Rozmowa z duetem odpowiedzialnym za najnowszy monodramem legnickiej sceny teatralnej pt. „Świństwo”: reżyserką Anitą Poddębniak i odgrywającą główną rolę Joanną Gonschorek. O wspólnym projekcie teatralnym, o mężczyznach, kobietach, przyszłości i świniach. Rozmawiał Przemysław Corso.




*Jak czujesz się w roli reżysera?
Anita Poddębniak: – Nie traktuję tego w ten sposób. To nie jest do końca reżyseria, bardziej jak spotkanie z Asią w zupełnie nowy sposób. Zawsze pracowałyśmy na scenie razem, jako dwie aktorki, a teraz pracujemy inaczej. To właśnie było najciekawsze w tym wszystkim. Próby do „Świństwa” były mocno aktorskie.

*A co ty o tym sądzisz?
Joanna Gonschorek: – Czułam się reżyserowana, zaopiekowana i prowadzona przez Anitę. I to było bardzo dobre, bo wbrew pozorom wielu reżyserów jest tylko inscenizatorami. To doświadczenie, jak ktoś Cię prowadzi, podsuwa ci pewne rzeczy, mówi „nie” – a Anita często mówi „nie”.
A. P.: – Nie.
J. G.: – Ale czasami również mówi „tak” i dzięki temu wiedziałam, w jakim kierunku mam iść. To świetne.

*Anita, myślisz o dalszej przygodzie z reżyserią?

A. P.: – To nie tak, że ma się zamiar. Trafiasz na coś ciekawego i wtedy dochodzisz do wniosku, że mógłbyś się z tym zmierzyć. Nie mam planu ani następnej rzeczy do zrobienia.

*Skąd pomysł na zrealizowanie „Świństwa”? Po dwóch tak znanych nazwiskach, jak wasze, kojarzonych z konkretnymi rolami, większość ludzi spodziewała się czegoś lżejszego. Dostali naprawdę ciężkie „Świństwo”, w którym trudno się odnaleźć.

J.G.: – O to właśnie chodziło.
A. P.: – Najpierw przeczytałam książkę. Zainteresował mnie temat, zresztą wszystko jest tam napisanie w formie monologu. Jednak nie od razu pomyślałam o realizowaniu tego projektu, a tym bardziej o jego reżyserowaniu.

*Asiu, jak się odnalazłaś w swojej postaci?

J. G.: – Nie było łatwo, ale na zupełnie innym poziomie niż mogłoby się wydawać. Ta praca była grzebaniem w sobie, we wspomnieniach. Od samego początku nie miałam problemu i nie czułam zażenowania odnośnie tego, co może żenować ludzi. Mówienie o pewnych rzeczach językiem obcesowym... To dla niektórych był szok.
A. P.: – To było trudne i dla mnie, i dla Asi ze względu na ten tekst, który jest mocno literacki. Trudny do przełożenia na sytuację.
J. G.: – Tekst źródłowy nie jest specjalnie dobrze napisany, a przede wszystkim nie jest napisany na scenę, ale myślę, że zrobiłyśmy wszystko, aby go przybliżyć do scenicznych realiów.

*O czym jest ta historia? Szaleństwo? Odkupienie? Pokuta?

A. P.: – Jest o kobiecie. O jej lękach, o zmaganiu się z sobą, ze swoją psychiką, ze swoim ciałem.
J. G.: – Mam wrażenie, że ludzie mogą uważać ten tekst za przesadnie feministyczny, atakujący mężczyzn. Faceci czują jakiś dziwny strach i dyskomfort mimo tego, że ja wcale w tym monodramie ich nie atakuję. Obrywa się obu stronom po równo. I kobietom i mężczyznom. Kobiety i mężczyźni są w tym monodramie i źli i dobrzy, tak jak w życiu.

*Myślisz, że o to właśnie chodzi?

A. G.: – Tak. Faceci nie chcą widzieć takich kobiet. To ich boli. Wy, mężczyźni, chcecie widzieć kobiety piękne i zadbane, które nostalgicznie opowiadają o swoich problemach. Ale w każdej kobiecie jest trochę świni. I ta świnia tam jest! O tym jest ta historia.

*Czy jesteście zadowolone ze swojej pracy?
A.P.: – Cieszy mnie, że nie jest to temat do końca zamknięty. Monodram zmienia się w szczegółach. Można go dalej rozwijać.
J. G. – Musimy go rozwijać.

*A co z ewentualną zamianą ról? Czy w perspektywie czasu będzie szansa na zobaczenie w Legnicy monodramu Anity Poddębniak wyreżyserowanego przez Joannę Gonschorek?
J. G.: – Nie, dziękuję. To zdecydowanie nie dla mnie. Zostaję przy Gońcu Teatralnym.
A. P. – No i masz...

*Dziękuję za rozmowę.

(Przemysław Corso, „Zrobiły nam świństwo”, Konkrety.pl, 14.12.2011)