Drukuj
- Słowo debiut dla twórcy w wieku 45 lat brzmi jak kiepski żart. Zresztą, przy filmie pracowałem prawie tak samo, jak na scenie przy spektaklu – mówi o pracy przy „Operacji Dunaj” reżyser filmu Jacek Głomb. Za tydzień polska premiera filmu w Nowej Rudzie, a dzień później, w środę 5 sierpnia, galowy pokaz w Legnicy. Z reżyserem rozmawia Zygmunt Mułek.


Pierwszy oficjalny pokaz „Operacji Dunaj” odbył się 10 lipca na pozakonkursowej projekcji podczas 44. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Karlowych Warach. Jakie wrażenia?


JG:
- Bardzo dobre! Połowę widowni stanowili młodzi Czesi, których bardzo śmieszyły polskie dialogi filmu. Trzykrotnie w trakcie projekcji bito nam brawa. Myślę, że to dobrze rokuje filmowi. Tym bardziej, że nie przyjechaliśmy wyścigować się o nagrody, bo to film nie dla salonu, nie dla krytyki, ale dla zwykłych ludzi. Przedstawiciel firmy Bonton, czeskiego dystrybutora filmu, był bardzo zadowolony z pokazu, a polski ambasador w Czechach Jan Pastwa zwrócił mi uwagę, że ten film, bardzo ułatwi mu służbę dyplomatyczną. Dwóch młodych producentów niemieckich zagadało, że chcieliby nakręcić podobny film o relacjach polsko-niemieckich. Ciekawe wyzwanie, choć na pewno trudniejsze niż to, co zrobiliśmy w „Operacji Dunaj”.

Jak się Pan Czuje jako filmowy debiutant?

JG: - Jestem, ale nie czuję się debiutantem! Słowo „debiut” dla twórcy w wieku czterdziestu pięciu lat brzmi jak kiepski żart. Zresztą, przy filmie pracowałem prawie tak samo, jak na scenie przy spektaklu. Jasne, że są różnice techniczne, ale miałem świetną ekipę profesjonalnych filmowców, np. doskonałego operatora kamery Jacka Petryckiego i to bardzo mi pomagało.

Czy po obejrzeniu gotowego filmu chciałby Pan teraz coś w nim zmienić?

JG: - Jasne! Gdybym wiedział o robieniu filmu tyle, co teraz po jego zrobieniu, to parę rzeczy bym zmienił. Na planie często dyskutowaliśmy z ekipą filmową, jak coś rozegrać. Często słyszałem, że coś tak się w filmie robi i dawałem się przekonać rezygnując z własnego pomysłu. Teraz myślę, że zbyt często i pochopnie. Parę razy powinienem postawić na swoim. Jednak zasadniczych zmian w filmie by nie było. Od początku chciałem bowiem nakręcić maksymalnie prostą opowieść o ludziach uwikłanych w historię.

(Zygmunt Mułek, „Czesi śmiali się w kinie”, Panorama Legnicka, 28.07.2009)