Drukuj

Wina musujące należy otwierać ostrożnie. Inaczej zaleje nas strumień piany. Przestrogę tę dedykuję obu stronom wywiadu z legnickim prezydentem, który opublikował portal lca. Tym bardziej, że nie znalazłem żadnego powodu, by sięgać po szampana. Zwłaszcza słodkiego.

Sens tej rozmowy jest banalnie prosty. Władza nie dosypia, od ust sobie odejmuje, by Legnica rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej i szczęśliwiej. Wymowa jest zatem optymistyczna. Nieprzerwane pasmo sukcesów będzie kontynuowane, no chyba, że przeszkodzą nam kryzysy w Chinach, USA i UE.  Cel też jest jasny jak słońce i prosty jak budowa cepa. Chodzi wszak o „ budowanie jeszcze lepszego wizerunku miasta, jeszcze lepszej pozycji Legnicy w subregionie, regionie dolnośląskim, budowanie przyszłości dla kolejnych pokoleń legniczan”.  Uff. Dosyć. Sami przeczytajcie. Naprawdę myślałem, że nowomowa to język z archiwum PRL. Myliłem się.

Przyznaję, że dawno żadne interview nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Oto okazało się, że żyjemy z panem prezydentem w dwóch różnych miastach. Ja w takim, o którym można wyraźnie powiedzieć, że żyć w nim jest coraz trudniej, a i umierać – o kuriozalnych problemach z budową nowego cmentarza pisano dostatecznie wiele - nie będzie łatwo. Miasto ewidentnie dostało zadyszki, co piszę delikatnie, by nie używać mocnego słowa kryzys. Nic dziwnego, że jest nas legniczan z każdym rokiem mniej. Nie jesteśmy już polskim stutysięcznikiem i rzecz nie polega wyłącznie na wyprowadzce zamożniejszych mieszkańców na pobliskie suburbia Kunic, Ziemnic itd. Zapytajcie młodych o perspektywy pracy i godnej płacy, a jasnym stanie się dlaczego swoich szans szukają w emigracji. Tej bliskiej – np. do Wrocławia, lub dalszej - do Anglii, Niemiec lub gdziekolwiek. O jakim rozwoju może być mowa przy rosnącym zadłużeniu miasta? Dziś wydawane pieniądze spłacić będzie musiało kolejne pokolenie. Jak poważny to problem widać gołym okiem. Już jesteśmy świadkami cięć budżetowych, które – jak zwykle – obejmują głównie najsłabszych i tradycyjnie niedoinwestowanych.

Doprawdy spacerujemy z panem prezydentem po innych ulicach, żyjemy w innych światach. Ja widzę, że Rynek umiera, czego nie są w stanie zasłonić barwne parawany czyli kolejne pomieszczenia dzierżawione - z konieczności ukrycia tej wstydliwej sytuacji - na galerie sztuki. Remont nawierzchni nie jest bowiem rewitalizacją, bo w słowie tym najważniejszy jest człon oznaczający życie. Potykam się na centralnym Placu Słowiańskim, który wygląda jak po bombardowaniu. Wiem jak wstydliwie wygląda brama do miasta czyli dworce PKP i PKS. Widzę biedę, bankructwa małych firm, dekoniunkturę i zastój inwestycyjny czego widomym dowodem jest zaniechanie budowy biurowca-apartamentowca w ruinie po byłym browarze. Widzę niedokończony stadion piłkarski w parku, bez oświetlenia, bez parkingu i bez pomysłu na zagospodarowanie powierzchni pod trybuną, a tuż obok – mimo wielokrotnych obietnic – popadający w ruinę Teatr Letni. Dostrzegam fatalny upadek piłki ręcznej, jak dotąd jedynego piłkarskiego pierwszoligowca w mieście. Cienko przędzie też legnicka kultura. Nie jest przypadkiem, że premiera spektaklu otwierającego Festiwal Teatru Nie-Złego odbyła się w Lubinie (tylko tam znalazł się główny sponsor festiwalu). Po wynikach matur widzę potężny regres legnickiej oświaty, która zaczyna coraz wyraźniej odstawać od średniej dla Polski i regionu (co nie przeszkadza w sowitym nagradzaniu jej prominentnych przedstawicieli, bez względu na osiągane wyniki – ale o wyborczą bazę i twardy elektorat dbać trzeba). Zamiast konkretów słyszę nierealistyczne, propagandowe gadki o Muzeum Zimnej Wojny, o bazie na Euro 2012, etc. (tu każdy może dodać co chce, a przykładów – jak mniemam – nie zabraknie).

Gwoli sprawiedliwości. Widzę też poważny regres aktywności społecznej mieszkańców i ich stowarzyszeń, bo o kanapowych partiach politycznych i jakości naszych pseudoelit i ich reprezentantów nawet nie chce mi się pisać. Dostrzegam kryzys akademickiej Legnicy, która kojarzy się bardziej z kolejnymi aferami, niż z kształceniem i intelektualno-kulturalnym fermentem i aktywnością. Dostrzegam także – co nie bez znaczenia dla lokalnej demokracji – poważny kryzys lokalnych mediów. Nie widzę zaś najważniejszego - strategii i determinacji w budowaniu programu i wizerunku miasta. Propagandowe i kulawe hasło „Legnica. Z nią zawsze po drodze” brzmi wręcz szyderczo (choćby z uwagi na stan dróg w mieście), nie mówiąc już, że nic się za nim nie kryje. Żaden pomysł, żadna idea. Nie widzę też chęci  zmiany tej sytuacji, a zatem także powodów do szampańskich noworocznych wystrzałów (okazji, czyli plenerowego powitania nowego roku, też zresztą w Legnicy nie będzie). Widzę jedynie okolicznościową gadkę-szmatkę. Czytam słowa pozbawione treści.

Panie prezydencie. Zamiast drętwo przemawiać warto czasem wrócić do lektur młodości. Jak to bowiem mówił Kłapouchy (tak, ten sam kultowy przyjaciel Kubusia Puchatka)?  Gdy idziesz po własnych śladach, daleko nie zajdziesz. Bardzo chciałbym, by rok 2012 był dla Legnicy lepszy od tego, co odchodzi. Chciałbym też trafić szóstkę w totolotka. Niestety. Nie wiem, co jest bardziej prawdopodobne.

Żuraw, 30 grudnia 2011 r.