaczy, Przemka Pacana – perkusistę i Darka Bafeltowskiego – gitarzystę, którzy od czterech lat na co dzień grają razem ze mną w składzie u Martyny Jakubowicz, więc znamy się jak łyse konie. Następnie zaprosiłem Piotrusia Sypienia, który gra na kontrabasie i gitarze basowej. To również mój serdeczny przyjaciel, który tutaj w Legnicy występował już w wielu projektach. Roberta Kamalskiego, który gra na instrumentach dętych – saksofonach, klarnetach i klarnetach basowych. Muzycznie to jest najwyższa półka, świetni ludzie, genialni muzycy i mam nadzieję, że to słychać na spektaklu.

AM: Wśród tych wszystkich muzyków nie przedstawiłeś siebie, jaki jest Twój ulubiony instrument, a na jakim grasz w „Komedii obozowej”?

ŁM: Mój kochany instrument to jest świnka-kaloryfer (śmiech) – akordeon, na którym gram od wielu, wielu lat. Natomiast w „Komedii obozowej” gram na klawiszach, bo momentami potrzebujemy w naszej muzyce obcych dźwięków takich jak pianino.

AM: W jakich etapach powstawała muzyka do tego spektaklu?

ŁM: Część aranżacji była gotowa dużo wcześniej ponieważ aktorzy zawsze muszą się z nimi zaprzyjaźnić i je odpowiednio wyćwiczyć. Również wcześniej nagrywaliśmy specjalne fortepianówki dla Andrzeja Janigi, który bardzo nam w tym projekcie pomógł. Andrzej nie jest tylko akustykiem i nie nagłaśnia tylko z przodu, co czyni go kolejnym członkiem naszego zespołu. Na pozostałe kawałki gotowe pomysły powstały trochę wcześniej, a w czasie prób były „przymierzane” do konkretnych scen. Granie na żywo daje ten komfort, że właściwie do samej premiery można coś zmieniać, przymierzać i zawierać. Dlatego tak bardzo lubię grać na żywo
w spektaklach i jeżeli mam pisać muzykę, to najlepiej do utworów granych właśnie na żywo. To jest dla mnie największa frajda.

AM: Nie jest to także Twoja pierwsza współpraca z Teatrem Modrzejewskiej, pierwsza realizacja muzyczna w Twoim wykonaniu powstała tu w 2004 roku. Czy dostrzegasz postępy muzyczne w zespole aktorskim i jaki wpływ na efekt końcowy warstwy muzycznej „Komedii obozowej” miał Łukasz Czuj?

ŁM: Przy tym projekcie od strony muzycznej pokonaliśmy smoka, również dlatego że wprowadziliśmy do legnickiego Teatru technologię mikroportów. Oprócz tego poprosiliśmy państwa Lewków żeby pomogli nam w warsztatach przygotowujących naszych aktorów wokalnie. W pewnym sensie jest to więc bardzo postępowy spektakl. Trzeba też powiedzieć, że legniccy aktorzy śpiewają bardzo dobrze, jak na aktorów dramatycznych, zazwyczaj jednak nie śpiewających. Nawet Łukasz Czuj był bardzo zaskoczony, że właściwie  z całego zespołu śpiewają wszyscy. Niektórzy śpiewają bardzo dobrze, inni może troszkę słabiej, ale za to bronią się innymi środkami aktorskimi. Przez to, że w Teatrze Modrzejewskiej pracowałem już wcześniej, to poznałem aktorów na tyle, że tworzę aranżację z myślą o konkretnych aktorach i staram się wyjść im naprzeciw, tak żeby mogli się rozwijać i dopracować piosenkę wszystkimi możliwymi środkami scenicznymi. Generalnie uważam, że tutejszy zespół aktorski pod względem muzycznym jest bardzo dobry, a utwierdził mnie w tym przekonaniu reżyser „Komedii obozowej', który pracował w bardzo wielu teatrach w Polsce, także muzycznych.

AM: Powiedz, skąd czerpiesz inspiracje muzyczne?


ŁM: Miałem wiele możliwości współpracy z wielkimi mistrzami jak Lech Jankowski, który pracował w Legnickim Teatrze, czy mój muzyczny i teatralny tato – Bartek Straburzyński. Od nich bardzo wiele się uczę, ich podpatruję. To są ludzie, którzy pokazali mi różne ścieżki i sposoby na odzwierciedlanie i muzyczną ilustrację.

AM: To skąd właściwie wziął się pomysł na rockowo punkowy muzyczny pazur w „Komedii obozowej”?

ŁM: Nasz gitarzysta Darek Bafeltowski ma zawadiackie korzenie, lata temu  grał w zespole który nazywał się Mordor. Podczas jednej z prób zaproponowaliśmy reżyserowi taki ostrzejszy riff, na co on szybko przystał. Podobnie końcówka spektaklu zapożyczona od Nirvany, która powstała właściwie piętnaście minut przed premierą. Uważam, że tego typu sytuacje muzyczne są bardzo fajne, bo czasami z przypadku powstaje coś ciekawego.

AM: Czy możemy dostrzec charakterystyczny dla Ciebie styl w muzyce do „Komedii obozowej”?


ŁM: Nie sądzę żebym miał ostatecznie ukształtowany własny język muzyczny. Jeszcze raczkuję
w temacie komponowania czy aranżowania, ale przy tym spektaklu miałem rzeczywiście dużą przyjemność i swobodę. Mogłem muzycznie poszaleć i ryzykować, być trochę niepokorny i poprzewracać pewne pierwowzory muzyczne, a to lubię najbardziej. Sama współpraca z Łukaszem Czujem była niebywale przyjemna, jest to człowiek otwarty i ma ucho do pewnych rzeczy.

AM: Czy jesteś zadowolony z efektów swojej pracy nad „Komedią obozową”?

ŁM: Bardzo. Uważam, że te wszystkie elementy razem – nagłośnienie, mikroporty, rozbudowa sfery muzycznej oraz to co zaśpiewali aktorzy, to jest ogromna praca całego zespołu, z której jestem bardzo zadowolony.


Rozmawiała Aneta Młyńska