O kobietach pisano i mówiono wiele. Powstało, wiele tomów poezji, wiele piosenek. Najwięksi poeci, muzycy i artyści poświęcili im wiele ze swojego życia. I pośród nich „Mamatango”. Spektakl Teatru Modrzejewskiej stworzony w całości i wyłącznie przez kobiety. Recenzja nadesłana na konkurs przeprowadzony przez organizatorów legnickiego Festiwalu Teatru Nie-Złego.



Scenariusz sztuki został napisany na podstawie dwudniowych rozmów legnickich aktorek z klientami jednej z galerii handlowych. Nie tylko kobiety wypowiadały się o swoich marzeniach, problemach, kłopotach, zmartwieniach, ale i radościach, miłościach, życiu ziemskim jak i tym pośmiertnym.  Zadawano wiele pytań i z setek metrów taśmy nagraniowej powstało dziewięć fascynujących, zupełnie różnych, ale składających się w znakomitą całość historii.

Twórczynie przyznają, że wybierały postacie, które były bliskie ich sercom czy te, których historia bardzo je poruszyła.  Przekrój społeczny, kulturowy i wiekowy bohaterek i bohaterów, bo i w panów wcielały się aktorki, był bardzo zróżnicowany. Są wśród nich m.in. mięśniak w dresie, dziecko bawiące się piłkę, niegrzesząca inteligencją młoda dziewczyna czy wytworna kobieta, której jedynym celem życiowym jest kupienie wymarzonej cukiernicy.

Całość była jednym wielkim dialogiem między twórcami a widzami, ponieważ w krótkich scenkach siadały na krzesłach i mówiły to wszystko o czym potrzebowali wyznać im rozmówcy z galerii handlowej. Jedni mówili o śmierci bliskiej osoby, inny potrzebowali się pochwalić osiągnięciami własnymi czy swoich dzieci, a jeszcze inni po prostu opowiedzieć o swoich głębokich marzeniach. Aktorki zarazem bawiły i wzruszały. Ukazywały portret i esencję kobiecości i całej okazałości.

Niektóre momenty spektaklu zapadną na długo w mojej pamięci, ale myślę, że i w pamięci każdego widza. Przerażająca piosenka Zuzy Motorniuk o niechcianej aborcji daje wiele do myślenia każdemu widzowi i pozwala przemyśleć pewne kwestie dzisiejszego świata, bo słowa: „Puszysty pęcherzyk w pościeli leży, przedwczesnych narodzin cud” są dużym szokiem pomiędzy przyjemnymi opowieściami o marzeniach. Z drugiej strony wspomniana już wcześniej, opowiedziana przez Małgorzatę Urbańską, przekomiczna historia kupna cukiernicy „babuni”, którą po wielu latach poszukiwać znalazła na Allegro i zdobyła dzięki staraniom ukochanego syna: „Wchodzę na Allegro, poklikam, poklikam i tam się wyświetlają taki cukiernice. (…) Ale słuchajcie dziewczyny, ja wiedziałam, że jak ja kliknę, zobaczę i od razu będę wiedziała, ze to jest ta. I słuchajcie, klikam i kurwa mać jest!”.

Na uwagę zasługuje scenografia. Składała się ona ze zwykłych, używanych przez nas codziennie przedmiotów codziennego użytku takich jak: wózek sklepowy, rodzinne fotografie, znak przystanku PKS, lampa czy śpiwór. Jedna ze ścian zakryta jest różnymi ubraniami i odzwierciedla sklep z używaną odzieżą, znajdujący się po drugiej stronie ulicy.  Była prosta, lecz zarazem każdy przedmiot przekazywał własną opowieść. Wszystkie kostiumy aktorek pochodziły z second hand’ów, bo jak same podkreślają chciały użyć strojów, które same opowiadają jakąś historię czasem nawet kilku osób. Twórczynie sztuki spędziły wiele czasu na warsztatach z tańca, choreografii, a nawet parcour’u. Aktorki zdradziły, że przed każdą próbą czy odgrywaną postacią oprócz rozgrzewki każda z nich odsłuchiwała taśmy z nagraniami swojej postaci, żeby jeszcze lepiej oddać jej charakter
i prawdziwość.

Scena finałowa to kulminacja i zwieńczenie tego co chciały nam przekazać aktorki przez te prawie dwie godziny. Każda z nich „wychodzi” z postaci, zakłada szpilki i jest po prostu sobą - Gosią, Kasią, Ewą czy Asią. Jest kobietą i prezentuje doskonale swoją kobiecość w najbardziej zmysłowym ze wszystkich tańców- tangu. Aktorki podczas tańca są szczęśliwe, wzruszone i myślą o swoich marzeniach. Teraz to jest ich historia. Rozsypują białe kamienie, które symbolizują raj, niebo, spełnienie swoich marzeń. I tak pozostają w tańcu wtulone w siebie do końca spektaklu.

Bardzo wyraźnie można zaobserwować ile z siebie dały temu spektaklowi aktorki i należy je pochwalić za wielkie zaangażowanie w to co zrobiły. Widać, że po tym projekcie zbliżyły się do siebie, bo nie trudno o to, pracując przez kilka miesięcy wyłącznie w żeńskim gronie. Pomimo wielu nieporozumień, konfliktów i zawirowań wokół spektaklu, same stworzyły, napisały, wyreżyserowały i wystawiły spektakl pełen ciepła, melancholii, ale i śmiechu, łez i poruszeń. O tej sztuce można mówić wiele, bo historia opowiedziana przez legnickie aktorki została przygotowana naprawdę na wysokim, nie boję się użyć stwierdzenia, że nawet na światowym poziomie.