Drukuj
Mało jest pomysłów, które otwierałyby tyle możliwości: mamy tu kawałek tragicznej historii XX wieku, mamy marzenie o wolności, rozjechane gąsienicami czołgów na Placu Wacława w Pradze, mamy pacyfistyczną satyrę na wojnę w stylu Szwejka, mamy wreszcie pastisz przygodowego kina wojennego w stylu Czterech pancernych. A wszystko to w realiach z Haszka, Hrabala i Havla. Czy może być lepszy pomysł na polsko-czeską komedię? - tak o swoim pomyśle na film fabularny pt. "Operacja DUNAJ" pisze Jacek Głomb w reżyserskiej eksplikacji projektu.

Operacja „Dunaj” czerpie ze zdarzeń prawdziwych – w czasie inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w sierpniu 1968 roku rzeczywiście zaginął polski czołg. Scenariusz Jacka Kondrackiego i Roberta Urbańskiego wychodzi od tego wydarzenia, ale dalej opowiada już fikcyjną – aczkolwiek zabawną i przewrotną – historię o tym, co działo się potem.

Ważny dla mnie jest sposób opowiadania. Rzecz dotyczy Historii, ale opowiada się o niej z perspektywy głęboko ludzkiej i to dla mnie największy walor tego tekstu. Na to chciałbym postawić w realizacji – na opowieści o ludziach, których – niezależnie od ich politycznych i ideologicznych uwikłań – będziemy bronić. To nie będzie film rozliczeniowy, nie chcemy rozdrapywać ran, a raczej uśmiechnąć się do tej Historii, która jest z jednej strony historią procesów i ideologii, ale z drugiej – dla nas ważniejszej – historią ludzi, ich losów, często wykraczających poza stereotyp „zwykłego Polaka”, „zwykłego Czecha”.

To będzie film polsko-czeski – nie tylko dlatego, że do współpracy produkcyjnej zaprosiliśmy Czechów i że wystąpią w nim czescy aktorzy. Również dlatego, że opowiada ich wspólne losy, zapisane często w rodzinnych wspomnieniach, historię, o której mówi się w domach, ale która przecież na dobrą sprawę pozostaje wciąż nieznana, nie jest upowszechniana.

Mimo upływu wielu lat i zasadniczych zmian ustrojowych, które dokonały się po obu stronach granicy, temat udziału wojsk polskich w zniewalaniu sąsiadów nie przebił się w krajowej twórczości artystycznej, a związane z nim trauma i wstyd zrodziły tabu. W efekcie dla wielu młodych Polaków „nie ma tematu”, a wiedza o dramatycznych wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat jest bliska zeru. Dlatego warto opowiadać tę historię – także po to, aby pokazać ludzką twarz Historii.

Czeskie kino przeżywa dziś okres rozkwitu, ma wielu miłośników.  Jednocześnie w Polsce istnieje ogromna rzesza odbiorców komedii wojennych – Gdzie jest generał?, Jak rozpętałem drugą wojnę światową to filmy kultowe. Nasza opowieść chce w sposób umiejętny połączyć te dwie grupy publiczności.

Chcemy zrobić film „i do śmiechu” i „do płaczu”. Zabawny, ale szlachetny w sposobie opowiadania. Nasi bohaterowie – załoga „Biedroneczki” vel „Rudego” –  nie są bojownikami o wolność i demokrację. Nie kierują nimi „szlachetne intencje”. Dopiero to, co spotyka ich w Czechosłowacji, powoduje, że na swój sposób się zmieniają. Stają przed zadaniami, które ich przerastają, i przegrywając jako żołnierze (choć nie zawsze), wygrywają jako ludzie. Jest to więc opowieść o duchowej przemianie, o wydobywaniu się z nikczemnej kondycji, o tym, że warto mieć marzenia.

Film zrealizujemy na pograniczu polsko-czeskim, w jednym z tych urokliwych miasteczek, które wyglądają tak samo – choć dzieli je granica, a ludzie w nich mówią różnymi językami. Zrealizujemy go z dbałością o szczegół, o realia 1968 roku. Ten bardzo ciekawy, a jednocześnie absurdalny świat może być dla współczesnego widza bardzo atrakcyjny. Dowodem na to są sukcesy innych filmowych powrotów w przeszłość jak np. Pod jednym dachem i Musimy sobie pomagać Jana Hrzebejka, by nie wspominać już o takich polskich klasykach, jak CK Dezerterzy.

Jacek Głomb