Drukuj
Pierwsza edycja legnickiego festiwalu okazała się sporym sukcesem. Nadkomplety na spektaklach, sprawna organizacja, pomysłowość, ciekawe kreacje zespołów z całego świata. Ostatni dzień zdominowały dwie polskie grupy - wrocławska Ad Spectatores i poznański teatr ustausta/2xu. Twórcy spektakli wykorzystali wydarzenia z przeszłości, by pokazać narodowe uprzedzenia i udowodnić, że historyczne postaci to nie figury woskowe z podręczników, ale żywi ludzie – recenzuje Magdalena Talik w Kulturaonline.pl

Ad Spectatores przygotował przedstawienie razem z moskiewską grupą Teatr.doc. Rosjanie działają jako scena niezależna, do tego kilka lat temu mocno zdenerwowali Kreml, pokazując dokumentalny spektakl o tragedii w Biesłanie. Po premierze cofnięto im dotacje. Wrocławski zespół nie ma takich problemów, ale też woli grać jakby obok oficjalnego instytucyjnego nurtu.
 
Polacy i Rosjanie spotkali się, by zrobić sztukę "1612", o okresie, kiedy to na moskiewskim tronie Polacy posadzili wybranego przez siebie kandydata Iwana I Samozwańca i ożenili go z Maryną Mniszchówną. To był bodaj jedyny przypadek, kiedy nasi rodacy zajęli Kreml i zarazem koniec pewnej epoki, bo po rządach dwóch Samozwańców na tronie zasiadła na trzysta lat słynna dynastia Romanowów.
 
Ale historia jest dla dwóch grup tylko punktem wyjścia do zrobienia scenicznej groteski o wzajemnym postrzeganiu Polaków i Rosjan. Niektóre dialogi (zwłaszcza podszyte bardzo wyraźnymi aluzjami do obecnej sytuacji politycznej) są wyśmienite, inne kwestie momentami przegadane. Co ciekawe, podczas spektaklu widzowie najbardziej śmieją się z własnej narodowości, zwłaszcza jeśli próbują ją zdefiniować aktorzy zza wschodniej granicy. Do łez bawiła scena, kiedy jeden ruski chłop przekonuje drugiego, że nazwa Polska wzięła się od pola (tam nie ma nic, tylko jedno wielkie pole). Gorzej zespoły poradziły sobie ze współczesnymi czasami. Nie udało się np. dobrze pokazać środowiska prostytutek - pozostało częstowanie widza wulgaryzmami. W "1612" tkwi spory potencjał, trzeba tylko, by realizatorzy nieco przycięli tekst - powinien być bardziej spójny.
 
Kto wie, czy najbardziej wywrotową realizacją na festiwalu Miasto nie była produkcja poznańskiego Teatru ustausta/2xu. Zrealizowana z ogromnym rozmachem w przepięknym ewangelickim kościele Mariackim zachwyciła scenograficzną oprawą i apokaliptyczną wizją. Głównym wątkiem przedstawienia "Bóg /Honor/Ojczyzna" jest historia Katarzyny Medycejskiej, Włoszki, która zasiadła na francuskim tronie i zasłynęła jako prowodyrka słynnej nocy św. Bartłomieja, podczas której w Paryżu katolicy wymordowali setki protestantów.
 
Spektakl Marcina Libera włącza się w dyskusję o władzy, słuszności historycznych wyborów, koniecznych dla przetrwania kompromisach, odpowiedzialności i karze. Nawą główną kroczy anioł, na ołtarzu oglądamy wizję sądu ostatecznego jak z fresków w Kaplicy Sykstyńskiej, a symboliczny Jezus przemawia z zawieszonego na ołtarzu ekranu. Królowa (świetna Teresa Kwiatkowska stylizowana jak Virna Lisi w filmie "Królowa Margot") spowiada się ze swoich uczynków, uświadamiając jednocześnie, że jej postać jej wielowymiarowam, a nie jednoznacznie negatywna. Wizyjne, mocne przedstawienie z bardzo dobrą scenografią Pawła Grobelnego.
 
Pierwsza edycja legnickiego festiwalu okazała się sporym sukcesem. Nadkomplety na spektaklach, sprawna organizacja, pomysłowość, ciekawe kreacje zespołów z całego świata. Najważniejsza okazała się idea, by zagrać w przestrzeniach, które są często nieprzyjazne, nieprzystosowane, bywa, że mocno zniszczone i od dawna skazane na zapomnienie. Jacek Głomb, szef Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy, nieustannie podkreśla, że zależy mu na tym, by festiwal stał się punktem wyjścia dla dyskusji o przyszłości tych miejsc. I może za dwa lata, podczas kolejnej edycji Miasta, zobaczymy pierwsze efekty tych starań.

(Magdalena Talik, „Festiwal Miasto w Legnicy: Dzień polski”, Kulturaonline.pl. 17.09.2007)