Drukuj

Czy jesteśmy świadkami początku społecznego buntu, którego rozmiar i konsekwencje trudne są do przewidzenia? Socjolodzy zaprzeczają. Mam jednak wrażenie, że ich badania straciły termin przydatności do użycia.



W Legnicy przeciw rządowi i ACTA bardzo spontanicznie demonstrowało 1,5 tysiąca, głównie młodych i bardzo młodych ludzi. To więcej, niż ogląda mecze Miedzianki na stadionie w parku. Więcej, niż podczas jakiejkolwiek legnickiej manifestacji w ostatnich latach. Dużo więcej nawet, niż podczas organizowanego przez – było, nie było – zawodowców, solidarnościowo-kościelnego marszu w obronie świętości niedzieli.  Diabeł poszeptuje mi, że to tylko początek. Młodzi mają bowiem coraz więcej powodów do wściekłości, ale - to jeszcze ważniejsze – także coraz więcej nowoczesnych narzędzi, by swój bunt zorganizować i zademonstrować.

Prawie co trzeci legniczan w wieku 25-34 lat nie ma pracy, a większość tych, co ją ma, pracuje za bardzo niskie wynagrodzenia, często tylko tymczasowo w ramach tzw. umów śmieciowych. I co ważniejsze, sytuacja tej grupy się pogarsza. Jest gorzej, niż rok temu! Rosą opłaty nakładane przez gminę i spółdzielnie mieszkaniowe, szybują ceny paliwa, towarów i usług, coraz trudniej o kredyt. Na Dolnym Śląsku (zaskoczenie!) płace nie nadążają już za kosztami życia, a wśród najmłodszych pracowników nawet spadają! To oficjalne dane.

Czy w tej sytuacji młodzi powtórzą rewoltę, jaka miała miejsce ponad 30 lat temu? Tym razem przeciwko ówczesnym jej liderom, byłym pięknym dwudziestoletnim, co to dawno już zgolili brody i wąsy, a tureckie sweterki – już jako starzy wypasieni i wkurwieni – zamienili na garnitury Bossa i Armaniego? To zdumiewające, jak byli rewolucjoniści za nic nie chcą, ani nawet nie próbują, zrozumieć, o co tym młodym chodzi. Nie kuma ani sojusz leśnych dziadków zdziwiony, że młodzi lewicowcy wolą palikociarnię, ani popisowa liberalno-narodowa konserwa - zarówno ta z władzy, jak i opozycji.

Tu nie chodzi o ACTA, bo protestujący nawet nie wiedzą, co te „pacta” mają regulować. Zdecydowanie bardziej chodzi o narastające poczucie krzywdy i wykluczenia. O widoczną gołym okiem alienację i arogancję władzy. Na razie młodzi demonstrują, bo ktoś podpowiedział im, że ACTA to zamach na ich prawa do nieskrępowanego korzystania z Internetu. Zatem zamach na jedyny dostępny im obszar wolności. Mają rację, bo sposób, w jaki się to prawo wprowadza, to tylko kolejny dowód, że demokracja staje się fikcją, a realna władza nie należy już do żadnych wybieralnych, a więc kontrolowanych, przedstawicieli. Nie o użytkowników Internetu, nawet nie o twórców tu chodzi, ale o wielki biznes, który włada i zarządza wytworzonymi przez nich dobrami (od lekarstw, żywności i ciuchów, po samochody, komputery, filmy, muzykę itd.). Gra idzie o wolność, ale dla światowych korporacji i kolejne setki miliardów dolarów do zarobienia.  O amerykańsko-japoński plan uderzenia w Chiny - największy rynek świata, który jest też największym piratem globu.

Mam wiele sympatii dla młodych zbuntowanych. Popieram ich i kibicuję ich protestowi. Bo jeśli nie teraz to kiedy? Kto za młodu nie był rewolucjonistą, na starość będzie tylko świnią. Zatem: „Dalej, bryło, z posad świata! Nowymi cię pchniemy tory, aż opleśniałej zbywszy się kory, zielone przypomnisz lata” (Mickiewicz). Tak czy inaczej, jedno jest pewne. Politycy są totalnie zaskoczeni i przerażeni. Już samo to, cieszy.

Bunt niedocenianych i wykluczanych z pokolenia facebooka i sms-a, którzy w 2007 roku niespodziewanie ruszyli do urn, obalił już jednego premiera, który ich totalnie nie rozumiał i lekceważył (tego od: „nie jestem entuzjastą tego, żeby sobie młody człowiek siedział przed komputerem, oglądał filmiki, pornografię, pociągał z butelki z piwem i zagłosował, gdy mu przyjdzie na to ochota”). Intuicja podpowiada mi, że historia się powtarza. Tylko teraz na celowniku jest kompletnie zaskoczony jego przeciwnik i następca (oj, polecą rządowe głowy…). Czy Tuskowa metoda wymiany „zderzaków” i przejścia na wsteczny zadziała? Myślę, że wątpię. A jeśli nawet, to tylko na chwilę. Bo – powtórzę – nie o Internet tu chodzi. To tylko narządzie. Choć potężne, a do obalania władzy wielce przydatne. W paru krajach już to przerobiono.

Żuraw, 27 stycznia 2012 r.