W swym najnowszym spektaklu – plenerowym “Człowieku na moście” osnutym na wspomnieniach o Henryku Karlińskim – Jacek Głomb spiął w spójną całość dwie zupełnie nieprzystające do siebie epoki: wysmakowane francuskie średniowiecze i przaśną rzeczywistość PRL-u. Wyszła z tego baśń o marzycielu, który – urodzony w niewłaściwych czasach – balansuje rozpaczliwie nad otchłanią historii. Pisze Piotr Kanikowski.


Imponuje inscenizacyjny rozmach “Człowieka na moście”. Przez dziedziniec Zamku Piastowskiego, na którym grany jest spektakl, kłusuje rycerz, prawdziwy koń ciągnie chłopską furmankę, komunistyczni dygnitarze wożą się autentyczną czerwoną Warszawą lub dosiadają wyciągniętego z demobilu motocykla, Rosjanie mają swój łazik, a młodzi powyciągane ze strychu ukrainy. Niemal co chwila coś więc turkocze, pyrkoli, powarkuje, rzęzi, stuka po bruku, Znakomita akustyka tego miejsca sprawia, że kiedy rycerki przeciągają mieczami po kamieniach, widz słyszy towarzyszący iskrom zgrzyt metalu. Brzęk tłuczonych kamieniami szyb jest tak wyraźny, że trudno się nie wzdrygnąć. A, naturalnie, cały czas szumi zamkowa lipa, świszcze wiatr, echo niesie ludzkie kroki i stłumione odgłosy dalekiego miasta. Tę akustyczną orgię dopełnia muzyka w wykonaniu chóru Axion i zespołu Łukasza Matuszyka – niby polepiona ze średniowiecznych motywów, strzępków propagandowych pieśni z czasów PRL, a zaskakująco świeża.

Reżyser Jacek Głomb i Robert Urbański, autor scenariusza, rozpięli swą opowieść pomiędzy przeraźliwym wyciem Henia we francuskim lochu a nabożną ciszą, w której na ścianie zamku wyświetla się kilka autentycznych zdjęć Henryka Karlińskiego przemieszanych z fotografiami postaci ze spektaklu. Trudno było dla tego widowiska wymyślić lepszy finał niż taki,  symbolicznie zacierający granice między teatrem a prawdziwym życiem. W końcu to, w mniejszym lub większym stopniu, rzecz o człowieku z krwi i kości, Henryku Karlińskim – twórcy chóru Madrygał i pomysłodawcy festiwalu Legnica Cantat.

Ale początek tej historii jest wybitnie teatralny: przypomina baśń lub może parodię mitu o stworzeniu człowieka. Oto wrzucony ze swych fantazji w obcy świat, zagubiony, samotny półnagi biedak dostaje od partyjnego działacza posadę nauczyciela i beret „na dobry początek”. Z chaosu powojennej rzeczywistości (płonące poniemieckie miasto, ruska swołocz rabująca co popadnie, polscy szabrownicy) zaczyna wyłaniać się jakiś, mimo wszystko, porządek. Heniu znajduje rodzinę, żyje pomalutku w jednopokojowym mieszkanku, uczy młodzież, prowadzi dom kultury,  zakłada chór Madrygał, dyryguje, szuka po piwnicach starych nut, robi teatr dla robotników i akademie na partyjne zamówienia, w końcu wymyśla festiwal Legnica Cantat – coś czego, jak mówi, „nie ma w całej Polsce, nawet w Wałbrzychu” (sic!). A w tle dokazuje historia, to znaczy jedną komunistyczną klikę obala druga komunistyczna klika; władza traktuje Henia rozmaicie – raz pogardliwie, raz nieufnie, raz protekcjonalnie. A on wie, że trzeba z nią żyć. Ale tęskni za Francją sprzed wieków i zaszczepia tę miłość do Francji  swym wychowankom.

Dobór obsady jest perfekcyjny. Już przed premierą mówiło się, że Paweł Palcat nie gra Henryka Karlińskiego, ale stał się Henrykiem Karlińskim. Ten spektakl to jego popis. Jako Henio cały czas sprawia wrażenie, jakby stąpał metr nad ziemią, żył w innym kosmosie. Ale kiedy mówi, że bez Francji bylibyśmy szarym pyłem, wierzy mu się bez zastrzeżeń.  Komicznym talentem błyszczą Paweł Wolak jako działacz Mieczysław, obie rycerki Katarzyna Dworak i Anita Poddębniak (w pięknych kostiumach od Małgorzaty Bulandy), Rafał Cieluch – jednoręki bandyta. Widać też, że młodzi – Magda Drab i Albert Pyśk – którzy kilka miesięcy temu dołączyli do zespołu, już się w Legnicy zaaklimatyzowali. Grany w plenerze “Człowiek na moście” musiał być szczególnie dla nich, mniej doświadczonych, trudnym wyzwaniem, a mimo to ani odrobinę nie odstają od reszty fantastycznych legnickich aktorów.

Spektakl został przygotowany na inaugurację festiwalu Legnica Cantat. Premiera miała nastąpić w maju. Opóźniła się o kilkanaście dni ze względu na gwałtowną burzę, która uniemożliwiła realizację tych planów. W piątek pogoda była zdecydowanie korzystniejsza, choć aktorzy kończyli spektakl w deszczu. Warto było poczekać i warto było zmoknąć. Gorąco polecamy “Człowieka na moście”.

(Piotr Kanikowski, „Wehikuł czasu Jacka Głomba działa perfekcyjnie”, www.24legnica.pl, 14.06.2014)