Drukuj

Dyrektor salezjańskiego gimnazjum zabawiał się z uczniami w sposób, który – najzupełniej słusznie - wywołał ogólnopolski skandal. To jednak mały pikuś przy piruetach prokuratury, kuratorów i rodziców.

Lubińska telewizja pokazała zdjęcia, na których widać tę „niewinną” zabawę. Ksiądz dyrektor każe dziewczętom i chłopcom zlizywać sobie z gołych kolan bitą śmietanę. Zdjęcia i komentarze  obiegły wszystkie krajowe media. Sprawca skandalu nie widzi w tym nic nagannego. Ot, kultywowana od lat szkolna tradycja pasowania na ucznia. Ani mnie to nie dziwi, ani zaskakuje. Bo jakże to krytykować zachowania wielebnego i reprezentowaną przez niego instytucję?

Jest jednak w tej sprawie coś zdecydowanie bardziej obrzydliwego, niż skandaliczne zachowanie zakonnika. To reakcja ludzi i urzędów, którzy - już po pierwszym  medialnym sygnale o zdarzeniu - natychmiast powinni zająć się sprawą, by wyjaśnić, co tak naprawdę wydarzyło się w czasie salezjańskich otrzęsin. Tymczasem wszyscy – podkreślam wszyscy – niczym strusie schowali głowę w piasek, a co gorsze ewidentnie starali się zamieść problem pod dywan, a sprawie błyskawicznie ukręcić łeb.

Zdumiewające było zwłaszcza stanowisko prokuratury i kuratorium. Obie te instytucje we wtorek nie widziały żadnego problemu natury prawnej i wychowawczej, uznając zdarzenie za, co najwyżej, niestosowne, niesmaczne i niekulturalne. Powiadomiona przez policję prokuratura w ogóle nie chciała zająć  się sprawą. „Ksiądz nie działał w celu zaspokojenia popędu seksualnego. Świadczy o tym kontekst: fakt, że sytuacja miała miejsce w dużej grupie ludzi, że przyglądali się temu nauczyciele, robiono zdjęcia, miało to formę zabawy” - tłumaczyła rzeczniczka legnickiej prokuratury.

Skąd prokuratorka posiadała wiedzę, co naprawdę działo się na salezjańskiej fuksówce, czy opublikowane zdjęcia, to wszystkie, jakie dokumentowały zdarzenie, a już szczególnie to rozstrzygające, że „ksiądz nie działał w celu” -  tego rzeczniczka nie wyjaśniła. Najwyraźniej przeprowadzanie jakichkolwiek czynności sprawdzających uznano w tej instytucji za całkowicie zbędne.  Wylizany przez dzieciaki ksiądz dyrektor nie widzi problemu? Po cóż on zatem prokuratorom.

W środę, gdy medialna fala dotarła na szczyty i do najdalszych zakątków kraju, ta sama prokuratura – nadal nie wykonując żadnych czynności  w sprawie– radykalnie zmieniła stanowisko. „W trakcie czynności sprawdzających prokurator oceni, czy nie zostały zrealizowane znamiona przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności mającego postać doprowadzenia małoletnich poniżej 15. roku życia do wykonania tzw. innej czynności seksualnej oraz ewentualnie innych przestępstw. Jak wynika z uzyskanych z Komendy Powiatowej Policji w Lubinie informacji, do tamtejszej komendy wpłynęło zawiadomienie o przestępstwie w tej sprawie”.

Nawet nie chce mi się spekulować, kto i do kogo zadzwonił w tej sprawie. Bo że zadzwonił, nie mam najmniejszej wątpliwości. Widocznie ktoś w krajowej prokuraturze zrozumiał nieco więcej ze skutków afery Amber Gold, niż prokuratorzy w Lubinie i Legnicy. Podobnego zwrotu przez rufę dokonali, także w środę, urzędnicy dolnośląskiego kuratorium. W obu przypadkach nie oznacza to wcale, że sprawa znajdzie należny jej finał. Myślę, że wątpię, co podpowiada mi wieloletnie dziennikarskie doświadczenie.

Jeszcze bardziej obrzydliwe i zdumiewające jest w tej sprawie stanowisko rodziców dzieci uczestniczących w „zabawie”. Za namową zakonników i przy użyciu swoich pociech jako narzędzi rozpoczęli nagonkę na media, które ujawniły skandal. Przed siedzibą lokalnej telewizji odbyła się nawet pikieta z żądaniem… przeprosin! Zapewniam, jestem trzeźwy! Zdaniem protestujących przeciw „manipulacji mediów” przepraszać ma nie sprawca skandalu, nie jego milczący przełożeni z legnickiej kurii, ale ci, co obrzydliwą praktykę ujawnili.

Wydawało mi się, że są granice smaku i granice interesownego lizusostwa. Salezjanie to lubińska potęga, choć wyrosła także na kryminalnych kantach i oszustwach. Rozumiałbym w tej sytuacji nawet całowanie krzyża, choćby i na kolanach. Ale żeby tak zdecydowanie poniżej i tam, gdzie traci on już swą anatomiczną i szlachetną nazwę?

Dziennikarski nos i praktyka podpowiada mi coś jeszcze. Jeśli w tej sprawie kogoś skrócą o głowę, to właśnie – jak sądzę - wyłącznie żurnalistów. Ostatecznie już starożytni Persowie ścinali posłańców złych wiadomości. Można o tym poczytać także w greckich mitach. We współczesnej nam praktyce to częstsze niż się wydaje. Wiem, bom doświadczył. Nie raz.

Żuraw, 19 września 2012 r.