Drukuj
W legnickim „Cyrano de Bergerac” mamy zagmatwaną historię miłosną, wojnę, oszustwo, zazdrość, intrygi. Okazuje się, że można to wszystko podać z niesamowitym smakiem i delikatnością, nie tracąc jednocześnie nic z wartkiej akcji.

Już na samym początku chce się dziękować twórcom tego spektaklu za to, że tak pięknie nam świat opowiadają. Mamy tu bowiem do czynienia z opowieścią o prostych ludzkich emocjach, problemach, dylematach, namiętnościach. Prostych w znaczeniu powszechnych, codziennych. Ale to właśnie takie sprawy składają się na nasze życie. I dlatego są wartościowe i należy o nich opowiadać. Ale sam fakt podejmowania takich tematów nic nie znaczy. Ważne jest przede wszystkim  jak się opowiada. A aktorzy Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy opowiadają wspaniale.

Przedstawienie zbudowane jest wokół postaci Saviniena de Cyrano de Bergeraca (na podstawie sztuki Edmonda Rostanda ), dzielnego dowódcy, poety, mężczyzny bardzo inteligentnego, ale ograniczonego w swych działaniach kompleksem posiadania dużego nosa. Ta przypadłość nie pozwala mu na wyjawienie uczucia, które żywi od dawna do swej kuzynki Roksany. Ona natomiast zakochuję się w Christianie de Nevillette (Paweł Palcat), który należy do gwardii Cyrano. Jest to mężczyzna równie piękny, co głupi. W tę miłość zostaje właśnie wplątany nasz główny bohater. Starając się pomóc obojgu pisze w imieniu Christiana niezwykle poetyckie listy do Roksany. Historia tego specyficznego miłosnego trójkąta rozgrywa się na tle wojennych zmagań gwardii francuskiej.

Mamy więc zagmatwaną historię miłosną, wojnę, oszustwo, zazdrość, intrygi. Sama już zatem fabuła nacechowana jest dynamiką i przekonuje widza. Ale okazuje się, że można to wszystko podać z niesamowitym smakiem i delikatnością, nie tracąc jednocześnie nic z wartkiej akcji.

Podnoszą się metalowe wrota. Naszym oczom ukazuje się grupa aktorów. Cztery kobiety w czerwonych sukniach suną w kierunku widzów. Ich kroki są dziwne, sylwetki zniekształcone. Co jakiś czas upadają na ziemię. Na spuszczonym z góry pomoście śpiewa ( a raczej krzyczy) aktor w czerwonej masce z dużym nosem. Jeszcze kilka postaci znajduje się na scenie, wszystkie wykonują gesty wysoce abstrakcyjne, wydaje się, że w jakiś sposób symboliczne. Muzyka jest bardzo głośna. A człowiek patrzy na to wszystko i zaczyna się bać, że zaraz zobaczy kolejną parabolę ludzkiej egzystencji. Bo przecież sztuka musi być wielka, albo chociaż głośna. Bo szkoda czasu na zwykłe historie bez patosu, bólu istnienia i wszystkich innych odmian weltschmertzu.

I tu na pomoc widzowi przychodzi sam Cyrano (Paweł Wolak). Wkracza na scenę w czarnych spodniach, marynarce i koszuli, jak najbardziej ze świata współczesnego. Ot, taki przeciętny mężczyzna. Wbiega na scenę i przerywa (jak się okazuje) próbę spektaklu właśnie o Cyrano de Bergeracu. Jemu samemu nie podoba się, jak chcą opowiadać to aktorzy. Bo, widać, nie ma sensu kombinować. Opada kurtyna i rozpoczyna się opowieść.

W pewnej chwili okazuje się, że jestem w czasach kiedy we Francji można było spotkać muszkieterów. Ale nie wciska się mnie w tę estetykę na siłę poprzez, na przykład, wymyślną scenografię. Pojawiają się jedynie odsyłacze do epoki w postaci kostiumów kilku bohaterów czy drobnych rekwizytów i subtelnej muzyki. I na tym tle można spokojnie obserwować relację między poszczególnymi postaciami. Wyraźnie rysują się typy każdej z nich, również za sprawą techniki gry aktorskiej nawiązującej do komedii dell’arte. Wyrazistość gestów, precyzja w posługiwaniu się słowem poetyckim sprawiają, że nie czujemy się wyobcowani z rzeczywistości rozgrywającej się na scenie.

Dodatkowo aktorzy często wchodzą w przestrzeń widowni. Ale bardzo subtelnie. Nie łamiąc iluzji teatralnej pokazują, że wydarzenia dzieją się obok nas, że poszczególni bohaterowie są również w naszej rzeczywistości. I tak obserwujemy z góry, z dołu, z boku ich zmagania z poszczególnymi sytuacjami. Obserwujemy z jakiejś odległości, ale jednocześnie jesteśmy blisko tego wszystkiego, co dzieje się na naszych oczach. Może podobnie jak w życiu jesteśmy blisko właśnie takich różnych historii. Przecież nie raz słyszymy, że: “on kocha ją, a ona innego, a tak naprawdę jego, tylko on o tym jeszcze nie wie i jej nie powie, bo się boi, a jeszcze inny też ją kocha i ogólnie to sporo dzieje się wokół”.

Ale dzieje się, bo się dziać musi i nie trzeba dodawać do tego wielkiego patosu, bo najciekawsze w takich historiach wypływa z samych zderzeń ludzi, emocji, sytuacji. Zbędne okazują się bogaty kostium czy wymyślna maska. Wystarczą ludzie z tym wszystkim, co bycie człowiekiem w sobie zawiera. A do tego słowo poetyckie wypowiadane z dużą lekkością i precyzyjna gra aktorska I można wówczas widzom pięknie świat opowiedzieć. Moim zdaniem tak winno się opowiadać, zwłaszcza w teatrze.

Cyrano de Bergerac w Teatrze im. H. Modrzejewskiej w Legnicy
Reżyseria: Leszek Bzdyl,  Krzysztof Kopka    

Paulina Chrzan, Fundacja Teatr Nie-Taki