Drukuj

Od kilku tygodni czuję się jak tytułowe zwierzę. Tym razem nie chodzi jednak o Kłapouchego przyjaciela Kubusia Puchatka, ale o bohatera wierszyka Aleksandra Fredry. Wyjaśnię.



Na początek krótkie, acz niezbędne przypomnienie. Jaśnie pan hrabia napisał onegdaj rzecz następującą, wielu – choćby pobieżnie – doskonale znaną: „Osiołkowi w żłoby dano, w jeden owies, w drugi siano. Uchem strzyże, głową kręci i to pachnie, i to nęci. Od którego teraz zacznie, aby sobie podjeść smacznie? Trudny wybór, trudna zgoda. Chwyci siano, owsa szkoda, chwyci owies, żal mu siana. I tak stoi aż do rana, a od rana do wieczora; aż nareszcie przyszła pora, ze oślina pośród jadła z głodu padła”.

Jestem w podobnej sytuacji, choć dołożę starań, by przetrwać. Nie będzie łatwo. Zwłaszcza w nadchodzący weekend. Oto startują równocześnie dwie kulturalne imprezy, z których każda warta jest grzechu i uczestnictwa. Chodzi o jubileuszowy Satyrykon i drugą odsłonę Festiwalu Teatru Nie-Złego. Szykuje się trzydniowa jazda bez trzymanki ponad konsumpcyjne możliwości. Ponad, bo część wydarzeń nakłada się na siebie i zmuszony jestem dokonać niechcianego wyboru, czyli rezygnacji. Wkurza mnie to, by nie powiedzieć dosadniej.

Jedynym pocieszeniem jest dla mnie to, że jako człowiek wiekowy pociechy mam już bardziej niż dorosłe i rozrzucone po świecie. Rodzicielskie obowiązki wynikające z Dnia Dziecka już mnie nie dotyczą, co daje odrobinę luzu. Reszta jawi się koszmarem. Nie mam najmniejszych szans, by spotkać się z wybitnym twórcą polskiego teatru Piotrem Tomaszukiem, o ile chcę obejrzeć koncert poświęcony wybitnemu satyrykowi i twórcy kabaretowych piosenek  Janowi Kaczmarkowi. Temu z wrocławskiej Elity i radiowego Studia 202. Oba te wydarzenia są tego samego dnia, o tej samej porze. Kicha.

A przecież jako człowiek dysponujący sporą ilością wolnego czasu i tak jestem w komfortowej sytuacji. Co w sytuacji totalnego nagromadzenia wydarzeń kulturalnych zrobić ma przeciętny Kowalski? – Niech nie boli cię głowa. On i tak nie uczestniczy w wydarzeniach kulturalnych spełniając się całkowicie przed telewizorem – podpowiada błyskawicznie i złośliwie teatralna koleżanka. Pewnie ma rację, ale wolałbym, żeby miał szansę i swobodę wyboru. Trudno o nią w mieście, w którym wszystkie ważne i atrakcyjne wydarzenia kulturalne (nie mylić z rozrywką) odbywają się między majem, a początkiem czerwca. Wszystkie (prawie)!

W tym roku organizatorzy tłumaczą się ucieczką przed terminami związanymi z piłkarskim Euro. To jeden z powodów, dla których teatralny festiwal „wpada” na przyspieszony Satyrykon. To wymówka, bo podobnie jest od wielu lat. Legnica Cantat, Festiwal Srebro, Satyrykon, kluczowe wydarzenia teatralne, muzealne, a nawet studenckie Juvenalia i Dni Legnicy (w tym roku padaczka), czyli flagowe wizytówki kulturalnej Legnicy zawsze odbywają się w kilka wiosennych tygodni. Bardzo często kolidują ze sobą. Czy tak być musi? Czy nie można inaczej ułożyć kalendarza? Czy nikomu na tym nie zależy?

Blisko 40 lat temu powstało „Wielkie żarcie”, szokujący i zakazany w wielu krajach film Marco Ferreriego o facetach, którzy postanowili popełnić samobójstwo z… przejedzenia (przy okazji organizując sobie niezłą erotyczną orgietkę). Organizatorzy i koordynatorzy legnickiej kultury zachowują się podobnie. Na szczęście po wiosennym i krótkotrwałym obżarstwie fundują nam wielomiesięczny kulturalny post. Legnickie osiołki, choć skołowane, jakoś przeżyją.

Żuraw, 31 maja 2012 r.