„Wyprawa”, która ostatecznie zakończy teatralny sezon 2006/2007 w Legnicy, rozpocznie się na płycie Rynku obok siedziby Teatru Modrzejewskiej, po czym korowód składający się z artystów i widzów skieruje się w stronę nieodległego Koziego Stawu, gdzie parada dobiegnie swojego finału. Widowisko promować będzie I Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Miasto” (Legnica, 13-16 września 2007).

Teatralna parada Asocjacji 2006 odwołuje się do hipotezy Jorge Luisa Borgesa, iż bogowie, którzy stworzyli nasz świat byli zapewne szaleni... Wszak ekscesy życia i szaleństwo historii, kondukty i karnawałowe korowody przemierzają te same ulice. Dlatego nasza teatralna parada miesza historyczny kostium i  czas współczesny,  anachroniczne pojazdy, metalowe figury, przypowieść o umieraniu i przypisy na wieczną młodość. Bo prawdziwe oblicza prostaka i filozofa w świecie na granicy równowagi  ujawnia gabinet krzywych luster –twierdzą Lech Raczak i Piotr Tetlak, realizatorzy niezwykłego widowiska plenerowego, które w najbliższą sobotę 23 czerwca obejrzą mieszkańcy Legnicy.

Widowisko miało swoją premierę w trakcie ubiegłorocznego festiwalu teatralnego „Malta” w Poznaniu. W Legnicy posłuży jako kolejny, po majowym występie wrocławskiego zespołu Karbido (z rewelacyjnym „Stolikiem”), element promujący I Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Miasto” (Legnica, 13-16 września 2007).



WYPRAWA
widowisko plenerowe
Lecha Raczaka i Piotra Tetlaka
Produkcja: Międzynarodowy Festiwal Teatralny Malta i C.K. Zamek w Poznaniu

Legnica, sobota 23 czerwca, godz. 21.00, wstęp wolny

scenariusz i reżyseria: Lech Raczak
inscenizacja, scenografia: Piotr Tetlak
kostiumy: Ewa Tetlak  
muzyka:  Katarzyna Klebba, Paweł Paluch  
animacja: Jakub Psuja
teksty piosenek:  Maciej Rembarz
asystent reżysera: Paweł Stachowczyk

***********************************************************

"Spektakl "Wyprawa" Lecha Raczaka i Asocjacji 2006 pachnie jak stara, dobra "Malta". A właściwie jak tęsknota za nią. Pięknie i przewrotnie wpisuje się w tradycję maltańskich parad. Ileż już parad było? Wszystkie kolorowe, rozkrzyczane, radosne, żywiołowe. Wszystkie w biegu, w pędzie. Nawiązywały do hiszpańskiego karnawału albo do transowego tańca ze współczesnej dyskoteki. Zagarniały widzów, czarowały, zachwycały fajerwerkami (…).

Raczak zaprasza nas do wyprawy, której najważniejsze motywy bierze z Borghesa, ale też splata je mocno ze współczesnością. Oto podróż na Wschód, do Gangesu, rzeki, która ma zapewnić wieczne życie i wieczną młodość. Oto przewrotne konsekwencje tej podróży: nieśmiertelność okazuje się bowiem udręką nie do wytrzymania, przekleństwem.

Zanim jednak wyruszymy w drogę staniemy twarzą w twarz ze śmiercią - ta scena to autocytat z "Łatwego umierania", spektaklu poświęconego malarzowi Jerzemu Piotrowiczowi: ciało zawieszone na bezcieniowej lampie w sali operacyjnej. Ukrzyżowane i uniesione. Mary znikają w ciemności.

Zaraz potem spotkamy karykaturalnych szarlatanów i szarlatanki: specjalistów od kosmetyki, życia na kredyt, klonowania, handlowanie organami - tego wszystkiego, co ma uczynić naszą egzystencję jak najdłuższą, jak najprzyjemniejszą, pozbawioną trudów, cierpień, znoju...To podejrzane towarzystwo - podwójna panna młoda, stary uczony w szaliku w kurzą stopkę, wymuskany bankier - zapakuje się do zdezelowanego samochodu i ruszy z nami, bo parada - jak karawana -musi iść dalej. I nie od razu dotrze do nas, że idziemy z konduktem. Że to pożegnanie.

Po drodze zdarzają się nieoczekiwane przestoje i powroty, bo oto czoło pochodu zdaje się przygasać, a akcja przenosi się znienacka na tyły. Najpierw wydaje się że to jakieś nieporozumienie, ale po chwili odczytamy zasadę: można pędzić, można zostać, można wrócić. Jak w życiu.

Oto ognista brama, która dopali się, zanim przez nią przejdziemy. Oto gdzieś w ogonie psuje się samochód, a jego pasażerowie - gorliwie spożywający mocne trunki - nakłaniają do popchnięcia maszyny panie w białych sukniach i welonach. Oto sam Ganges, który wyrasta w postaci dużego akwarium wypełnionego mętną, zielonkawą wodą. Tam zanurkuje nasz główny bohater. Finał rozegra się na bruku nad brzegiem jeziora: pomiędzy wyłaniającym się z wody i niknącym w niej ekranem, na którym wyświetla się twarz zasłaniana dłonią, zamazywana; pomiędzy tryumfalnym smoczo-owadzim pomnikiem okadzonym fajerwerkiem; pomiędzy mężczyzną zamkniętym w monstrualnym kole jak w pułapce życia skazanego na wieczność. "Jeśli jest rzeka, która daje wieczne życie, to musi być inna, która czar ten znosi" - wierzy nasz bohater (…).

Kto wie, czy ten właśnie spektakl Lecha Raczaka - zdawałoby się kaleki, poszarpany, naszkicowany ledwie - nie jest też najpełniejszą i najważniejszą jego realizacją. Splatają się w nim niemal wszystkie watki pojawiające się ostatnio w jego twórczości, która od lat jest przede wszystkim "rozmową z Panem Bogiem", a także dowodem wierności temu, co w życiu okazało się ziarnem: przyjaźni, godności, wolności i sztuce - traktowanej nie jako sposób na życie lecz jako forma istnienia. Tu i teraz. Wszędzie i zawsze".

Ewa Obrębowska-Piasecka, Gazeta Wyborcza-Poznań


"Kiedy rozmawiałem z Lechem Raczakiem przed rozpoczęciem Malty o jego nowej premierze, machnął ręką i powiedział: - Ot pospolite ruszenie. Postanowiliśmy ostatni raz wyciągnąć z lamusa obiekty zrobione albo przez Jarka Maszewskiego, albo Piotra Tetiaka i ich przyjaciół i pograć nimi.

I jak tu wierzyć artystom. Premiera Asocjacji 2006, czyli dawnego Kółka Graniastego wprawiła w zdumienie nie tylko mnie. Publiczność, która przyszła nad Jezioro Maltańskie w niedzielny wieczór oniemiała. Pegazy były wszędzie: na moście, na wodzie, w powietrzu...
Kiedy przy trybunach zebrała się publiczność, została zaatakowana przez różnej maści naganiaczy. Jedni zachęcali do zakupów, inni do rekreacji i liftingu, jeszcze inni do słuchania co ważnego mają w życiu do powiedzenia. Współczesny świat kusi hedonizmem, konsumpcją, totalną wolnością, ale też uzależnia tłamsi Każdy jednak ma prawo do wyboru własnego świata wystarczy przejść przez czyściec (przejmująca scena przejścia przez płonące tablice).

(…) Lech  Raczak dowiódł, że w teatrze plenerowym trzeba mieć oczy szeroko otwarte i oczekiwać zaskoczeń. Raczak potrafi organizować przestrzeń. Kiedy z wody wyłania się ekran, a na nim przesuwają się - niczym klisze pamięci - archetypiczne obrazy życia, publiczności dech zatyka piersi. Te obrazy odbijają się w tafli wody, co potęguje wrażenie. To niezwykłej urody teatralnej scena  I finał. Nie bójcie się tych szaleństw - chce powiedzieć demiurg. Czuwa nad wami skrzydlaty koń. Pegazy otoczyły uczestników "Wyprawy" ze wszystkich stron: i do wody (pływały płonąc) i z powietrza (nad trybunę ziemną).

W jednym miał rację Lech Raczak, mówiąc przed premierą: artyści powyjmowali z zakamarków obiekty plastyczne. Nie miał jednak racji, że to tylko parada. Ta parada nie była zwykłą ludyczną zabawą. Muzyka Katarzyny Klebby i Pawła Palucha dotykała trzewi, a teksty piosenek Macieja Rembacza wprawiały wręcz w osłupienie, zmuszały do zastanowienia się nad sobą... Kto przyszedł na "Wyprawę", przeżył nie lada przygodę teatralną".

Stefan Drajewski, Głos Wielkopolski