Nudny mecz Polaków z Czechami oglądałem w nieodległym Trutnovie, jako część trzydniowego weekendowego pikniku poślubnego. Pękły cztery beczki piwa, dwie czescy przyjaciele dokupili nam na pocieszenie.

W piątkowy wieczór szlag trafił wieloletnie zabiegi zdrowotnej propagandy przekonujące o zgubnych skutkach nikotynizmu. Tytoń stał się narodowym bohaterem, co wyszedł nam na zdrowie i dał nadzieję.

Warto było czekać. Satyrykonowy wieczór poświęcony piosenkom Jana Kaczmarka przypomniał, że kabaret i bezmyślny rechot to różne sprawy. Robienie jaj pozostawiono kurom. Serce i rozum pieszczono liryką i autoironią.

Od kilku tygodni czuję się jak tytułowe zwierzę. Tym razem nie chodzi jednak o Kłapouchego przyjaciela Kubusia Puchatka, ale o bohatera wierszyka Aleksandra Fredry. Wyjaśnię.

Chodzi rzecz jasna o picie mleka i akcję promocyjną, którą wśród legnickich dzieci firmował generał i jedyny polski kosmonauta. Było miło, bo i dziennikarze zachowali się jak dzieci pogubione na mlecznej drodze.

W legnickim oddziale Gazety Wrocławskiej zwolniono właśnie ostatniego dziennikarza ze stażem, doświadczeniem i dorobkiem. Czarny scenariusz likwidacji lokalnej prasy przejętej przez bawarskich wydawców dobiega finału.

Mamy już skład kadry i oficjalny przebój polskiej reprezentacji na mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Spoko. Za kilka tygodni będziemy wiedzieć, co jest tu większym obciachem i porażką. Albo zdarzy się cud.

Zrealizowane w pobliskim Chojnowie telewizyjne show kuchenne zapowiadano w minionym tygodniu w lokalnych mediach jak sensację. Obejrzałem. Zapamiętałem naleśniki z serem i fryzurę gwiazdy.

„Nie oddamy wam telewizji Trwam”  śpiewali i wykrzykiwali w Warszawie demonstranci pod kancelarią premiera. Najzupełniej słusznie, bo żeby oddać, ktoś inny musiałby chcieć wziąć. Nie znam takiego.

Taki jest aktualny rezultat policyjnej batalii z miłośnikami nowego sportu walki, który tym różni się od tych pokazywanych w telewizji, że jest ponoć nielegalny, a rejestracji z zawodów dokonują kompletni amatorzy.