Drukuj
Po jednodniowej, niedzielnej przerwie wszystkie grupy uczestniczące w jarocińskich warsztatach „Lato w teatrze” wyraźnie przyspieszyły prace. Nic dziwnego. Już w czwartek 12 sierpnia spektakl „Jak ptaki…” będzie miał swoją premierę. Co dzieje się wśród aktorów, scenografów i muzyków przygotowujących przedstawienie? Sprawdziły to dziewczęta z grupy dziennikarsko-promocyjnej. Oto ich zapiski:


Monika Mielcarzewicz:
Poniedziałek 9 sierpnia. Do premiery zostało niespełna cztery dni! Czasu jest już bardzo mało. Rano grupa aktorska wykonuje ćwiczenia rozciągające w celu rozgrzania się. Jeśli ktoś się ociąga, albo niestarannie wykonuje ćwiczenie, choreografka Aneta Zwierzyńska za karę zadaję zrobienie 10 pompek. Jedna z uczestniczek „Garfield” robi ich 20. Współczuję! Następnie biorą się za dopracowanie poszczególnych scen. W jednej z nich aktorzy narzekają na swoich rodziców oraz wyładowują na nich swoją złość. Paulina Krause nie ćwiczy z powodu kontuzji kolana i prawdopodobnie nie będzie mogła wystąpić w przedstawieniu. Trenerzy poszukają dla niej roli nie wymagającej ruchu. Czy pozostali mają już tremę? - Gdy pomyślę, że na premierze będzie wiele ważnych osób to tak, mam tremę. Na razie staram się nie myśleć o tym, że do pierwszego przedstawienia zostały niecałe cztery dni – mówi Katarzyna Słomczyńska.

Sandra Bartniczak: Wchodząc na salę, gdzie ćwiczyła grupa aktorska, zdziwiłam się. Nie tak wyobrażałam sobie przygotowania do spektaklu! Uczestnicy wsłuchani byli w prowadzącego, który tłumaczył, jak mają wyrażać emocje i pokazywać złość. Rzecz jasna to wszystko do spektaklu. Wydawało się, że wszystko jest w najlepszym porządku. Jednak chyba tak nie jest... Choreografce zdarzało się nawet zdenerwować. Być może nagle wpadła też na jakiś pomysł, bo w pewnej chwili usłyszeliśmy głośne „O w mordę …!” Wyraźnie widać, że każdy uczestnik stara się jak może, by wszystko było dobrze zrobione. W grupie panuje miła i pogodna atmosfera. Takie mam wrażenie. Układy, które ćwiczą, są już przygotowywane do finałowego przedstawienia..

Aneta Jaworska: Dziewczyny i dwóch chłopaków z grupy aktorskiej cały czas uczą się jak grać emocje i je okazywać. Trenują cały dzień z krótkimi przerwami, co półtorej godziny. Nie ma co ukrywać, że już po pół godzinie zajęć niecierpliwie wyczekują przerwy. Ćwiczenia naprawdę są trudne. Dużo w nich gimnastyki i biegania. Mimo że bywają bardzo zmęczeni, ciągle słyszymy, że się śmieją. – Może nie powinnam tego mówić, ale czasami słyszę, jak niektórzy narzekają. Nie pokażę nikogo palcem, bo zaraz to zapiszecie - śmieje się choreografka. – Boję, że na przedstawienie przyjdzie z pół Jarocina, w tym wielu moich znajomych – zwierza się Milena Tyklewicz. - Ich boję się najbardziej, bo chociaż mam już zakwasy od ćwiczeń, to i tak czuję się lepiej i pewniej niż na początku – dodaje. Jej koleżanka Katarzyna Szlachetka uzypełnia: - Po prostu coraz swobodniej czujemy się w grupie i coraz lepiej się rozumiemy. Atmosfera jest miła, a prowadzący bardzo sympatyczni.

Aleksandra Robakowska:
Prowadzący warsztaty aktorskie Bartek i Aneta twierdzą, że pomysł na przedstawienie jest prawie gotowy. Ostatecznie zdecydowali już o wyborze miejsca na spektakl. Grany będzie w holu, na schodach i na antresoli czyli we wnętrzach przy wejściu do Pałacu Radolińskich. - Nie mam tremy. Może dlatego, że nie wystąpię na scenie. Będę tylko podkładała głos -  mówi Paulina Krause.

Joanna Musiałek: W grupie scenograficznej przygotowania trwają pełną parą. Im także czas szybko ucieka. Właśnie kleją i wycinają różne rekwizyty niezbędne do przedstawienia. W ich sali panuje największy bałagan. Niektóre elementy są już gotowe. Na przykład wykonany z plastikowych rurek i papieru zegar, stolik z tego samego tworzywa, przeróżne krzesła i okna, kilka masek. W kącie stoją worki pełne samolotów złożonych z jarocińskich gazet. Ile ich jest? Trudno policzyć. Na pewno dużo, bo zrobili je wspólnie uczestnicy zajęć z grup scenograficznej i dziennikarskiej. Samoloty polecą najpewniej podczas spektaklu „Jak ptaki…”. Były już wypróbowane, gdy parokrotnie były puszczane do lotu z pałacowej antresoli. Było przy tym dużo zabawy i śmiechu, a na koniec radosne brawa, gdy się udało. Wśród scenografów nie czuć nerwowej atmosfery. Przeciwnie. Każdy ze spokojem wykonuje swoje zadania. Wyraźnie widać, że grupa jest bardzo zgrana.

Sylwia Sobolewska i Agnieszka Konarska: Coraz więcej dekoracji i strojów jest gotowych. Odnosi się wrażenie, że panuje bałagan i chaos, ale uczestnicy się dobrze bawią, gdy stare ubrania przerabiają na kostiumy dla aktorów. Już podczas samej pracy panuje cisza (nie zawsze!). Wszyscy są pewni, że nic się nie rozleci podczas przedstawienia. Trwa też projektowanie kolejnych kostiumów i malowanie sprayem w ostre kolory dziobatych, ptasich masek. Jest pewne, że w spektaklu na pewno weźmie udział zegar zrobiony z plastikowych rurek i folii. W pałacowych ogrodach spotykamy też ośmioosobową grupę muzyczną plus trzech „panów dyrektorów” czyli Kormorany..  - W spektaklu zostaną użyte bębny, gitara klasyczna, basowa, wiolonczela, keybord, grzechotki, dzwonki oraz piszczałki - informuje Joanna Ratajczak. Członkinie grupy muzycznej uważają, że wspólna gra im całkiem nieźle wychodzi. Czy uczniowie wraz z muzykami wezmą udział w finałowym przedstawieniu?  - Na pewno będziemy imitować różne dźwięki własnym głosem, m.in. kłótnie między sobą – mówią  Ewelina Kowańdy i Joanna Ratajczak. Największym wyzwaniem dla uczestników (właściwie uczestniczek, bo i w tej grupie są same dziewczyny) będzie jednak samodzielna gra w spektaklu. – My jedynie im pomożemy jako dyrygenci – zapewniają zgodnie Krzysztof „Konik” Konieczny, Piotr „Bluesman” Jankowski i Artur „Gaja” Krawczyk. Czy rzeczywiście tak będzie? Pożyjemy, zobaczymy… Wiadomo już, że miejsce dla muzyków występujących w przedstawieniu przewidziano na balkonowej antresoli pałacowego holu.

(red. żuraw)