Drukuj
Uczestniczki zajęć dziennikarskich jarocińskiego „Lata w teatrze” miały okazję obejrzeć telewizyjne wersje dwóch głośnych przedstawień legnickiego teatru: „Balladę o Zakaczawiu” i „Made in Poland”. Ten drugi spektakl świetnie wpisał się w zasadniczy motyw młodzieńczego buntu, który inspirować ma sztukę „Jak ptaki…” przygotowywaną przez uczestników teatralnych półkolonii na finał warsztatów.

"Made in Poland” Przemysława Wojcieszka było teatralnym debiutem młodego wrocławskiego filmowca. Do dziś to najważniejsze przedstawienie w jego scenicznej karierze i spektakl, który legnickiemu teatrowi i twórcom przedstawienia przyniósł grubo ponad 20 festiwalowych nagród i wyróżnień. Oglądana wersja była zapisem bezpośredniej transmisji TVP Kultura ze spektaklu, który -  z udziałem publiczności – odbył się na Scenie na Piekarach we wrześniu 2005 roku.

Sztuka opowiada o młodym człowieku, w którym jest tyle samo złości na świat, co wrażliwości na przejawy zła, które widzi wokół. Boguś z ponurego blokowiska (w tej pełnej ekspresji roli niezwykle sugestywny Eryk Lubos) przeżywa pierwszy w życiu bunt przeciw całemu światu. Rzuca szkołę i ministranturę w kościele, by z metalowym drągiem i wytatuowanym na czole napisem „fuck off” nawoływać do społecznej rewolty.

- Rozbiłem dzisiaj witrynę sklepu z ubraniami. Z drogimi ciuchami dla kobiet. Jedna sukienka kosztuje tam tyle, co trzy wypłaty mojej matki. To straszne – wykrzykuje z wściekłością. - Jestem wkurwiony, chcę walczyć. Wkurwienie - to będzie AIDS XXI wieku - tłumaczy.

Szybko jednak okazuje się, że rozbijanie samochodów i budek telefonicznych nie rozwiązuje żadnego z problemów, przeciwnie, tworzy nowe. Tym bardziej, gdy na jego drodze stanie grupa bezwzględnych bandytów, egzekutorów długów. Z opresji próbują ratować młodzieńca zarówno nawiedzony ksiądz (Bogdan Grzeszczak), jak i ideowy nauczyciel-ateista, przegrany życiowo alkoholik (Janusz Chabor), przy okazji tocząc zasadniczy spór ideowy między sobą.

Interesującym i dość zaskakującym motywem przedstawienia jest wplecenie w akcję postaci idola, piosenkarza Krzysztofa Krawczyka, którego piosenki i życie są drogowskazami zarówno dla sentymentalnego herszta bandytów (Przemysław Bluszcz), jak i samotnej matki głównego bohatera (Anta Poddębniak). W pewnym sensie od Krawczyka wszystko się tu zaczyna i na nim się kończy. Oglądamy nieco bajkowy, tandetny i sentymentalny świat pogubionych wartości, w którym pomieszało się wszystko, i dobro, i zło. Z zaskakującym happy endem w finale.

Sandra Bartniczak: - Oglądając spektakl stwierdziłam, że nigdy nie widziałam czegoś podobnego, czego inni nie pokazują. Przedstawienie wywołało u mnie zaskoczenie, bo główny jego bohater, choć jest osobą do wszystkiego nastawioną negatywnie i buntuje się przeciw wszystkim, to zmienia się zasadniczo, gdy się zakochuje.

Aneta Jaworska: - Bohater spektaklu jest bardzo porywczy. Rzuca swoje dotychczasowe życie (szkołę, kościół), bo chce się zbuntować przeciwko całemu światu. Wytatuował sobie "Fuck off" na czole, by zademonstrować wszystkim, co myśli. Zbyt mocno wierzy, że można coś osiągnąć przemocą, niszcząc wszystko na swojej drodze. Rzadko w jakimś spektaklu widziałam tyle złości w ludziach. To jednak ciekawa postać, choć nie do naśladowania.

Agnieszka Konarska:
- Spektakl rozpoczyna się w dość dziwnym miejscu, w plenerze na betonowym blokowisku. Miałam wrażenie, że widzowie nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, że przedstawienie się rozpoczęło. To opowieść o buncie i wolności, pewnie dlatego tak bardzo trafia do młodych ludzi.  Bunt głównego bohatera, choć wyrażany w sposób prymitywny, jest manifestacją czegoś znacznie ważniejszego i delikatniejszego. To pełny bezradności sposób wołania o pomoc. Nie każdy to zrozumie. Bunt i agresja mijają, gdy bohater się zakocha w siostrze przyjaciela.

Aleksandra Robakowska i Monika Mielcarzewicz: - Byłyśmy zdziwione, że powstało coś takiego, ale też rozbawione niektórymi tekstami. Zobaczyłyśmy coś nowego, czego jeszcze nie oglądałyśmy i co trudno znaleźć.  Spektakl może razić niektórych ludzi ogromną ilością przekleństw, jednak nam to nie przeszkadzało. Możemy nawet spokojnie powiedzieć, że nam się podobało.

Joanna Musiałek: - Sztuka opowiada historię życia młodego, zbuntowanego chłopaka, który musi mierzyć się z wieloma przeciwnościami losu. Problem w tym, że na wszelkie niepowodzenia odpowiada złością i agresją. Szanuje tylko swoją matkę, bo żyje na jej garnuszku. Boguś, bo tak ma na imię główny bohater, zaczyna wątpić w Boga, a upust swym negatywnym emocjom daje rozbijając parkowane w pobliżu samochody. Pewnego dnia niszczy kosztowny samochód windykatorów-gangsterów i tak rozpoczyna się jego nieszczęsna przygoda, w której zagrożone jest jego życie. Pomocy szuka u swojego dawnego nauczyciela wyrzuconego ze szkoły za pijaństwo. Nie znajduje jednak u niego zrozumienia, gdyż ten każe mu znaleźć pracę (choć w pewnej chwili ocali także życie chłopaka). Ratunek przychodzi z nieoczekiwanej strony. Pewne zdarzenie prowadzi do niezwykłej przemiany Bogusia. Szczegółów nie zdradzę. Nadmienię tylko, że cała przygoda zakończy się dla chłopaka szczęśliwie. Całość warta jest obejrzenia. Pouczająca, trafiająca do młodych - te określenia jako pierwsze przychodzą mi na myśl. W przyszłości chciałabym zobaczyć tę sztukę „na żywo.

Wrażenia z telewizyjnej wersji „Made in Poland” Przemysława Wojcieszka zrealizowanej na Scenie na Piekarach Teatru Modrzejewskiej w Legnicy (2005) kamerami TVP Kultura zapisały uczestniczki zajęć w grupie dziennikarsko-promocyjnej teatralnych warsztatów „Lato w teatrze” prowadzonych w Jarocinie. Zredagował: Grzegorz Żurawiński.