Drukuj

Minął tydzień od ogłoszenia ogólnopolskiego rankingu szkół ponadgimnazjalnych, który potwierdził regres w legnickiej oświacie. Nikt się tym nie przejął. Jak zwykle.

Choćby cię smażono w smole, nie mów, co się dzieje w szkole. To przysłowie świetnie oddaje sytuację z jaką mamy do czynienia w Legnicy. Wokół wyników rankingu zaległa głucha cisza. Nie komentują ich ani lokalne władze oświatowe, ani bezpośrednio zainteresowani dyrektorzy szkół i pedagodzy. Nie ma o czym mówić? Nie podzielam tej opinii.

Pomińmy wątpliwości, jakie rodzić się będą zawsze przy tego typu klasyfikacjach. Mają je nawet organizatorzy rankingu, którzy w tym roku postanowili poszerzyć kryteria oceny szkół. Pod uwagę wzięto zatem nie tylko sukcesy uczniów w olimpiadach przedmiotowych, ale także wyniki matur oraz opinie kadry naukowej wyższych uczelni o absolwentach ocenianych szkół. Jak się wydaje, najzupełniej słusznie.

Czytając zdawkowe komunikaty i lokalne doniesienia o wynikach tej klasyfikacji od kilkunastu lat prowadzonej przez miesięcznik Perspektywy i dziennik Rzeczpospolita miałem wrażenie, że byłem świadkiem urzędowego odnotowania (odfajkowania) kolejnego sukcesu. Na ogólnopolskiej liście 500 najlepszych polskich liceów znalazły się bowiem dwie nasze szkoły: I LO na miejscu 91 i II LO na miejscu 349.

Tymczasem taki wynik tylko jedno potwierdza bezspornie. Status quo jeśli chodzi o prymat w Legnicy. Jedynka jest zawsze pierwsza, a dwójka druga. Niezmiennie i od zawsze. Jednak czy jest się z czego cieszyć? Czy mamy uzasadniony powód do dumy i zadowolenia? Tu właśnie rodzą się zasadnicze wątpliwości.

Prawdą jest, że tegoroczne wyniki są zbliżone do ubiegłorocznych. „Jedynka” zachowała swoje miejsce pod koniec pierwszej setki. „Dwójka” sklasyfikowana została tylko nieco niżej (rok wcześniej miała miejsce 315). Problem w tym, że nasz prymus (I LO) wypadł już z elitarnego grona najlepszych polskich liceów. Jeszcze w roku 2010 był na miejscu 40, a w 2009 jeszcze wyżej, bo na bardzo wysokim miejscu 16! W obu tych latach liceum z placu Klasztornego klasyfikowano na trzecim miejscu na Dolnym Śląsku (w rankingach 2011 i 2012 jest to już tylko miejsce 8; w tej klasyfikacji II LO – odpowiednio – miejsca 20 i 21). Było się z czego cieszyć, były powody do dumy. Były.

W czerwcu 2008 roku fatalne wyniki, jakie osiągnęli legniccy gimnazjaliści sprowokowały teatr do zorganizowania w Caffe Modjeska debaty oświatowej. Skończyło się awanturą. Obecni na niej ludzie lokalnej władzy, dyrektorzy szkół i nauczyciele bronili się przed najmniejszą nawet krytyką pod swoim adresem. W ich zgodnej opinii testy nie były miarodajne, uczniowie rozpuszczeni i leniwi, rodzice obojętni, a krytycy jakości kształcenia złośliwi i niesprawiedliwi. W teatralnej kawiarni termometr został rozbity, bo pokazywał gorączkę. W efekcie paw rozłożył swój ogon, a strusie schowały głowy w piasek.

Mam nieodparte wrażenie, że poziom w legnickich szkołach się wyrównuje. Niestety, z krajowej perspektywy jest to równanie w dół. Na pocieszenie pozostaje nam lekki awans, jaki w ostatnich latach odnotowują nasze szkoły techniczne. Cieszmy się zatem. Jak bowiem mówił mój ulubiony Kłapouchy (ten z „Kubusia Puchatka”) - zawsze może być bardziej mokro.

Żuraw, 16 stycznia 2012 r.