To nie aktorka Joanna Szczepkowska, a  Leszek Miller obalił w Polsce komunizm. Dziś to jest już oczywiste. Tak jak i to, że gotów jest obalić każdy kolejny system i rząd, w którym pozbawiony będzie władzy.



Zdjęcia byłego sekretarza KC PZPR  śpiewającego pod Sejmem „Mury” Jacka Kaczmarskiego razem ze związkowcami Solidarności, by wspólnie dokopać rządzącym za planowane reformy emerytalne, obiegły sieć i stacje telewizyjne lotem błyskawicy. Jedni kręcili głową z niedowierzaniem, inni kpili i szydzili, nielicznych to oburzyło. Niesłusznie.

Były premier, a po raz kolejny lider SLD, to wzorcowy przykład polityka naszych czasów. Typowy cynik i kłamczuch, koniunkturalista bez żadnych poglądów, dla którego jedynym celem jest władza. Za komuny nie śpiewał zatem „Lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń”, ani „Boże coś Polskę”, ani tym bardziej wywrotowego refrenu „Wyrwij murom zęby krat”. Chociaż w tym ostatnim przypadku nie jest to takie pewne. Bo „Mury” owszem, za komuny śpiewał, zresztą do spółki z Aleksandrem Kwaśniewskim. Choć tylko jeden raz, do tego na totalnej bani i wyłącznie na teatralnej scenie.

Wiosną 2004 w legnickim teatrze odbyła się premiera sztuki Macieja Kowalewskiego „Obywatel M. – historyja” w reżyserii Jacka Głomba. Nikt nie miał wątpliwości jaki życiorys posłużył artystom do skonstruowania postaci głównego bohatera Ludwika M., którą na scenie grał Tadeusz Ratuszniak. Tak jak jasne było, kim był pierwowzór młodego towarzysza z Centralnego Komitetu Oleandra K., który „kiedyś zostanie prezydentem”, zagranego przez Przemysława Bluszcza. To właśnie w tej sztuce jest scena, w której obaj, mocno już pijani, śpiewają „Mury”.

Jeszcze ciekawsza była jednak poprzedzająca ten moment wymiana zdań, między naszymi bohaterami. Prawdziwa perełka:
Ludwik M.: - Kurwa, najgorszy jest ten pęd do władzy. Władza! Władza! I pod siebie. I władza! Ja rządzę!
Oleander K.: - Może rzeczywiście ta polityka nie dla nas? (wypijają kolejny kieliszek wódki)
Ludwik M.: - Bo ja ci powiem, Oleander, my po prostu jesteśmy za uczciwi do tego interesu.
Oleander K.: - Za prostolinijni.
Ludwik M.: - A to żeś walnął z grubej rury.

Wybuchy śmiechu na widowni były do przewidzenia. Nie do przewidzenia było jednak, że artystyczna wizja - po wielu latach – stanie się faktem i Obywatel M. zaśpiewa „Mury” już na trzeźwo, a do tego na wiecu pod Sejmem RP.  Można pogratulować twórcom przedstawienia. Najwyraźniej wieszcze zdolności mieli nie tylko Słowacki i Mickiewicz.

Tym razem to jednak M. walnął z grubej rury. Robi co może, by uwalić plan emerytalny Tuska, choć jako premier  (i właśnie w roku premiery opisanej powyżej teatralnej opowieści)  zapewniał Polaków, że właśnie taka reforma (znana jako plan Hausnera) jest absolutną koniecznością. „Tego wymaga odpowiedzialność za państwo i okaże się, kto rzeczywiście - nie tylko w deklaracjach - wykazuje taką odpowiedzialność" – mówił ten sam człowiek, stojący ówcześnie na czele rządu i tej samej co dziś partii. Więcej! Leszek Miller mówił tak jeszcze kilka miesięcy temu! Nie wierzycie? Oto cytat z listopada 2011 r.: „Kiedy słyszę, jak pani marszałek Sejmu mówi, że na najbliższym posiedzeniu izby nie będą rozpatrywane żadne istotne ustawy, podpowiadam - sięgnijcie po plan Hausnera”. Tego już żaden dramaturg, ani satyryk, by nie wymyślił.

Szef SLD dwoi się i troi, przebiera nogami, by ponownie dorwać się do władzy. Nieważne z kim, nieważne za jaką cenę. Wie skąd wiatr wieje. Przedstawia zatem siebie jako obrońcę słabych i krzywdzonych przez wredną władzę. Tyle, że to lewicowiec z tych, co to modlą się pod figurą, a diabła mają za skórą. Do tego z wyjątkowo selektywną pamięcią. Nie pamięta zatem, że w czasach swoich rządów (2001–2004) właśnie najsłabszym odbierał pieniądze i uprawnienia: studentom, osobom niepełnosprawnym, barom mlecznym, kobietom w ciąży, samotnym matkom.

„Leszkowi Millerowi dobrze wychodzą tylko bon moty i pouczanie innych. Oczywiście najlepsze jest powiedzonko, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy. Do tej pory Miller kończył już kilka razy. Za każdym – marnie”. To nawet nie moje. To cytat z partyjnej koleżanki M. Joanny Senyszyn.

Osobiście wolę inne jego powiedzonko z przeszłości. „Jeśli SLD obieca gruszki na wierzbie, to one tam wyrosną”. To przynajmniej zdanie godne rasowego polityka. Gruszki, co prawda, nigdy nie wyrosły, ale kto by się przejmował drobiazgami. Ważne, żeby słupki poparcia rosły. Tym razem nie urosną. Historyja Obywatela M. zamieniła się w komedyję.  A nasz bohater? To już tylko… premier aprilis.

Żuraw, 1 kwietnia 2012 r.