Drukuj

Dziwny jest ten świat – śpiewał jeden z idoli mojej młodości. Faktycznie. Na trzeźwo otaczający mnie świat jest nie do pojęcia. Przykładami z daleka i bliska można sypać jak z rękawa. Zaskakujące, że zdziwionych jest tak niewielu.



Wielbiciele trójkowych magazynów satyrycznych z lat mojej młodości zapewne pamiętają kultowe dialogi Majstra (Stefan Friedmann) z Docentem (Jonasz Kofta). Im przypomnę, a reszcie zacytuję, fragment piosenki, która je poprzedzała: „Przez cały kraj, idziemy dwaj,  czy słońce czy śnieżek czy słota!  Niezbędna jest, czy chce ktoś, czy nie, w pionie usług fachowa robota. Czy to sens ma kląć, że ten świat z kiepskiego zrobiony surowca? Bo dobry Bóg już zrobił, co mógł, teraz trzeba zawołać fachowca!” Będzie zatem o fachowcach. Wyjątkowych, bo specjalistach od wciskania kitu.

Pierwsze z brzegu. Prawo o ogrodach działkowych. Trybunał konstytucyjny nie zostawił suchej nitki na legislacyjnej działalności naszych suto opłacanych wybrańców z immunitetami. Okazało się, że uchwalone siedem lat temu głosami SLD, PSL i Samoobrony prawo jest kompletnym bezprawiem, a niemal połowa wszystkich zapisów w ustawie jest sprzeczna z konstytucją. Głupota? Brak kompetencji? Nic z tych rzeczy! Najzwyczajniejszy polityczny oportunizm i cynizm. Ci, co uchwalali ustawę doskonale wiedzieli, że rodzą potwora. Doskonale znali miażdżącą opinię sejmowego biura prawnego i opinię ekspertów.  

Nasi fachowcy wiedzieli jednak coś zdecydowanie ważniejszego. Nieprzypadkowo kuriozalną ustawę przyjęli na trzy miesiące przed wyborami, gdy decydowały się ich polityczne losy, a władza wymykała im się z rąk. Wiedzieli też doskonale, że bezczelność, nonszalancja i kpiny z prawa to w ich politycznym fachu zaleta, a nie wada. Działkowcy to zbyt potężna wyborcza armia,  by – za cenę trwania przy władzy i wzorem Onufrego Zagłoby – nie obdarować ich Niderlandami. Ostatecznie „naszym zamiarem nie jest przyrzekanie cudów, ale gdybyśmy obiecali gruszki na wierzbie, to one tam wyrosną” – mawiał klasyk, były i aktualny lider lewicy. Jak się okazało miał rację.

Nie on jeden. Przykład z lokalnego podwórka. Równo pięć lat temu stworzono w Legnicy spółkę, która miała być alternatywą dla powolnej, ale – jak się wydaje - nieuniknionej likwidacji legnickiej huty w jej obecnym kształcie i funkcjach. „Podstawowym naszym celem będzie stworzenie 2,5 tysiąca nowych miejsc pracy i przyciągnięcie co najmniej 50 inwestorów” – uroczyście zapewniali wspólnicy legnickiego parku technologicznego z KGHM, dolnośląskiego urzędu marszałkowskiego i wrocławskiej politechniki. „Ma to być miejsce, gdzie wynalazki, patenty i najnowsze technologie opracowywane przez naukowców będą przekuwane w gospodarczy i komercyjny sukces” – wieszczył rektor optymista. „Dzisiaj słowo stało się ciałem” – dodawał liturgicznie miedziowy prezes. Szampan lał się strumieniami.

Minęło pięć lat. Działo się sporo. Prezesi Letii przychodzili, obiecywali i odchodzili. Tylko na okołohutniczych terenach spółki panował błogi spokój i cisza. Ale sukces być musiał, no to jest! I to nie byle jaki, bo murowany. Centrum miasta ozdobił zatem zbudowany za blisko 40 milionów złotych nowoczesny biurowiec. Pytanie po co i dla kogo ten pustostan-gigant (8 tysięcy metrów kwadratowych!) byłoby w tej sytuacji wredną prowokacją. Tym bardziej, że („dobry Bóg już zrobił co mógł”) wezwano w końcu fachowca (od wynajmu nieruchomości).  Drobiazg. Najważniejsze, że zbliża się czas uroczystego przecięcia wstęgi, a dziennikarze mają co pokazywać i o czym pisać.  Można też pozwiedzać efektowną budowlę, która lada moment - za sprawą filmowych planów Waldka Krzystka – na chwilę stanie się siedzibą rosyjskiego FSB (dawne KGB). Wsio w pariadkie. W małej Moskwie lepszy rydz, niż nic.

Było o fachowcach od kitu, to – na koniec i dla równowagi - słówko o tych od wazeliny. Za to o specjalistach wybitnych i nie do podrobienia. Legnickie TPD nagrodziło ostatnio zasłużonych w społecznej służbie dzieciom.  Najważniejsze tytuły „Dobroczyńców Roku” przyznano…  Nie zgadniecie! Prezydentowi miasta i legnickiemu staroście. Niestety. Agencje nie informowały czy z tej wyjątkowej okazji  sikorka pukała dzióbkiem w okno ratusza, ani też czy nad miastem i powiatem pojawiła się gwiazda i podwójna tęcza. W Korei Północnej byłoby to nie do pomyślenia.

Żuraw, 16 lipca 2012 r.