Drukuj
Michał Oleśniewicz ma wiele refleksji, potrafi barwnie opowiadać i zachowuje poczucie humoru, nawet kiedy opowiada o trudnych sprawach. Właśnie te fakty przesądziły, że Robert Urbański wykorzystał historie opowiedziane przez tego Łemka do skonstruowania losu Oresta Gabury, głównego bohatera dramatu, którego premiera otworzy I Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Miasto” w Legnicy – pisze Honorata Rajca w Konkretach.pl

Ale zanim powstała sztuka, reżyser i scenarzysta wysłuchali kilku Łemków.

Dramatyczna niedziela


Michał Oleśniewicz mieszka w Modłej w gminie Gromadka. W 1947 roku, kiedy przeprowadzono akcję Wisła, miał 21 lat. Jego bracia wyjechali do Ameryki, on razem z rodzicami mieszkał w Bereście w pobliżu Grybowa.

– Władze o przesiedleniu na Zachód wcześniej głośno nie mówiły. Jednak ludzie jakby wyczuwali, że wkrótce coś się stanie. Mieszkał w naszej wsi Nikifor Kuźmiak. Uciekinierzy, którzy razem z Niemcami spieszyli na Zachód, bo bali się Rosjan, nauczyli go wywoływać duchy. Nikifor wywołał więc ducha któregoś ze swoich bliskich, który miał mu przepowiedzieć, że przesiedleni zostaniemy w niedzielę.

Kuźmiak wziął to sobie do serca i nie czekał. Spakował dobytek i wyruszył z rodziną na stację do Grybowa. Tam przeczekał tydzień, ale wysiedleń nie było. Jednak przepowiednia częściowo się spełniła. Akcja „Wisła” zaczęła się w Bereście właśnie w niedzielę, tyle że rok później. Wszyscy najpierw się śmiali z Kuźmiaka, że duchy go okłamały, a potem, że zapomniał zapytać, w którą niedzielę – opowiada Michał Oleśniewicz.

Rozproszeni


Część mieszkańców Beresta, jak wspomniany Kuźmiak, dała się oszukać lub zastraszyć i wyjechała na Ukrainę, resztę wywieziono na Ziemie Odzyskane i rozproszono w kilku powiatach. Z niektórymi swoimi sąsiadami Michał Oleśniewicz już nigdy się nie spotkał, choć próbował ich odszukać. Oleśniewiczowie początkowo razem z rodziną Tkaczyków trafili pod Oleśnicę do wsi Brzeziłąki, gdzie mieszkali w fatalnych warunkach.

– Komisja chodziła i kręciła głową. Zbliżała się zima, a my mieszkaliśmy w stodole. Sami nigdzie ruszać się nie mogliśmy, jak w areszcie. W końcu poinformowano nas, że mamy się przenieść do gminy Gromadka. Łatwo nie było, bo ojciec był w więzieniu i jeszcze o niego musieliśmy się troszczyć. Nie wiadomo, dlaczego tam trafił, dziś myślę, że władzom nie podobało się, że mamy rodzinę w Ameryce – wspomina.

Utrzymywali się z gospodarstwa, ale ponieważ ziemie były słabe i nie wiodło się najlepiej, Michał Oleśniewicz zdecydował, że pójdzie do pracy. Pracował w gminie, miał pilnować obowiązkowych wówczas rolniczych dostaw. Nie podobało mu się to, więc został szewcem, a sklepowym w pierwszym w gminie sklepie samoobsługowym. Na Dolnym Śląsku podczas jednego z łemkowskich wesel poznał żonę.

Wnukowie pamiętają


Michał Oleśniewicz nigdy nie ukrywał, kim jest, choć pamięta czasy, kiedy trzeba było odwagi, żeby mówić o tym, że się jest Łemkiem. Bo nie Polakiem, nie Ukraińcem, nie Rosjaninem, jak chcieliby inni, ale właśnie Łemkiem czuje się Oleśniewicz.

– Choć wiele się zmieniło, jest jeszcze wielu, którzy ukrywają swoje pochodzenie. Nie mówię o tych, którzy dali się wynarodowić, ale o tych, którzy uznają łemkowskie tradycje, chodzą do cerkwi, ale jednocześnie przed Polakami wolą uchodzić za Polaków – mówi Oleśniewicz.

-– Dziś, 60 lat po wysiedleniu, można stwierdzić, że akcja Wisła w dużej mierze się powiodła. W jakimś stopniu także z winy Łemków, którzy zapomnieli o swoich tradycjach, nie przekazali ich dzieciom. Ale są także tacy, którzy z uporem trwają przy swoim. Mam to szczęście, że moi wnukowie uważają się za Łemków, mówią po łemkowsku, śpiewają w zespole Kyczera. To daje nadzieję, że naród łemkowski będzie istniał – dodaje.

Z pamięci i z serca

Michał Oleśniewicz jest przedstawicielem ostatniego pokolenia, które pamięta Łemkowszczyznę. Nadal często odwiedza rodzinne strony. Swój los, przemyślenia, łemkowskie obyczaje i historię opisał w książce „Z pamięci i z serca”, która ukaże się w październiku. Wspomina w niej rodzinny Berest, Jaworynki, na których od 9. roku życia pasł owce i gdzie spędzał lato.

Na kartach książki pojawiają się jego sąsiedzi, znajomi, koledzy i inni ludzie, którzy w Beskidzie żyli z Łemkami. Wśród nich są przekupki krynickie, które w czasie wojny zaopatrywały się tu w żywność, Żydzi mieszkający niemal w każdej łemkowskiej wsi i Cyganie, którzy podzielili los wysiedlonych. To nie pierwsza książka autorstwa Oleśniewicza. Bo Łemkowszczyznę sławi także w kilku tomikach poezji, które były nagradzane.

Michał Oleśniewicz przez wiele lat muzykował na okolicznych zabawach i weselach. Przez kilka lat grywał na skrzypcach w zespole pieśni i tańca „Kyczera”, wtedy zaprzyjaźnił się z dyrektorem teatru Jackiem Głombem.

(Honorata Rajca, „Jestem Łemko”, Konkrety.pl, 12.09.2007)