Drukuj

Nie milkną echa szokujących otrzęsin w salezjańskim gimnazjum. Zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami. Jednego tylko brakuje. Samokrytyki sprawców skandalu. I rozumu u ich – pożal się Boże – obrońców.

Ujawnienie skandalu poddało próbie wiarygodności także polityków. W niedzielnym „Śniadaniu w Radiu Zet” u Moniki Olejnik oburzenia nie krył nawet pisowski prominent Adam Hofman: „Takie rzeczy trzeba piętnować. Sam mam dzieci i gdyby jakiś ksiądz czy opiekun tak by się zachował, to zrobiłbym straszliwą awanturę”. Możecie nie wierzyć, ale tak było! To jednak nie koniec.

W poniedziałkowy wieczór obrzydliwe kocenie (czytaj: poniżanie dzieci) u salezjanów będzie jednym z tematów programu „Tomasz Lis na żywo”. Nie ma bowiem dnia, by media nie podejmowały sprawy, która wywołała szok i niedowierzanie. Pisały o tym niemal wszystkie polskie gazety, nie tylko tabloidy, informowały obszernie media elektroniczne.

Wbrew wysiłkom organizatorów otrzęsin i ich sojuszników (także rodziców dzieci uczestniczących w skandalu) sprawy nie udało zamieść się pod dywan, ani jej wyciszyć. Jedynie w Lubinie zaległa pełna zażenowania, ale także tchórzliwa cisza. Nie udało się także klasyczne odwracanie kota ogonem w czym celowały media kościelne. Przykładem były relacje legnickiego Radia Plus, w których winnych afery, której – ponoć – w ogóle nie było,  szukano wszędzie, tylko nie u jej sprawców.

W relacjach diecezjalnej rozgłośni to w nas, dziennikarzach, ale także w czytelnikach gazet i telewizyjnych widzach, szukano diabła wyhodowanego na pornograficznych filmach i pełnych erotyki mediach. To ponoć wyłącznie nam, pokazane obrazy – w plusowych relacjach niewinne jak buzie trzynastoletnich dziewcząt - miały się obrzydliwie kojarzyć. Refleksji z czym otrzęsinowe „zabawy” kojarzyły się lubińskiemu księdzu dyrektorowi, a przy tym – o ironio - diecezjalnemu egzorcyście, w nich nie było. Ktoś najwyraźniej uznał je za nieprawomyślne i niecenzuralne.

Mógłbym na to machnąć ręką. Nie mój cyrk, nie moje pawiany. Ostatecznie do hipokryzji mediów, które są ideologicznie sformatowane i zaangażowane, dawno już  przywykłem. Sensu tego stanowiska pojąć jednak nie potrafię. Na zdrowy rozum (zgrzeszę tu naiwnością) to właśnie katolickie media powinny poddać miażdżącej krytyce zarówno samo poniżające dzieci kocenie, jak i jego zakonnego organizatora. Tym ostrzej i bardziej jednoznacznie, że ewidentnie szkodzi to wizerunkowi i autorytetowi całego Kościoła, który ma i tak wystarczająco sporo za uszami w kontrowersyjnych (to eufemizm) relacjach pasterze-owieczki.

Doprawdy zabawnym jest, gdy to felietonista spoza owczarni zmuszony jest przywoływać Biblię i św. Mateusza: „ A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz? Obłudniku, wyjmij najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego”. Najwyraźniej kościelne media wyznają zdecydowanie bardziej świecką zasadę, według której ornitolog nie musi fruwać. Z czym, ale tylko w generaliach, się zgadzam.

Tak czy inaczej afera ze zdjęciami uczniów zlizujących bitą śmietanę (maczających nosy w piance do golenia) z kolan księdza z katolickiego gimnazjum „rozsławiła”  zarówno Lubin, jak i Polskę. Pisały o niej („odrażające i szokujące”) amerykańskie i brytyjskie serwisy, m.in.: Daily Mail, The Huffington Post, The Telegraph, The Sun, a pewnie także inne.  Ponieważ jednak nasza chata z kraja ksiądz dyrektor i pedagog nie został nawet zawieszony w pełnionych obowiązkach. Słowo przepraszam także nie padło. Trudno się tego spodziewać. Prędzej uda się sitem nabrać wody ze studni.

Żuraw, 24 września 2012 r.