Drukuj

Od miesięcy Legnica skutecznie likwiduje zespół pieśni i tańca noszący jej imię. Z coraz lepszymi rezultatami. Właściwie, to już została jedynie nazwa i znaczek firmowy. Komuś należy się wielkanocny prysznic.

Z początkiem kwietnia dokonano kolejnego, jak się wydaje ostatecznego, rozbioru zespołu. Nie ma już w nim grupy dorosłych tancerzy i śpiewaków czyli grupy, która przez blisko 40 lat stanowiła o jego reprezentacyjnym obliczu. Odeszli wraz ze swoim choreografem, gdyż – jak mówią – nie byli w stanie znieść atmosfery niechęci i podejrzeń, jaką stwarzał wokół zespołu organizator jego działalności czyli Legnickie Centrum Kultury.

Konflikt narastał od dawna. Rozwiązywano go z właściwą dla urzędników kulturą, elegancją i poczuciem smaku. Już we wrześniu ubiegłego roku na zieloną trawkę posłano kierowniczkę zespołu. Maria Chrzanowska prowadziła go od 1976 roku.  – Udało się nam przetrwać komunę, stan wojenny, rewolucję solidarnościową. Poległam w starciu z władzą arogantów i ignorantów, którzy mnie i mój dorobek wyrzucili na śmietnik. Czuję się niepotrzebna temu miastu – moja rozmówczyni nie kryje goryczy i emocji.

Dziwiłbym się, gdyby było inaczej. Bezceremonialnie pozbyto się osoby nietuzinkowej, która legnickiemu zespołowi zaprzedała duszę i poświęciła najlepsze lata życia. Osoby, której niespełna dwa lata temu, z okazji jubileuszu Zespołu Pieśni i Tańca „Legnica”,  prezydent miasta wręczał przyznaną przez ministra kultury Odznakę Honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. Wręczał osobie znanej i już wcześniej cenionej - laureatce Nagrody Miasta z roku 1998 i wielu innych wyróżnień, które nawet w nazwie miały słowo „ zasłużony” (dla kultury, miasta i byłego województwa), podobnie jak Złoty Krzyż, który także jej przed laty wręczono.

Tymczasem… - W ostatnich latach miałam wrażenie, że robiono wszystko, abym się zniechęciła i sama odeszła z zespołu. Byłam obrażana, krzyczano na mnie, smarkacz na funkcji traktował mnie jak gówniarę i czekał, kiedy się poddam. Zmieniono mi na gorsze warunki pracy, zmniejszono wynagrodzenie do 500 zł na miesiąc. Zacisnęłam zęby i nie rezygnowałam. No to pozbyto się mnie wręczając pismo o zakończeniu współpracy. Wtedy nie wytrzymałam i odesłałam ministrowi jego odznaczenie – wyjaśnia Chrzanowska.

Pozbyto się zatem wieloletniej kierowniczki, potem choreografa zespołu, odeszli wszyscy, którzy tworzyli jego reprezentacyjny i doświadczony trzon. Likwidatorzy wyraźnie się tym nie przejęli. Zamiast wyjaśnień słyszymy, że „świat się nie skończył, bo jedni z zespołu odchodzą, inni przychodzą”, a także bliżej niesprecyzowane zarzuty o konflikcie interesów, o angażowanie się w pracę konkurencji.

Ta ostatnia insynuacja brzmi doprawdy szczególnie. Ma w sobie coś pikantnego. Tyle, że z klasycznie freudowskiej wpadki, albo – jak kto woli – z odwracania kota ogonem. Bo realny konflikt interesów w LCK istnieje. Przypadkowo jest bowiem tak, że kierownikiem działu nadzorującego działalność ZPiT „Legnica” jest szef łemkowskiej „Kyczery”. Co samo w sobie jest grubym nieporozumieniem, a że źródłem napięć i konfliktów, to oczywiste. Zdarzenia ostatnich miesięcy są tego wyrazistym dowodem.

Jedno jest bezdyskusyjne. Dzieje się źle. Komuś w tej sprawie należy się lanie. Wielkanocny poniedziałek to dobra okazja, by w zgodzie z tradycją zrobić pierwszy krok w tej sprawie. Kubeł zimnej wody zdecydowanie się przyda, bo - jak pisał Andrzej Waligórski - „Kultura to sprawa nie tylko arrasów, nie tylko wierszyków, pomników i róż. Tępimy brudasów. Tępimy brudasów. Tępimy brudasów i już!”. Zdecydowanie warto. Choćby dla higieny.

Żuraw, 9 kwietnia 2012 r.