Teatr legnicki pod wodzą Jacka Głomba nie wystawia kolejnych premier, by wywiązać się z jakichś liczbowych zobowiązań. W każdym przedsięwzięciu legniczanie szukają drugiego dna albo penetrują problemy kilka semantycznych pięter wyżej – zauważa teatralny recenzent Słowa Polskiego-Gazety Wrocławskiej, który w minioną sobotę oglądał premierowego „Mizantropa”.

Legnicki "Mizantrop" Moliera pokazuje, że ułomność elit ciągle jest tak samo parszywa. Wygląda na to, że ludzie nigdy nie poddawali się autoanalizie, a krytykę, czy choćby tylko inne zdanie, zawsze odrzucali. To jest w tej sztuce dziś granej najstraszniejsze. Legnicki teatr pokazuje nam w stylowych kostiumach Małgorzaty Bulandy, że peruki, żaboty i dekolty tylko potęgują prawdę o tym, że żyjemy w kraju przesiąkniętym obłudą na każdym szczeblu, nie tylko władzy. Paradoksalnie reżyserka Anna Wieczur-Bluszcz uszlachetniła nieco zarówno tytułowego bohatera, jak i obiekt jego miłości. Piękna Celimena (Katarzyna Dworak) jest walczącą o swoje prawa feministką.To kolejna świetna rola tej aktorki. Z Alcestem (Tadeusz Ratuszniak) sprawa nie jest tak oczywista, bo jak nasz premier i reszta tej politycznej koalicji, co innego deklaruje, a coś wręcz innego akceptuje, gdy zaczyna to dotyczyć jego interesów. Brakowało mi trochę wewnętrznego żaru, by obie te postawy uwiarygodnić. Brakowało mi trochę wewnętrznego żaru, by mocniej tę postać uwiarygodnić. Świetne role mogą sobie zapisać na koncie: Dariusz Majchrzak (charakterystyczny Oront), Rafał Cieluch (Filint) oraz kontuszowy duet - Paweł Wolak (Akast) i Bogdan Grzeszczak (Klitander). (Krzysztof Kucharski, „Molier po legnicku”, Słowo Polskie-Gazeta Wrocławska 8.01.2007)