Drukuj
Filmowa opowieść o zaginionym czołgu mogła być naprawdę śmieszna. Reżyser Jacek Głomb miał pod ręką wszystkie potrzebne ku temu atrybuty - fajny temat, grono świetnych aktorów oraz ekspertów od czeskiego humoru. Mimo to "Operacja Dunaj" jakoś nie śmieszy, a raczej rozczarowuje – ocenia Iwona Szajner.

Akcja toczy się wokół prawdziwej historii - inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w sierpniu 1968 r. Podczas polskiej interwencji jeden z czołgów zniknął. Weteran II wojny światowej, pieszczotliwe zwany Biedroneczką, gdzieś się zapodział. W filmie poznajemy fikcyjne losy tanka, który zamiast na Placu Wacława w Pradze, wylądował w… czeskiej knajpie. I to w sensie dosłownym - niezbyt rozgarnięta załoga (Maciej Stuhr, Bogdan Grzeszczak, Przemysław Bluszcz i Maciej Nawrocki) wjechała nim do gospody, rozwalając ścianę budynku i uszkadzając pojazd.

Trzeba przyznać, że sytuacja wyjściowa prezentuje się zabawnie. Czwórka polskich żołnierzy z zepsutym czołgiem i wrogo nastawieni mieszkańcy prowincjonalnego miasteczka. Spokojni, zdystansowani do wszystkiego Czesi oraz butni i waleczni Polacy. Konfrontacja, która stwarza okazję do niezliczonej ilości zabawnych wydarzeń.

Niestety w "Operacji Dunaj" nie udało się ich zbytnio wydobyć. Oczywiście poza pewnymi wyjątkami - jak na przykład powitalna mowa szefa zagubionych czołgistów - Edka (Bogdan Grzeszczak). Jego nieskładny wywód do osłupiałych Czechów to jedna ze śmieszniejszych scen tego filmu. Podobnie zresztą jak Maciej Stuhr zmywający naczynia i deklamujący czeską poezję czy opowieść o ucieczce balonem do Wiednia.

Generalnie jednak nasi aktorzy na tle ekipy zza południowej granicy wypadli zdecydowanie słabiej. Jiøí Menzel, Eva Holubova, Rudolf Hrusinsky, Martha Issova czy Jaroslav Du¹ek nie musieli się zbytnio wysilać, żeby ich postacie wzbudziły sympatię widzów. W sposób naturalny udało im się stworzyć klimat przypominający trochę kultowy serial komediowy "Allo, allo" o prowincjonalnym ruchu oporu w okupowanej przez Niemców Francji.

Polacy natomiast odegrali swoje role trochę topornie. O mocno przerysowanej kreacji Tomasza Kota czy przewidywalnym w każdym geście Zbigniewie Zamachowskim aż szkoda wspominać. Specjalnie nie zachwycił też Maciej Stuhr. Warto natomiast zwrócić uwagę na wspomnianego już Bogdana Grzeszczaka. Jako prostacki dowódca Biedroneczki wypadł nad wyraz wiarygodnie.

Wbrew zapowiedziom twórców, daleko "Operacji Dunaj" do "CK Dezerterów" czy szalonych przygód Franka Dolasa z "Jak rozpętałem drugą wojnę światową". Wielbiciele tych klasyków gatunku po obejrzeniu filmu Głomba mogą poczuć się rozczarowani. "Operacja Dunaj" miała być polską satyrą na przygodowe kino wojenne i na nasze narodowe przywary. Taka zabawna opowieść z poważną historią w tle. Zabrakło jej jednak subtelności i finezji.

W efekcie otrzymaliśmy grubo ciosany koszarowy żart o przyjaźni polsko-czeskiej. Szkoda, bo teatralna realizacja scenariusza autorstwa Roberta Urbańskiego (Teatr Modrzejewskiej w Legnicy) zebrała bardzo pozytywne opinie.

(Iwona Szajner, ”„Operacja Dunaj”: miało być zabawnie…”, www.kulturaonline.pl, 22.08.2009)