Drukuj

„Nie oddamy wam telewizji Trwam”  śpiewali i wykrzykiwali w Warszawie demonstranci pod kancelarią premiera. Najzupełniej słusznie, bo żeby oddać, ktoś inny musiałby chcieć wziąć. Nie znam takiego.



Inne z haseł, przeniesione wprost ze stadionów, adresowane było już bezpośrednio do szefa rządu. „Zmykaj matole idą katole” miało demonstrować siłę i determinację.  Jednak mimo wielkiej i ogólnopolskiej akcji mobilizacyjnej w parafiach i partyjnych biurach, a także wyjątkowo sprzyjającej pogody, demonstrantów było mniej, niż kibiców na równolegle rozgrywanym meczu warszawskiej Legii z poznańskim Lechem.

Co nie znaczy, że było ich mało, bo ponad 20 tysięcy. Nie jest to bez znaczenia, bo oznacza, że było ich więcej, niż widzów telewizji, w obronie której demonstranci zjechali do stolicy. Telemetria jest bezlitosna. Telewizję Trwam, która z satelity i kabla dociera do 10 milionów Polaków, ogląda średnio jednego dnia około 10 tysięcy z nich. W porywach więcej, bo aż 50 tysięcy. Najwyraźniej chętni do jej oglądania są w tej liczniejszej grupie rodaków, którzy nie mają tej możliwości. Myśl, że nie chcą jej mieć, byłaby zapewne zbyt radykalna i odważna. Nawet obrazoburcza.

„To jest atak na prawa katolików” – tak naczelny wódz formacji Pieprz i Sól skomentował decyzję Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która odmówiła nadawcy Trwam koncesji na nadawanie cyfrowe w ramach tzw. pierwszego multipleksu. O związanym z tym zagrożeniu wolności i dyskryminacji mówił także toruński zakonnik, organizator i szef medialnej grupy spod znaku krzyża i Maryi, ale także jeden z trzech prywatnych właścicieli fundacji Światło Prawdy, która realizuje i nadaje telewizyjne programy. Żaden z nich nie zaapelował jednak, by „katole” użyli pilotów i zrezygnowali z oglądania głupich teleturniejów, seriali, durnych śpiewów i tańców, a przede wszystkim zmanipulowanych wiadomości nadawanych przez szatańską konkurencję. Aby w ten najprostszy sposób dali znak przywiązania do wartości i wsparli propagującą je stację. Pewnie zapomnieli.

Protest w imię pluralizmu poparli także biskupi i redaktorzy naczelni polskich mediów katolickich i prawicowych. Wśród nich były legnicki senator i dyrektor lokalnej, kościelnej rozgłośni radiowej. „Nieprzejrzystość procesu koncesyjnego, budzi nasze głębokie zaniepokojenie. Podawane powody wyboru tych, a nie innych nadawców, pominięcie stacji nadającej już niemal dekadę, mającej zaplecze techniczne i finansowe, a także silne wsparcie setek tysięcy ludzi, nie znajdują w naszej ocenie uzasadnienia” – napisali katoliccy żurnaliści w liście do przewodniczącego KRRiTV.

Z tym poparciem  setek tysięcy (są i tacy, co mówią o dwóch milionach) lekko przesadzili, ale o tym już było. Niech tam. Z jednym trafili w sedno. Nieprzejrzystość także mnie niepokoi. Wniosek nadawcy Trwam jest bowiem jedynym, którego tajność zastrzegli jego autorzy. Nie dziwi mnie to szczególnie. W moim kraju finanse Kościoła, a zwłaszcza wszelkie świadczenia państwa, samorządów, a nawet osób prywatnych, które obniżają sobie podstawę opodatkowania, przekazując pieniądze na jego rzecz, a nawet dla prywatnych podmiotów z nim związanych, okryte są tajemnicą specjalnego znaczenia. Strzeżoną przed wszystkimi wścibskimi i organami państwa. Także przed wiernymi. Najlepiej  wie o tym toruński zakonnik, który od zawsze miał problemy z rozliczeniem ofiar i datków. Nie tylko tych, które onegdaj zbierał na ratowanie stoczni.

Tak czy inaczej mamy kolejny (po smoleńskim) antynarodowy spisek, dzięki ujawnieniu którego można mobilizować i wyprowadzać ludzi na ulice. Nie ma przecież znaczenia, że Trwam nie nadaje w ogóle analogowo i nie grozi jej przyszłoroczne wyłączenie nadajników. Uliczne demonstracje pokazywane i komentowane przez konkurencję, opisywane w gazetach, recenzowane przez polityków z lewa i prawa, to przecież świetna i darmowa reklama dla stacji, której 9 mln 950 tys. potencjalnych widzów nie ogląda i nie chce oglądać. Ważna sprawa dla nadawcy, któremu dziesięcioletnia koncesja wygasa już w marcu przyszłego roku. Nowa będzie kosztować. Niemało.

Jedno jest bezdyskusyjne. „Nie ma teraz wolności! Jest dzicz! Naszym celem jest Polska niepodległa” – wykrzykiwał do demonstrantów polityczny lider opozycji, „narodu smoleńskiego” i „prawdziwych katolików” (reszta to wiadomo - koniunkturaliści i zdrajcy). No, wreszcie odrobina prawdy. Nie chodzi bowiem, ani o wydumane zagrożenia dla wiary i krzewiącej ją telewizji, lecz o władzę i długi marsz do prezydenckiego pałacu. Żaden wstyd. Po co zatem udawać?  Tym bardziej, że marszów i demonstracji będzie tej wiosny coraz więcej. Legnicki w intencji Trwam, też ma być. Ponoć już 3 maja. Liczy się wszak zadyma i sondażowe słupki. Tylko to, trwa mać…

Żuraw, 22 kwietnia 2012 r.