Drukuj
Gdyby nie ruch, elementy tańca i muzyka spektakl „Jak ptaki…” byłby nudny. Zwłaszcza muzyka wykonana przez młodzież na żywo odgrywała znaczącą rolę w przedstawieniu, które było finałowym akcentem „Lata w teatrze” w Jarocinie. Spektakl nagrodzono jednak długimi brawami.

Trudno w to uwierzyć, ale młodzież z grupy aktorskiej miała niecałe dziesięć dni na napisanie scenariusza oraz przygotowanie widowiska. Podobnie trudne zadanie mieli młodzi muzycy, którzy na żywo mieli zilustrować spektakl. Do tego mieli spore utrudnienie, ponieważ z antresoli - skąd mieli grać – widoczność na scenę z aktorami była bardzo słaba.

Przedstawienie odbywało się w holu Pałacu Radolińskich. Na premierę spektaklu kończącego warsztaty teatralne w Jarocinie przyszło dużo widzów, jednak - mimo obaw prowadzących zajęcia - miejsc wystarczyło dla wszystkich chętnych.

Spektakl „Jak ptaki…” opowiada o dążeniu do wolności i buncie, co wyraźnie widać w poszczególnych scenach. Zaczyna i kończy się tymi samymi słowami: "Kto nie marzy, ten nie żyje!". To historia młodych ludzi, którzy mają problemy z licznymi ograniczeniami i m.in. z rodzicami. Ukazuje nam to scena, w której aktorzy (podzieleni na dwie grupy: rodziców i dzieci) narzekają na swoich rodziców i na odwrót, rodzice narzekają na dzieci.

Na początku przedstawienia publiczność wydawała się przerażona. Wszystko za sprawą sześciu postaci ubranych w ciemne peleryny z maskami na twarzach, z których jedna miała na ramieniu strzelbę. To właśnie ona po raz pierwszy wypowiedziała słowa "Kto nie marzy, ten nie żyje!" strzelając do młodzieńca wyciągnięto spośród publiczności. Nic dziwnego, że usłyszeliśmy płacz przestraszonego małego dziecka, które przedstawienie oglądało z kolan swojej mamy.

Jednak później można było usłyszeć także śmiech i brawa. Zabawna była scena, w której najniższa z aktorek ("Garfield") oraz najwyższy i zarazem najstarszy członek tej grupy (Mariusz) odgrywali scenkę przyjaźni. "Garfield" żaliła się koledze, że w szkole wszyscy nabijają się z jej niewielkiego wzrostu pytając, czy on również tak sądzi. Mariusz, który najpierw nie mógł jej w ogóle zauważyć, odpowiedział, że… robią sobie z niej jaja i wcale nie jest niska (choć jest)! Również drugi z aktorów, Mateusz (na 41 uczestników teatralnych warsztatów było tylko dwóch chłopców), w roli bezradnego niewolnika błagającego widzów o pomoc wyraźnie ich rozśmieszył.

Jednak, gdyby poprzestać tylko na słowach i opowiedzianej treści, przedstawienie byłoby nudne. Na szczęście klimat i wrażenia z całego przedstawienia wzmacniała muzyka grana na żywo i ruch na scenie. Można było usłyszeć m.in. elementy rocka, rapu oraz muzyki, do której tańczy się capoeirę. Dzięki efektom muzycznym mogliśmy usłyszeć ruch uliczny lub poczuć szybkość z jaką roznosi się plotka.

Spodobały mi się również efekty specjalne czyli spadająca maska i papierowe samoloty wyrzucone w finale przedstawienia przez asystentów z gryp muzycznej i promocyjno-dziennikarskiej. Mimo odrobinę przerażającego początku, spektakl był zatem udany. W efekcie został nagrodzony długimi brawami.
- Na początku trochę się przestraszyłam, lecz później spektakl zainteresował mnie, gdyż poszczególne przedstawiono w ciekawy sposób i, co według mnie najważniejsze, były z życia wzięte – mówiła po premierze Magdalena Słomczyńska.

- Co tu dużo mówić. Przedstawienie mi się podobało. Podziwiam tych młodych ludzi za to, że potrafili przyjść tutaj w wakacje i poświęcić swój wolny czas na rozwijanie swoich pasji i zainteresowań - dopowiadała Gabriela Słomczyńska, matka jednej z występujących w spektaklu początkujących aktorek.

Monika Mielcarzewicz, Lato w Teatrze – Jarocin 2010