Nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem: rozdzierać szat nad minioną świetnością Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu, roztkliwiać się, wspominając urok wielkich produkcji i nic nie robić. Nie jesteśmy ani Hollywoodem, ani Bollywoodem. Mamy za to własnych świetnych twórców i charyzmatycznych organizatorów. Wykorzystajmy szansę – namawia Małgorzata Matuszewska.

Festiwal Era Nowe Horyzonty ma ugruntowaną  narybku markę. Byłoby wstyd, gdyby gospodarz igrzysk olimpijskich nie wystawiał własnych graczy. Czy to w teatrze, czy w kinie, bez pudła można liczyć na wrocławiankę Kingę Preis – film„Cztery noce z Anną” Jerzego Skolimowskiego (wcześniej pokazany w Cannes), w którym zagrała tytułową rolę, otworzył imprezę.

Niedawno przekonaliśmy się, że wpływ filmowców na rzeczywistość jest realny i ogromny. W konkursie Nowe Filmy Polskie startuje wstrząsający dokument „Trzech kumpli” wrocławianki Ewy Stankiewicz i Anny Ferens o losach Bronisława Wildsteina, Lesława Maleszki i Stanisława Pyjasa. Konkurs to także smutna okazja, by zobaczyć „0-1-0” Piotra Łazarkiewicza, niedawno zmarłego reżysera, mocno związanego z Dolnym Śląskiem.

Na Dolnym Śląsku mamy świetne nazwiska. Znani reżyserzy nie składają broni. Niezniszczalna jest legenda „Wielkiego Szu” Sylwestra Chęcińskiego, przeboju lat 80. Wszystko wskazuje na to, że film doczeka się sequelu.

Waldemar Krzystek („W zawieszeniu”, „Zwolnieni z życia”, „Ostatni prom”), reżyser związany z Legnicą i Wrocławiem, zrealizował swoje marzenie i nakręcił„ Małą Moskwę”, pokazującą niedawne czasy, kiedy to w Polsce stacjonowały sowieckie wojska.

Niezwykle oryginalne kino to domena Jana Jakuba Kolskiego („Jańcio Wodnik”, „Historia kina w Popielawach”). Kolski pracuje nad swoim najnowszym obrazem „Afonia i pszczoły”.

Przemysław Wojcieszek (filmy „Głośniej od bomb”,„W dół kolorowym wzgórzem”) zaczął pracę nad filmową wersją „Made In Poland”,a jeden z akredytowanych widzów Ery, który wygra konkurs, zostanie asystentem reżysera.

Wkrótce w roli filmowca zadebiutuje Jacek Głomb, jeden z najważniejszych polskich twórców teatralnych. Nakręci „Operację Dunaj”, obraz o inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku. Opiekę artystyczną nad przedsięwzięciem sprawuje i zagra jedną z głównych ról Jirzi Menzel, znakomity czeski reżyser filmowy i aktor, współpracujący z Bohumilem Hrabalem.

Choć Era powoli staje się dumą Wrocławia i Dolnego Śląska, to warto przypomnieć, że dolnośląskich filmowych festiwali mamy mnóstwo. Od szacownych, jak KAN, Najnowsze Kino Polskie Cinegrad, po stawiającą pierwsze kroki nową imprezą dla scenarzystów Interscenario. Dobrze, że w programie Interscenaria znalazły się nie tylko projekcje, ale także warsztaty i wykłady. Filmowcy muszą uczyć się nawzajem i kształcić nowe pokolenia, bo kto po nich będzie kręcił filmy?

Na szczęście nie zostały zrealizowane plany sprzed lat ściągnięcia Marka Żydowicza i jego Camerimage, poświęconego twórcom zdjęć filmowych, bo Dolny Śląsk jest już po pierwszej edycji Festiwalu Reżyserii Filmowej w Świdnicy, zorganizowanego staraniem Stanisława Dzierniejki – kiedyś szefa kina Dworcowego we Wrocławiu i reżysera Wiesława Saniewskiego.

W dawnym Dworcowym działa ACF Dworcowe, czyli Akademickie Centrum Filmowe, ośrodek skromny, ale ambitny i z tradycjami. Mamy też drobiazgi, jak „Produkty filmopodobne. Kicz w polskim kinie”, czyli cykl poświęcony najgorszym polskim produkcjom. Szkoda czasu.

Marzy mi się twarda i ostra polityka Wytwórni Filmów Fabularnych, w której ostatnią wielką produkcją była „Straż nocna” Petera Greenawaya przed dwoma laty. Oby Robertowi Gawłowskiemu, nowemu dyrektorowi WFF, nie zabrakło siły i wytrwałości. Żeby – mówiąc wprost – ktoś coś wreszcie zrobił z Wytwórnią, zanim umrze.

Bo na razie rządzi ATM, z imponującym wachlarzem propozycji. Może niezbyt ambitnych (nie wszyscy muszą kochać „Kiepskich”, choć popularność serialu jest ogromna, a kto zna „Allo, allo”, niekoniecznie uzna za świeży i odkrywczy scenariusz „Halo, Hans!”), za to przynoszących zysk. ATM stawia nie tylko na seriale, ale produkuje także teleturnieje, tzw. telewizję emocjonalną z programem„Zerwane więzi”, szukającym ludzi, którzy stracili ze sobą kontakt.

Na Dolnym Śląsku nie brakuje filmowych miejsc. To we Wrocławiu Mike van Diem kręcił „Character”, bo nasze miasto jest bardziej podobne do Amsterdamu z początku XX wieku, niż dzisiejszy Amsterdam do siebie samego. Wrocławskich zaniedbanych śródmiejskich podwórek wciąż nie trzeba specjalnie postarzać, by wystąpiły w filmie. Mieszkańcy Mierniczej przyzwyczaili się do filmowych ekip i wśród kamer czują się jak w domu.

Karkonosze grały Narnię w ekranizacji powieści C.S.Lewisa, dzięki czemu „zarabiały na siebie”, bo filmowcy musieli zapłacić za badania wodospadu Kamieńczyk wymagającego remontu zabezpieczeń. Jak się okazuje, film i związane z nim wydarzenia to nie tylko niewygodne zamykanie ulic i terenów turystycznych. Na produkcji i organizacji imprez można zarabiać. I trzeba o tym pamiętać.

Oczy filmowej Polski patrzą na Wrocław, gdzie trwa 8. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty. Zapracowaliśmy na to, by co roku latem stawać się centrum filmowego świata i sięgać poza horyzont wyobraźni?

(Małgorzata Matuszewska, „Na Dolnym Śląsku kino moje widzę ogromne”, Polska Gazeta Wrocławska, 19.07.2008)