Drukuj
Absurdalny był dla Czechów, uczestników teatralnego festiwalu Miasto, artystycznej kompanii Divedelny Soubor Skutr, wojskowy dom kultury, który niegdyś (razem z kasynem) działał przy ulicy Bielańskiej w Legnicy. Samo zestawienie słów: wojsko i kultura było na tyle przedziwne, że... inspirujące. Powstało widowisko – performance pod tytułem „Wojskowy Dom Kultury”. Pisze Marlena Mokrzanowska.

Na przedstawienie do wojskowego obiektu prowadzą widzów bezgłowi żołnierze, wywołane duchy sprzed lat, kiedy to miejsce tętniło żołnierską zabawą z głównym naciskiem na peerelowską propagandę.

Bezgłowy żołnierz stoi na straży. Najpierw ciemnym korytarzem wchodzimy do kuchni. Szemrze woda z niedokręconego kranu. W byłej kawiarni jest ściana, którą żołnierze, ci z artystycznym zacięciem, zamalowali wojskowymi herbami z białym orłem. Kolorowa ściana to tło dla dwóch tancerek przyodzianych w żołnierskie płaszcze. Przytulają się do niej, głaszczą ją.

To tylko intrygujący wstęp dla uczty groteski, którą zaproponuje grupa muzyków. Matias Solce (Słoweniec), grający z niesłychaną wirtuozerią na akordeonie, Jakub Prachaø (Czech, perkusja) i Fernando Stern (Chilijczyk, skrzypce) dają muzyczne popisy -  pastisze wojskowych (wynajętych dla wojaków) artystów. Jak twierdzą mogą zagrać wszystko, bo jesteśmy w Wojskowym Domu Kultury. – Macie jakieś życzenia? – pytają. – Jożin z bażin – proponuje widz. Proszę bardzo. Z miniaturowej dmuchawki słychać znaną, kiczowatą melodyjkę.

W podobnych kiczowatych klimatach muzycy proponują wspólne śpiewanie starego włoskiego przeboju „Besame mucho”. Czwarty w grającej kompanii to żaba, mistrzyni nauki tańca. Instrukcje wydawane przez pacynkę wywołują salwy śmiechu. Dalej już nie jest śmieszno, raczej straszno.  

W domu kultury żołnierze powiesili się w wojskowej szatni, modlą się. Uwagę odwraca multimedialna instalacja w byłej sali kinowej. W mocnych perkusyjnych rytmach atakuje nas współczesna technika obrazkowa z trzech ekranów. Czy ważne, co na nich widać? Ważne, że się rusza.

Dwie postacie w szermierczych strojach także komunikują się przy pomocy obrazów. Chyba nie mogą się porozumieć. Obrazy wyświetlają się coraz szybciej, jeden zgiełk i chaos. „Rozmówczynie” też mają dosyć. Stają w bezruchu, spoglądają w ekran. Stamtąd nachodzi „wyzwolenie”, akustycznie zaśpiewana, przejmująca melodia daje oddech, porządek, spokój lub niepokój, co komu w duszy gra.

- Technika, dużo techniki. Wszystko już było. Ta melodia na końcu miała sprawić, by widzowie więcej myśleli, zamyślili się po widowisku, niż w czasie jego trwania – mówi Martin Kukuèka, który razem z Luka¹em Trpi¹ovskym stworzyli spektakl.

Marlena Mokrzanowska