Drukuj

Do czego służy Internet? Do informowania? Owszem, także. Coraz częściej jednak do praktycznie bezkarnego i anonimowego wyzywania, obrażania i podkładania świni. Przykładów przybywa.

Powstanie specjalnego serwisu, który służyć ma wyłącznie temu celowi było zatem jedynie kwestią czasu. No to jest, nieco na wyrost stając się wakacyjną pożywką dla mediów. Swinia.pl profil ma sprecyzowany jasno: „służy do wyrażania opinii, tzw. podkładania świni, dodawania komentarzy pod podłożoną świnią oraz dokonywania oceny" – napisali założyciele ogólnopolskiego serwisu, który stał się kilkudniową ogórkową sensacją.

Trzeba przyznać, że założyciele świńskiego portalu obdarzeni są nieprzeciętnym poczuciem humoru. Do regulaminu wpisali bowiem, że „zabronione jest umieszczanie treści, które zawierają jakiekolwiek treści lub materiały niezgodne z obowiązującym prawem, zawierające groźby, nieprawdziwe pomówienia, znieważenia, wulgaryzmy i słowa ogólnie uważane za obraźliwe".  To o tyle śmieszne, że innych treści, niż naruszające wszystkie powyższe zasady, serwis nie zawiera. No, może poza nad wyraz licznymi linkami do stron pornograficznych, czemu – jak się wydaje – w istocie służy nowa świntusząca witryna.

„Zamieszczane treści powinny być zgodne z przyjętymi zasadami poprawnej pisowni” – ostrzegają równie dowcipnie twórcy portalu. Jest zatem poprawnie. Szmata, tępak, dziwka, pojeb, narkoman, idiota… to łagodniejsze z wyzwisk, które towarzyszą zamieszczanym zdjęciom i komentarzom. Założyciele internetowego kuriozum rżną przy tym totalnego głupa (pamiętacie jeszcze sejmowe „rząd rżnie głupa” brydżysty i niszowego polityka Janusza Korwina-Mikke?). Zastrzegają bowiem, że „administratorzy i moderatorzy nie ponoszą odpowiedzialności za prezentowane przez innych użytkowników treści. Zobowiązani są jedynie do ich nadzorowania po zgłoszeniu nadużycia". Na razie faktycznie nie ponoszą, bo policja i prokuratura nad wyraz zgodnie umywają ręce.

Nie dziwi mnie to. Anonimowe obrażanie, pomawianie, wyzywanie i podkładanie świni to internetowy standard, a nie wypaczenie. Znajdziecie to na każdym portalu, bo tchórzliwych, a wrednych idiotów z kompleksami jest ci u nas dostatek. Niektórzy, równie mądrzy, nazywają to nawet – o tempora, o mores! - obywatelskim dziennikarstwem. Jego przykłady mamy także na naszym legnickim podwórku. Trwający właśnie (choć tajny – pytanie do sędziego, dlaczego?) proces młodych liderów lokalnego SLD jest klinicznym przykładem tego zwyrodnienia.  Nie trzeba być zbyt bystrym, by zauważyć, że podkładanie świni i obrzucanie gnojem stało się standardową metodą walki politycznej przeniesionej do sieci.

Twórcom serwisu swinia.pl nie da się zarzucić tylko jednego – sprytu i biznesowej inteligencji. Osiągnęli wszystko, co zamierzali. Mają rozgłos, a liczą także na kasę. Okazuje się bowiem, że najprostszą metodą usunięcia obraźliwego wpisu jest… wykupienie u administratora kodu, dzięki któremu można dokonywać zmian publikowanych treści. Za „jedyne” 24 zł (koszt sms-a) już po 12 godzinach można zatem podłożoną świnię zarżnąć, bądź pognać do innego chlewika, by świniła innym.

W moim kraju można zatem bezkarnie zarabiać na łamaniu prawa (w sposób oczywisty mamy niemal w całej sieci do czynienia z nagminnym i masowym naruszaniem dwóch artykułów kodeksu karnego: 216 i 212). Najwyraźniej życie w chlewie nikomu nie wadzi. Ślepy i głuchy jest nawet - zajęty świątobliwym moralizowaniem - konserwatywny minister sprawiedliwości. Ów prominent zachowuje się wobec problemu jak Kubuś Puchatek. Pamiętacie?  Miś o Bardzo Małym Rozumku spoglądając na swoje łapki wiedział, że jedna z nich jest prawa, a nawet to, że ta druga jest lewa. Nie wiedział jednak, jak zacząć ustalanie, która jest którą.

Chocholi taniec bezradności trwa zatem w najlepsze. Nie pozostaje mi nic innego, jak za Franzem Maurerem z „Psów” powtórzyć, że „świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia”. Filmowy bohater trudnił się jednakowoż także „wyrywaniem chwastów”. Niestety. Tak było w kinie. W realu chętnych, by plewić internetowy ogródek nie widzę.

Żuraw, 25 lipca 2012 r.