Pierwszym spektaklem na festiwalu Łódź Czterech Kultur był ''Czas terroru'', który przywiózł Teatr im. H. Modrzejewskiej z Legnicy. Solidny, nastawiony na uwodzenie widza. Ale w pamięci zostają głównie trzy głębokie, bolesne sceny. Mało to i dużo zarazem. Recenzuje Łukasz Kaczyński.

Reżyser Lech Raczak, jeden z twórców Teatru Ósmego Dnia, ostro rozlicza się z rewolucją jako drogą ku wolności. Scenariusz, w oparciu o ''Różę'' S. Żeromskiego napisał niemal od nowa. Umowne realia odwołują się do czasu po rewolucji 1905 roku: zamachy, bezpardonowe śledztwa, strajki (łódzkie akcenty tekstu). A ponad tym - gorzka lekcja polskości, w duchu Wyspiańskiego.

Rewolucyjnej zawierusze wtóruje ferment myślowy. Każda polityczna racja jest tu równie słuszna i równie nieludzka. Nawet zdrajca Anzelm (Rafał Cieluch) może jawić się jako ostatni uciekinier przed... zniewoleniem polskością. Wybiera życie, nie idee i ''pieśni, którymi wywlókł go z gnoju marzyciel'' Czarowic (Paweł Palcat), ziemianin i romantyczny rewolucjonista. ''Ten naród nie ma duszy''- mówi. Po stronie żywych nie ma nikogo, kto obaliłby to bluźnierstwo.

Białych koszul a'la Grotowski nie oglądaliśmy, ale duch Konrada, ta psychomachia, są wyczuwalne. Raczak unika patosu i punktuje celnie: walka, chorobliwa skłonność do przechadzania się w płaszczu ''narodowego dziedzictwa przemocy i gwałtu'' oraz oratorstwo. Jakże słodko przepaplany to spektakl. Ale gdy na scenę wchodzi Szalona (Katarzyna Dworak) archaiczny język dramatu brzmi jak wyrocznia.

W hali przy ul. Łąkowej ustawiono kwadratową klatkę, o funkcjonalności rodem z teatru ulicznego. Cztery narożne, krzyżujące się wejścia służą do zmian ogrywanej przez aktorów, szczątkowej jak z sennej rupieciarni dekoracji, do lawirowania między miejscami akcji (mgliste ulice, burdel, cela). Także aktorzy wcielają się w kilka różnych ról. Ich ekspresyjna, wizyjna gra przypomina najlepsze lata teatralnej alternatywy.

Gorzki to spektakl, ale dało się go przełknąć. Rzekłbym raczej: taki dość edukacyjny. Zakorzeniony w ustalonych estetykach, myślowo przypomina wypracowanie na zadany temat. Barwne, błyskotliwe i natrętnie publicystyczne.

W trzech rozdzierających scenach Raczak pokazał klasę. Łącząc środki scenicznego wyrazu zmultiplikował sensy. ''Zmieńcie ten świat, odnówcie go''- mówi ''straszna kobieta przyszłości'' i oto rozmowa Czarowica z ukochaną zamienia się w poruszającą manifestację miłości niemożliwej, miłości czasów wojny, niespełnienia i walki płci.

Albo wywód nauczycielki o wartości sztuki zestawionej z życiem. Jest pijana, zapętla się i zbiera w bukiet sztuczne kwiaty. Za jej plecami egzekucje, a w żywym planie na ''pifko'' umawiają się robotnicy. Reżyser brawurowo balansuje na granicy efekciarstwa. Bo trzeba być pewnym swego, by w finale posłużyć się czerwoną płachtą tak, jak zrobił to Raczak.

Z kolei blok literacki festiwalu zainaugurowało wczoraj spotkanie wokół książki Johna Felstinera ''Paul Celan. Poeta. Ocalony. Żyd''. Celan, czyli ten, który nie wahał się podjąć próby dania świadectwa Zagładzie; wzajemne oświetlanie się twórczości poetyckiej i biografii; rodzinne miasto poety - Czerniowce jako ''ostatnia Aleksandria Europy''; Celan jako Żyd z Europy Wschodniej, który w twórczości nie zrezygnował z języka niemieckiego w kontekście powojennej historii - m.in. na tych wątkach skupili się uczestnicy rozmowy. A byli nimi: Ryszard Krynicki, poeta, tłumacz Celana, Krzysztof Czyżewski, szef Ośrodka ''Pogranicze - sztuk, kultur, narodów'', wydawca książki Wojciech Ornat oraz łódzki poeta i tłumacz Zdzisław Jaskuła.

(Łukasz Kaczyński, “Esteci rewolucji i Zagłady”, www.dzienniklodzki.pl, 16.09.2010)