W środę, 5 sierpnia, w legnickim kinie Helios odbyła się premiera „Operacji Dunaj”. Projekcję poprzedziła promocja książki autorstwa Jacka Kondrackiego i Roberta Urbańskiego pod tym samym tytułem. Od 14 sierpnia film Jacka Głomba wyświetlany będzie w całej Polsce. Pisze Katarzyna Gudzyk.

Premierowy pokaz filmu i promocja książki „Operacja Dunaj” były okazją do spotkania z reżyserem (debiutantem w tej roli) obrazu Jackiem Głombem, scenarzystami oraz aktorami. Do Legnicy na chwilę zawitali Zbigniew Zamachowski (kapitan Czesław Grążel) i Maciej Stuhr (działonowy Florian Sapieżyński), a także czescy aktorzy młodego pokolenia.

Anegdota Sabadacha


Historia Biedroneczki – najpierw teatralna, a później filmowa – rozpoczęła się kilka lat temu. W 2006 roku na legnickich słupach ogłoszeniowych i teatralnych koziołkach pojawiły się informacje, że zaginął czołg. Akcja poszukiwawcza w stylu „ktokolwiek widział, ktokolwiek wie” poprzedziła teatralną premierę „Operacji Dunaj”. Pomysł na spektakl o czołgu, który zaginął w trakcie inwazji na Czechosłowację, wyłonił się z opowieści Michała Sabadacha.

– Michał opowiedział mi kiedyś o spotkaniu z pewnym kapitanem armii radzieckiej. Doszło do niego wiosną 1968 roku, kiedy wojska Układu Warszawskiego jechały na Czechosłowację. Akcja była ściśle tajna, ale przy wódce Rosjaninowi rozwiązał się język – opowiada Jacek Głomb, reżyser „Operacji Dunaj”. – Michał postanowił zatrzymać inwazję i przez kilka dni gościł u siebie Rosjan. W końcu ruszyli, ale zgubili czołg.
Anegdota, która znajduje potwierdzenie w dokumentach historycznych, stała się punktem wyjścia zarówno dla spektaklu, jak i filmu, nad którym Jacek Głomb rozpoczął prace w 2008 roku.

– Nie chciałem przenosić teatru do kina – podkreśla Głomb. – Film jest inną opowieścią, bo zupełnie inaczej opowiedzianą. Tym, co pozostało wspólne dla obydwu produkcji, jest właśnie anegdota Michała i imiona bohaterów.

W ten sposób powstał pierwszy w historii polskiego kina film nawiązujący treścią do inwazji „bratnich” armii na Czechosłowację. Reżyserski debiut Jacka Głomba jest interesujący nie tylko dlatego, że podjął ciekawy wątek historyczny, ale przede wszystkim ze względu na komediowy charakter opowieści.

Do śmiechu i do płaczu


Historia prawdziwego czołgu staje się pretekstem do snucia fikcyjnej opowieści. Jak mówi reżyser, nie jest to film o rzeczywistych wydarzeniach, ale o tym, co Biedroneczce mogło się przydarzyć. W tej historii ważniejsi niż fakty z przeszłości okazują się ludzie i ich losy. Film miał być o ludziach i dla ludzi.

– Chciałem, aby powstał film dla ludzi, nie dla krytyków – podkreśla Głomb. – Rzecz dotyczy historii, ale opowiada o niej w sposób głęboko ludzki. Nie chciałem w tym filmie ideologii. Zależało mi, na historii ludzi, która wykracza poza stereotyp zwykłego Polaka i Czecha.

Z takiego myślenia powstał film, który ma w sobie coś z poetyki „CK Dezerterów” „Przygód dobrego wojaka Szwejka”, a nawet „Czterech pancernych”, ale jednocześnie staje się ich pastiszem, sam natomiast pozostaje szlachetniejszy w formie.

– Załoga Biedroneczki nie kieruje się „szlachetnymi intencjami”. Oni nie są bojownikami o wolność i demokrację – nakreśla reżyser. – Ale to, czego doświadczają w Czechosłowacji, zmienia ich. Stają przed zadaniami, które ich przerastają i przegrywają jako żołnierze, ale wygrywają jako ludzie.

Owa przemiana bohaterów sprawia, że film staje się opowieścią z gatunku „i do śmiechu, i do płaczu”. Momentami w tej polsko-czeskiej komedii mniej jest komedii, a więcej refleksji nad ludzką kondycją i dążeniem do szczęścia, ale całość pozostaje spójna i ogląda się dobrze.

Czeski film

Filmowa opowieść dotyczy wspólnych losów Polaków i Czechów. Akcja „Opowieści Dunaj” toczy się na czechosłowackiej prowincji. Biedroneczka (czołg T-34) utknęła w ścianie gospody. Za sprawą tego zdarzenia możemy przyjrzeć się nie tylko lokalnej społeczności, ale przede wszystkim aktorskim umiejętnościom, jakie prezentują czescy aktorzy. Zarówno Eva Holubová, jak i Jiøí Menzel (opiekun artystyczny filmu) czują się świetnie w lekkiej komediowej konwencji. Snują opowieść rodem z czeskiej gospody, niespieszną, pełną humoru i ironii najwyższej próby oraz dystansu do świata i wydarzeń. Jest w tej grze jakiś umiar i skromność, czego, niestety, momentami brakuje polskim aktorom.

Mimo to „Operacja Dunaj” to film z naprawdę mocną obsadą. Na planie spotkali się m.in. Maciej Stuhr, Zbigniew Zamachowski, Przemysław Bluszcz, Tomasz Kot, Eva Holubová, Jiøí Menzel (zdobywca Oscara) i Bolek Polívka.

Czas na wspomnienia


Premierowy pokaz „Operacji Dunaj” był też okazją do wspomnień. – Na planie przeżyłem naprawdę fantastyczne rzeczy – wyznaje Jacek Głomb. – Nie byłoby mi to dane, gdyby nie to, że udało się zaprosić fantastycznych gości. To zostanie we mnie na zawsze.

Spotkanie na filmowym planie zapamiętają też aktorzy. – Na pierwszych próbach czołgiem były cztery krzesła, nic więc dziwnego, że kiedy na planie mieliśmy wejść do prawdziwego czołgu byliśmy tym „podjarani” – opowiada Maciej Stuhr. – Jednak miny szybko nam zrzedły, gdy musieliśmy się wcisnąć do środka, bo czołg nie jest środowiskiem przyjaznym dla aktora. Teraz, kiedy oglądam sceny w czołgu, zamykam oczy, żeby nie przypominać sobie tego wszystkiego.

Zupełnie inne wspomnienia z planu ma Zbigniew Zamachowski. – A ja miałem pełen komfort – przyznaje Zbigniew Zamachowski. – Moja filmowa żona, Asia Gonshorek, przez większość czasu woziła mnie w koszu motocykla. Mam więc wspomnienia trochę jak z wakacji. Piorunujące wrażenie zrobiły też na mnie umiejętności Jiøíego Menzla, również dlatego, że jestem fanem czeskiego kina.

Wszystko to, o czym barwnie i sentymentem opowiadali twórcy obrazu, widzowie będą mogli oglądać na dużym ekranie od 14 sierpnia. Tym, którzy wyżej od taśmy filmowej cenią papier, polecamy książkę Jacka Kondrackiego i Roberta Urbańskiego.

(Katarzyna Gudzyk, „Czterej pancerni i Biedroneczka”, Konkrety.pl, 12.08.2009)