Drukuj

Awantura o podatek od miedzi i srebra nabiera rozpędu. Trwa gigantyczne pranie mózgów. Nie ma rady. Muszę to napisać. To premier ma rację w tym sporze. Wbrew lokalnym egoizmom i miejscowym inżynierom manipulacji.

Sam trochę nie wierzę, że to piszę. Na co mi przyszło. Bronić państwowej władzy z pozycji prowincjonalnego kłapacza, wbrew niemal wszystkim lokalnym politykom i zmanipulowanej przez nich opinii publicznej. Czasami jednak trzeba pod prąd. Nie tylko dlatego, że „z prądem płyną tylko śmiecie” (Zbigniew Herbert). Trzeba nawet wbrew większości. W imię prawdy, uczciwości i zapomnianej już zasady solidarności społecznej.

Przeciw opodatkowaniu KGHM od wydobywanych przez tę spółkę metali są miedziowi baronowie, lokalne samorządy i wybierani w regionie politycy. Co oczywiste, także miedziowe związki. Zarówno te z lewicy bezbożnej Zbrzyznego, jak i te z solidarnościowej lewicy pobożnej Czyczerskiego. Dziwna to jednak lewica, która bezwzględnie lobbuje na rzecz interesów akcjonariuszy, a zatem w interesie prywatnych (w 70 procentach) właścicieli KGHM, a przeciw interesom państwa polskiego, czyli zdecydowanej większości obywateli. Przy okazji manipulując mediami i opinią publiczną, traktując demokratycznie stanowiony rząd działający w imieniu tej większości jak władzę okupacyjną. Oto prawdziwa pokomunistyczna pozostałość po PRL. Trudno będzie się do tego przyznać, nieprawdaż?

Jednak rozumiem, dlaczego to robią. We własnym egoistycznym interesie. Przecież to właśnie w zagłębiu miedziowym realizują swoje ekonomiczne interesy, tu wykuwają swoje polityczne kariery, które zależą od miejscowych wyborców. Oni zatem tak muszą. Zawsze tylko z prądem. Rozumiem, ale radykalnie się nie zgadzam. Dlaczego? Przedświątecznie kłapałem już o tym („Ludzkim głosem”), ale fragment muszę powtórzyć.  Muszę, bo hucpa goni bzdurę. Czytam przecież o „skoku na kasę”, „pętli zakładanej na szyi”, „dojeniu KGHM”, o widmie zamykania kopalń i hut, o straszeniu bezrobociem i karleniem lokalnych budżetów. O czym jednak nie czytam, bo jakoś nie piszą? No właśnie…

Oto prywatna firma, jaką od wielu lat jest Polska Miedź (państwo ma ledwie 30 procent własności), eksploatuje z ogromnym zyskiem miedziowe złoże, które należy do państwa. W  stu procentach do państwa. Miedź i srebro zawarte w skałach między Lubinem i Głogowem nie jest własnością KGHM, ale wszystkich mieszkańców naszego kraju. Wszyscy zatem powinni czerpać korzyści z eksploatacji tego ogólnonarodowego skarbu. Także ze światowej koniunktury na te cenne metale.  Zwłaszcza, że mówimy o eksploatacji, a zatem o procesie, który jest nieodwracalny. Miedzi i srebra w naszej ziemi będzie już tylko ubywać.

Tak pisałem w grudniu. Wreszcie, kilka dni temu, usłyszałem od Donalda Tuska: „Do tej pory z dobra narodowego korzystali tylko mieszkańcy regionu, a to jest niesprawiedliwe wobec mieszkańców biedniejszych rejonów. Wszyscy obywatele Polski powinni się od wielu lat czuć zaniepokojeni, że nie korzystają nawet w ułamku z tego dobra narodowego, jakim jest miedź, tak jak pracownicy KGHM i mieszkańcy Zagłębia. Uważam, że to nie jest fair”. Nareszcie. Lepiej późno, niż wcale. Co – rzecz jasna – nie zakończy sporu. Przeciwnie.

Miedziowi związkowcy już szykują „debatę” czyli pręgierz i przesłuchanie naszych parlamentarzystów,  by – jak napisali - z otwartą przyłbicą przyznali, czy zagłosują za tym „drakońskim podatkiem”. Kibole nazywają taką sytuację ustawką, czyli mordobiciem na życzenie. Przypomnę zatem posiadaczom poselskich i senatorskich mandatów, że zgodnie z konstytucją i ślubowaniem są reprezentantami całego narodu. Bez względu na okręg wyborczy, z którego startowali, bez względu na legitymację partyjną noszoną w kieszeni. Wiem. Jestem naiwny. Ani odwaga, ani uczciwość, nie są objęte immunitetem. To nie jazda na podwójnym gazie.

To jednak tylko preludium awantury. Najazd na Lubin szykuje już PiS i to w odświętnym garniturze swoich czołowych  liderów.  Znowu rozumiem. Jest przecież wyjątkowa okazja by dokopać rządowi, a w regionie ustawić się w roli „przyjaciela ludu”.  Głupio byłoby nie skorzystać. Dochodzi jednak do zaskakującego paradoksu. Oskarżane o liberalizm platfusy stają w sprawie miedziowej daniny po stronie… Polski solidarnej, zaś pisiory i twórcy tego propagandowego sloganu lokują się po stronie… Polski liberalnej. Któż jednak przejmowałby się logiką i konsekwencją w polityce? Jak mówią Anglicy: „traci czas, kto szuka tłustego wieprza u Żyda, prawdy u hipokryty, wiary u pochlebcy, milczenia u kobiety, a cnoty w złym towarzystwie”.

Jednego tylko nie rozumiem. Zdaniem krytyków podatek od miedzi i srebra ma szkodzić KGHM, regionowi i Polsce. Przy aktualnych bardzo wysokich cenach tych metali i zysku spółki szacowanym na 14 miliardów złotych chodzi maksymalnie o 2 miliardy (po negocjacjach i dla świętego spokoju pewnie będzie mniej) podatku wpłaconego do budżetu, czyli na potrzeby wszystkich Polaków. Tymczasem wytransferowanie 10 miliardów złotych do Kanady, na przepłacony zakup tamtejszej miedziowej firmy, ma… No właśnie, co?  Stworzy miejsca pracy w Lubinie, Legnicy, Polkowicach czy Głogowie? Da przychody z podatków? Kanadyjczykom na pewno. Jednak wokół tej sprawy jest cichutko. Protestów nie słychać.  Widać nie da się zainwestować tych pieniędzy w Polsce. Na przykład w wydobycie gazu łupkowego, w złoża miedzi pod Głogowem i Bolesławcem…

„Cztery nogi dobrze, dwie nogi źle” - beczą owce (a może barany?) w „Folwarku zwierzęcym” George Orwella, powieściowej i klasycznej alegorii totalitaryzmu, ale też cynizmu i bezwzględności walki o wpływy, przywileje i władzę. Przypomnę zatem, że władza trafia w końcu do świń, które szybko zmieniają obowiązujące wcześniej reguły. Warto pamiętać.

Żuraw, 6 lutego 2012 r.