"Orkiestra" to spektakl na zamówienie. Powstał z okazji 50-lecia miedziowego kombinatu. Ten prezent jest jednak wart więcej niż kolejna nagroda z zysku dla pracowników KGHM. Zagłębie doczekało się własnej sagi. O koncertowo zagranej balladzie o miedziowych górnikach pisze Magda Piekarska.

 

 

Zenek (Bartek Bulanda), jeden z bohaterów "Orkiestry", dba tylko o to, by w zasięgu ręki mieć pełną butelkę, a po fajrancie dziewczynę z ładnym biustem. Ten zestaw przestanie mu wystarczać, kiedy przypadkiem odkryje przyjemności lektury. Do książek zabierze się jak do picia i seksu - będzie czytał zachłannie i w hurtowych ilościach. Pochłonie m.in. grecką mitologię i "Sto lat samotności" Marqueza, o czym wspomni kolegom w kopalnianej szatni.

Te tytuły padają nieprzypadkowo, bo autor Krzysztof Kopka i reżyser Jacek Głomb w balladowej tonacji streszczają historię o stworzeniu miedziowego świata. Górniczą sagę, w której przez pół wieku zdążyło się nagromadzić wszystko, co w innych sagach obecne - wojny, podboje, zdrady, miłosne cierpienia i śmiertelne wypadki. W rolach bogów - święta Barbara i Skarbek, herosów - górnicy, członkowie orkiestry dętej. W roli świata - Zagłębie z kopalniami, bogactwem i sennymi miasteczkami, w których obudziły się pretensje do prawdziwych metropolii.

 

Przestrzeń Zagłębia Miedziowego, która każdemu przybyszowi wyda się zaprzeczeniem magii, została przez autorów zaczarowana i obdarowana własną mitologią. To, co dotąd było rozproszone w tysiącach ulotnych, bo zależnych od ludzkiej pamięci anegdot i wspomnień, na scenie nabiera kształtu. Temu czarowi ulega też widz - i choć pęka ze śmiechu, kiedy bohaterowie, spacerując po Lubinie, wzdychają: "Jak tu pięknie", to po zakończeniu spektaklu będzie skłonny dostrzec w mieście ślady tej niełatwej urody.

Fabułę "Orkiestry" budują anegdoty - o partyjnej działaczce, która odkryła w Lubinie pokłady ropy, o nieudanych pierwszomajowych pochodach i cwaniakach, którzy próbowali za grosze kupić miedziowy interes. Są odniesienia do wydarzeń lubińskich i do współczesnych sporów o pieniądze. Są górnicze wypadki.

Bohaterowie to członkowie górniczej orkiestry dętej, ich przełożeni, żony, kochanki, ale też kopalniane duchy. Ale szkieletem półwiecznej historii Zagłębia, od odkrycia miedzi po dziś, kiedy pracowników poróżniły pieniądze, jest historia przyjaźni Janka Fugi (Paweł Wolak) i Franka Biedy (Paweł Palcat), którą z czasem diabli wzięli. Dziewczynę Fudze podprowadził Bieda i on też jako partyjny aparatczyk stał się główną przyczyną problemów orkiestry.

Na scenie oglądamy prawie cały zespół Teatru im. Modrzejewskiej. W tej kreacji zbiorowej wszyscy grają koncertowo. Mimo że górnicza ballada wydaje się z gruntu męską opowieścią, to w "Orkiestrze" pierwsze skrzypce grają kobiety. Nawet jeśli w kopalni pracuje tylko jedna - sygnałowa Arleta (Małgorzata Urbańska), która nie pozwala sobie w kaszę dmuchać. Rewelacją spektaklu jest Ewa Galusińska w roli partyjnej działaczki Yvonne, którą zarówno czerwony goździk, jak i głos towarzysza Edwarda potrafią roznamiętnić, rozpalić, a potem zepchnąć na dno upodlenia. Joannie Gonschorek udało się patronce górników nadać ludzki rys - tę Barbarę można złapać za biust bez obaw, że świętej to przyniesie ujmę na honorze albo sprawi przykrość. Magdzie Skibie znakomicie udała się Jadźka - niby to naiwna, ale przebiegła, ze słabością do górników i ich pieniędzy, a Zuzie Motorniuk - Konczita, uwodzicielska femme fatale, która zamienia się w bezwzględną członkinię rady nadzorczej.

Spektakl powstawał według podobnej receptury, co wcześniejsza "Ballada o Zakaczawiu". Pracę poprzedzały dokumentacja, zbieranie anegdot i wspomnień. W tym przypadku jednak projekt był obarczony o wiele większym ryzykiem, przez nieuchronne skojarzenia z minioną epoką i skompromitowanym w niej nakazem sławienia przez artystę górniczego trudu i znoju. Jednak Kopce i Głombowi się udało - ich opowieść, kameralnie zaaranżowana, z prościutką, ale niezwykle trafną scenografią Małgorzaty Bulandy, nie ma w sobie nic z politycznej poprawności, nie nosi też piętna produkcji na zamówienie. Lubin nie doczekał się swojej "Błękitnej rapsodii", którą tak zachwyca się sztygar (Bogdan Grzeszczak). Ma jednak "Orkiestrę" z uwodzicielskim muzycznym leitmotivem Bartka Straburzyńskiego.

"Orkiestra", premiera 22 września w Cechowni ZG Lubin.

(Magda Piekarska, „O ludziach z miedzi”, Gazeta Wyborcza Wrocław, 26.09.2011)