„Teatr, którego sceną jest Miasto", hasło wymyślone i re­alizowane przez Jacka Głomba, najtrafniej charakteryzuje działalność kierowanego przez niego od 1994 roku Teatru Modrzejewskiej. Idea ta doprowadziła go do pomysłu na teatralny festiwal, który w całości dobywał się w pozateatralnych obiektach porozrzucanych po Legnicy. O najmłodszym z polskich festiwali pisze Paulina Skorupska.

Obejmując dyrekcję legnickiej sceny, Głomb musiał znaleźć sposób na tworzenie teatru w naznaczonym szczególną historią miejscu, w którym sztuka nie cieszyła się dotąd dużą popularnością. Zauważył, że Legnica jest mia­stem nielubianym i niedocenianym przez mieszkańców. Postanowił więc przy pomocy teatru odkryć przed nimi nie­zwykłość miejsca, w którym żyją, przyjrzeć się jego zagma­twanym dziejom tworzonym przez Niemców, Ukraińców, Cyganów, Łemków, Żydów, Polaków z Wilna, Lwowa, Grodna...

A skoro publiczność nie chciała przychodzić do teatru, teatr musiał wyjść jej naprzeciw. Rozpoczął więc trwającą do dziś podróż po zapomnianych, owianych złą sławą dzielnicach i nieodkrytych dotąd przestrzeniach. A tych w Legnicy nie brakuje. Dzięki teatrowi właśnie mieszkańcy mogli po raz pierwszy wejść do budynków, które przez wiele lat zajęte były przez stacjonujących w mieście Rosjan.

Teatr Modrzejewskiej działa w myśl zasady, że „praw dziwę historie należy opowiadać w prawdziwych miej­scach". Tak powstały słynne legnickie inscenizacje: Pasji - w kościele ewangelickim, Złego - w starej hali fabrycznej, Koriolana - w koszarach pruskich, Hamleta, księcia Danii - w popadającym w ruinę domu kultury, czy głośnej Ballady o Zakaczawiu - w nieczynnym kinie „Kolejarz". W ten spo­sób zapomniany teatr stał się na nowo częścią miasta, a w krótkim czasie również jego wizytówką. Dziś zaprasza­ny jest na festiwale odbywające się w różnych zakątkach Polski i doskonale znany wszystkim teatromanom.

Już na samym początku swojej działalności Jacek Głomb wyznaczył sobie i teatrowi jasne cele. Nie starał się podą­żać za panującymi w Polsce trendami, wpisywać w jakąś modną estetykę, czy robić spektakli o wielkich pretensjach intelektualnych. Zaczął tworzyć teatr na miarę rzeczywi­stości, w której funkcjonował. Od lat opowiada więc pro­ste historie, których nieodłączną część stanowi lokalna tradycja. Nie tylko dopuścił do głosu mieszkańców, ale właśnie ten ich głos uznał za niezbędny dla legnickiej sceny. Jak sam mówi o swojej działalności:  „Hasła nowe przestrzenie dla teatru nie rozumiem tylko jako realizacji projektów w innych niż scena miejscach. Równie ważna, jeśli nie ważniejsza, jest tutaj przestrzeń społeczna, czyli po pro­stu publiczność."

Ten sposób myślenia sytuuje się blisko dawnych teatrów alternatywnych. Głomb przyznaje się zresztą do czerpania inspiracji z tamtych doświadczeń. Można odnaleźć je nie tylko w potrzebie grania poza tradycyjnym układem sceny i widowni, w podejmowaniu politycznych czy społecznych tematów, ale także w poczuciu odpowiedzialności za wi­dzów i za miejsce, w którym się tworzy. I oczywiście w sil­nym przekonaniu, że za pomocą teatru można zmieniać otaczającą rzeczywistość. Wszystko to nadaje scenie legnic­kiej niepowtarzalny, wyrazisty charakter.

Najnowszym przedsięwzięciem Teatru Modrzejewskiej było stworzenie festiwalu teatralnego na i tak już gęstej od nich mapie Polski. Jednak „Miasto" - bo tak nazywa się legnicki przegląd - jest zdarzeniem wyjątkowym. Przyświeca mu znana doskonale widzom idea tworzenia spektakli, dla których pierwszym impulsem będzie przestrzeń. Ryzyko przedsięwzięcia było ogromne, ponieważ jakość wprowa­dzonych do programu spektakli nie mogła być wcześniej zweryfikowana. Organizatorzy założyli bowiem, że wszyst­kie festiwalowe przedstawienia będą światowymi premie­rami. Zaprosili więc artystów z różnych krajów, aby kilka miesięcy wcześniej odwiedzili miasto, wybrali najciekawszą dla siebie przestrzeń, odnaleźli w niej inspiracje i stworzyli spektakle, które pokazane zostaną w Legnicy.

Dzięki temu kilka miejsc, w większości zaniedbanych i od lat popadających w ruinę, stało się na kilka wieczorów przestrzenią dla sztuki. Festiwalowe przedstawienia grane były między innymi w sowieckim bunkrze, w byłym Teatrze Letnim, w hali magazynowej, w sali dawnego teatru varietes, w zrujnowanym WDK, w kościele ewangelickim...

Program „Miasta" dał widzom szansę przyjrzenia się działalności legnickiego teatru z różnych stron. Festiwalowi towarzyszyła premiera antologii zatytułowanej „Dramaty Modrzejewskiej”, na którą złożyły się teksty pisane specjal­nie na zamówienie legnickiego teatru. W ten sposób scena - znana przede wszystkim z etykietki teatru grającego w miejscach nieteatralnych - kieruje naszą uwagę ku treściom swoich spektakli, ku tematom, problemom, zagad­nieniom będącym w centrum zainteresowania związanych z nią twórców.

Na antologię złożyło się osiem bardzo różnorodnych tekstów, które połączyło miejsce prapremiery. To w więk­szości raczej scenariusze teatralne niż dramaty. W przypad­ku niektórych z nich trudno wyobrazić sobie, aby sięgnęli po nie inni twórcy. Stanowią jednak bardzo ciekawe dopeł­nienie obrazu legnickiego teatru - pokazują jak z jego per­spektywy wygląda współczesna Polska.

Część z nich podej­muje próbę przekrojowego spojrzenia na nasz kraj i społe­czeństwo - zostaje ono zamknięte w murach współczesne­go szpitala (Szpital Polonia Pawła Kamzy), w autokarze wiozącym pielgrzymów (Wesele raz jeszcze, czyli Pielgrzymi Marka Pruchniewskiego w adaptacji Pawła Kamzy), czy też ujęte w metaforę cyrku, jak w Placu Wolności Lecha Raczaka. Nie mogło tu również zabraknąć obrazu polskie­go blokowiska i historii osiedlowego outsidera Bogusia z Made in Poland, najgłośniejszego dramatu Przemysława Wojcieszka i chyba najbardziej spektakularnego z legnic­kich przedstawień.

Antologia jest podsumowaniem dotychczasowych do­konań autorów związanych z Teatrem Modrzejewskiej, jednak nie zamyka tradycji dramatów pisanych na zamó­wienie. Na festiwalu swoją premierę miał Łemko w reżyse­rii Jacka Głomba; scenariusz napisał Robert Urbański. Spektakl zrealizowany w sali dawnego teatru varietes jest kolejną próbą spojrzenia w głąb legnickiej historii i trady­cji. Został osnuty wokół dziejów starego Łemka Oresta przesiedlonego na wieś w okolice Legnicy. Przywiązany do własnej tradycji, postanowił nigdy się jej wyrzekać. Przed śmiercią postawił sobie jeszcze jeden cel: zdecydo­wał, że opowie o przeszłości dzieciom, które wcześniej nie chciały go słuchać. Przedstawienie stało się teatralną lekcją lokalnego folkloru i dolnośląskiej historii. Ujawnił się w nim wyraźnie legnicki „charakter pisma". Uwagę przy­kuwało maksymalne wykorzystanie przestrzeni. Tu każda drabina, dziura w sklepieniu, czy zniszczona ściana grały swoje role i stanowiły nieodłączną część spektaklu, który niewątpliwie w innym mieście, w odmiennym otoczeniu wybrzmi zupełnie inaczej.

A jak poradzili sobie z nietypowymi przestrzeniami za­proszeni artyści? Kilka zespołów nie odnalazło się zupełnie w formule festiwalu. Żadnego dialogu z przestrzenią nie podjęła gruzińska grupa Teatraluri Sardapi, która zapre­zentowała Przemianę na podstawie opowiadania Kafki. Całe przedstawienie zostało oparte na jednym, co prawda ciekawym pomyśle aktorskim, jednak wyeksploatowanym do granic.

Teatr Łaźnia Nowa zagrał w posowieckim bunkrze Krwawe wesele, oparte na motywach z dramatu Federica Garcii Lorki. Miejsce, w którym rozgrywało się widowi­sko, wypełniły rozciągnięte między podłogą a sufitem pasy półprzezroczystego materiału, ozdabianego co rusz wielo­barwnymi projekcjami. W głębi autentyczny zespół cygań­ski Kale Jakha akompaniował miłosnej historii i scenicz­nym zdarzeniom. Jednak w przeciwieństwie do legnickiego spektaklu, przedstawienie Bartosza Szydłowskiego nie stra­ciłoby wiele, gdyby zagrane zostało w przestrzeni innego typu. Zresztą zaraz po premierze legnickiej odbyły się jego pokazy w krakowskiej siedzibie teatru.

Na opanowanie miejsca znalazła sposób grupa Stalker Teatro z Turynu, realizując spektakl Action Tripodi. Włoscy artyści zaprosili do współpracy kilkunastu legniczan, by wraz z nimi tańcem, ruchem, światłem, z użyciem drewnianych konstrukcji okiełznać wielką przestrzeń hali magazynowej byłej „Milany". Do udziału w akcji wciągali także publiczność. Jednak zbyt długie widowisko po pew­nym czasie zaczęło nużyć swoją przewidywalnością i monotonią.

Na legnickim festiwalu nie mogło zabraknąć natomiast znanego z niekonwencjonalnych spektakli Teatru Usta Usta. Jego twórcy nieczęsto sięgają po teksty dramatyczne, tym razem jednak zainspirowali się dramatem Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk Katarzyna Medycejska i na jego pod­stawie stworzyli przedstawienie Bóg/Honor/Ojczyzna. Marcin Liber, który z każdym sezonem odkrywa coraz ciekawsze przestrzenie Poznania, swój legnicki spektakl umieścił we wnętrzu najstarszego w mieście kościoła Najświętszej Marii Panny. W protestanckiej świątyni wi­dzowie - siedzący w tradycyjnie ustawionych rzędach ko­ścielnych ławek - stali się świadkami i uczestnikami sądu nad księżną Katarzyną Medycejską. Powstał dopracowany w najmniejszym szczególe, widowiskowy, monumentalny spektakl ze świetną rolą Teresy Kwiatkowskiej.

Najbardziej oczekiwanym wydarzeniem festiwalu była premiera przedstawienia 1612 zrealizowanego wspólnie przez moskiewski Teatr.doc i wrocławską grupę Ad Spectatores. Spektakl wyreżyserowany został przez Michaiła Ugarowa, Rusłana Malikowa i Krzysztofa Kopkę.

 Teatr.doc jest doskonale znanym polskiej publiczności ra­dykalnym zespołem, owianym zasłużoną legendą. Przyświeca mu bliska również legnickim twórcom idea związania teatru z toczącym się wokół życiem. Dlatego też tworząc spektakle wykorzystuje osławioną technikę verba-tim. Znany jest z odważnych przedstawień, takich jak Nord-Ost. Dzień czterdziesty pierwszy, który bez cenzury zrelacjonował wydarzenia z Teatru na Dubrowce, czy Wrzesien.doc, będący wstrząsającym obrazem skompliko­wanych czeczeńsko-rosyjskich relacji. Scenariusz tego - prezentowanego również w Polsce - spektaklu powstał w oparciu o rosyjskie i czeczeńskie wypowiedzi znalezione na forach internetowych.

W swoim legnickim przedstawieniu twórcy zajęli się natomiast problemem stosunków polsko-rosyjskich. W tym celu zabrali widzów w czasy wielkiej smuty. Tytułowy rok 1612, jedna z najbardziej przekłamywanych dat rosyjsko-polskiej historii, ostatnio znowu wzbudza kontrowersje - czwartego listopada od dwóch lat obchodzony jest w Rosji Dzień Jedności Narodowej.

Spektakl prezentowany był w hali byłych zakładów dziewiarskich „Hanka", na nie­wielkiej kwadratowej przestrzeni z dwóch stron ograniczo­nej widownią. Zagrany został częściowo po polsku, czę­ściowo po rosyjsku. Ujęte w groteskową formę przedsta­wienie ukazało stosunki polsko-rosyjskie, którymi rządzą kompleksy, absurdalne stereotypy i pielęgnowane od lat wzajemne uprzedzenia. Obok Maryli Mniszkówny, Dymitra Samozwańca, hetmana Żółkiewskiego na scenie pojawili się handlarze, żołnierze, prostytutki... Wszyscy dopuszcze­ni zostali do głosu. Polscy i rosyjscy artyści skonfrontowali ze sobą różnorodne opinie, wykluczające się racje, przez każdą ze stron uważane za jedynie słuszne. Udowodnili, że potrafią uważnie słuchać dochodzących z każdej strony głosów i pozwalają im wybrzmieć na scenie. Reszta należy już do widza.

Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Miasto" był nie­wątpliwie przedsięwzięciem niezwykle odważnym. Jednak mimo kilku udanych przedstawień, pozostawił po sobie niedosyt, poczucie trochę zaprzepaszczonego, świetnego pomysłu. Oczekiwaliśmy przecież, że słynne legnickie przestrzenie staną się integralną częścią festiwalowych spektakli, że uczestniczący w nich widz nie będzie odwra­cał wzroku od scenicznych zdarzeń, aby kontemplować niesamowitość miejsca, w którym się znalazł. A było róż­nie.

Podczas pierwszej edycji festiwalu nie do końca udało się zrealizować wyrażoną przez Jacka Głomba, główną ideę przyświecającą organizatorom: „nie chodzi o efekciarskie granie w ruinach, o coraz częściej dziś naśladowane wy­chodzenie poza budynek teatru, ale o świadomy wybór miejsca do realizacji spektaklu, w którym opowiadana hi­storia będzie nierozerwalnie złączona z przestrzenią". Pierwsza edycja nie była mocnym wejściem na festiwalowy rynek. Część zaproszonych zespołów nie potraktowała dość poważnie formuły festiwalu lub gra z niekonwencjo­nalną przestrzenią nie stanowiła ich mocnej strony. Cztery festiwalowe dni wystarczyły, by zauroczyć się Legnicą, jej niepowtarzalną atmosferą i teatralnym potencjałem. Być może za dwa lata zachwycą nas tak również spektakle...

(Paulina Skorupska, „Teatr wychodzi w przestrzeń miasta”, Scena nr 5/2007)