Metafizyczna opowieść o trudach życiowej wędrówki bezlitośnie stawia widza przed lustrem i każe mu zadawać sobie niełatwe pytania. Zwykle takie, na które brakuje jasnych odpowiedzi. Ale nie są to żadne tortury, lecz przejmująca ballada o zawiłościach losu. Niezwykle intrygująca i wciągająca. Wbijająca w fotel i zarazem wznosząca ponad chmury. O legnickiej premierze „Konferencji ptaków” pisze Joanna Michalak.


„Konferencja ptaków” Jean-Claude Carrière’a i Petera Brooka, która miała swą premierę w sobotni wieczór, została przyjęta owacjami na stojąco. Dla publiczności legnickiego teatru, podobnie jak dla widzów na całym świecie, była to zrozumiała historia o niebezpiecznej i wyczerpującej wyprawie w poszukiwaniu ideału.

Tutaj uosobieniem bóstwa jest mityczny król ptaków, którego pragną poznać skrzydlaci bohaterowie dramatu. Niektórym brakuje jednak determinacji. Wielu odpada już w przedbiegach, swą rezygnację z lotu tłumacząc własnymi słabościami lub konformizmem. Do celu udaje się dotrzeć tylko nielicznym. Reszta ginie w podróży z wycieńczenia lub z powodu innych przeciwności losu.

I na tym się kończą oczywistości. Wszystko inne w tej opowieści pozostaje kwestią interpretacji. Bo historia ta ma drugie, trzecie czy nawet czwarte dno. Obserwując te same sceny każdy widz rozumie je po swojemu. W zależności od doświadczenia czy wrażliwości dojdzie do odrębnych wniosków i przemyśleń. Jak chociażby węgierski autor scenografii i plakatu, Szilárd Boráros, dla którego ludzkim uosobieniem ptasiego wzorca mogą być Jezus Chrystus czy Włodzimierz Lenin. W odróżnieniu od szerokości geograficznej i światopoglądu – będzie to inny bóg.

Zgodnie z zapowiedziami zagranicznych twórców inscenizacji, rzeczywiście nie był to zwyczajny spektakl. Czegoś podobnego legnicka publiczność dawno nie widziała. Tutaj wszystko równoprawnie ze sobą współgra. Żaden z elementów nie pozostaje w cieniu drugiego. Nie ma tła, drugoplanowych sytuacji. Role muzyki, scenografii i ruchu scenicznego są równie ważne, co reżysera i aktorów. Wszystko łączy się w nierozerwalną całość. Stąd tak silne reakcje widzów – po niektórych policzkach płynęły wręcz łzy wzruszenia. Nie ma wątpliwości, że był to celowy zabieg artystów, którym zależało, aby publiczność odleciała razem z tytułowymi ptakami: dosłownie i w przenośni.

Legniccy aktorzy, pod skrzydłami słowackiego reżysera Ondreja Spišáka, znaleźli się w nietuzinkowej sytuacji, mając możliwość ujawnienia absolutnie wszystkich swych talentów. Od wokalnych po pantomimiczne. Scenariusz nie wyróżnia żadnej z ról, stąd też i łatwo o demaskację. Bez wątpienia do historii przejdą co najmniej trzy sceny: słowicza wokaliza Pawła Palcata, jego erotyczny i niezwykle zmysłowy dans z Katarzyną Dworak-Wolak oraz chóralny finał, podczas którego całkowicie znika granica pomiędzy artystami a widownią.

Czeski autor muzyki, Pavel Helebrand, uczynił z dźwięków ważnego bohatera baśniowej opowieści. Obok aktorów na scenie pojawiają się instrumentaliści: flecistka i wiolonczelista. Jest też turecki yaybahar, wydający wręcz kosmiczne brzmienie. Ponoć nie trzeba umieć na nim grać, bo ten instrument – jak cała opowieść – wyda taki ton, jaki nada mu poszczególny człowiek.

Bohaterką jest także niebanalna scenografia autorstwa wspomnianego Szilárda Borárosa. Jego ptaki, zamiast kolorowych piór, noszą kostiumy w barwach oddających sakralną powagę. Podobne stroje wdziewali nasi pradziadowie szykując się do odświętnych nabożeństw. Stąd w tle instalacja przypominająca kościelne organy. Węgierski artysta postawił na naturalne rekwizyty, w wymowny sposób wykorzystując kamień, piasek czy papier.

Jak przyznają aktorzy, niezwykłość tego spektaklu widać przede wszystkim po widowni. – Przedstawienie stworzyli obcokrajowcy, to i publiczność reaguje jakby była z zagranicy – żartuje odtwórca jednej z ról. Nic dziwnego, bo cudzoziemcy wykorzystali wszystkie atuty, jakie daje praca w legnickim teatrze. Wraz z Witoldem Jurewiczem – odpowiedzialnym za ruch sceniczny – sprawili, że widz miał wrażenie uczestnictwa w samym centrum wydarzeń. Kiedy po widowni przebiegali aktorzy, powiew był taki, jakby obok przeleciało stado ptaków. Ponadto uruchomili wreszcie obrotową scenę i zapadnię, dzięki czemu całość nabrała trójwymiarowego charakteru.

Legnicka wersja „Konferencji ptaków” w wykonaniu tzw. Grupy Wyszehradzkiej zdobyła wielu entuzjastów. Nie jest to łatwa i przyjemna opowieść, stąd po premierze publiczność miała problem z recenzowaniem sztuki. Zawiedli się ci, którzy liczyli na wieczorny relaks. Zdecydowana większość wyszła jednak z teatru oczarowana, długo nie mogąc zapomnieć przeżytych wrażeń.

 

Najbliższe spektakle: od 4 do 6 lutego, godz. 11 oraz od 6 do 8 lutego, godz. 19.

(Joanna Michalak, „Wielki odlot. Ptaki porwały publiczność”, www.regionfan.pl, 2.02.2015)